Ratownicy TOPR znowu musieli skorzystać z prywatnej pomocy. Do potrzebującego pomocy turysty, TOPR-owców przetransportował prywatny śmigłowiec. Maszyna, należąca do firmy z Krakowa, nie jest jednak przystosowana do prowadzenia akcji ratunkowej w warunkach wysokogórskich.

TOPR miał swój śmigłowiec, przystosowany do ratownictwa górskiego Sokół, ale rozbił się on prawie pół roku temu. Zaraz po tym wypadku posypały się deklaracje od członków rządu, że taka maszyna pojawi się w Tatrach w ciągu kilku miesięcy. Skończyło się jednak tylko na deklaracjach.

A w Tatrach rozpoczął się właśnie sezon turystyczny i ratownicy są coraz bardziej zdesperowani. Naprawdę sytuacja jest bardzo groźna i z chwilą, kiedy decydował będzie czas o tym, czy kogoś uratujemy, czy nie, jedynym wyjściem jest użycie śmigłowca słowackich służb - twierdzi naczelnik TOPR Jan Krzysztof.

To jednak wiąże się z kosztami, które nie wiadomo kto pokryje. Godzina lotu tego śmigłowca kosztuje 2600 euro, ale bez niego ratunek może trwać nawet kilka godzin.

Tymczasem sprawa nowego śmigłowca dla TOPR-u utknęła w martwym punkcie. Wszelkie nasze inicjatywy, które podejmowaliśmy, rozbijały się na poziomie doradcy pana ministra Janika, który jest równocześnie pracownikiem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego i ewidentnie dba o interesy tej firmy, a nie o interes poszkodowanych - uważa Jan Krzysztof.

08:40