Pracowity weekend mieli ratownicy TOPR-u. W ciągu dwóch dni w Tatrach doszło do kilku wypadków, w tym jednego śmiertelnego. TOPR-owcom pomagają 2 małe prywatne śmigłowce, bo MSWiA – mimo obietnic – wciąż nie zakupiło nowego helikoptera dla ratowników.
Do najpoważniejszego zdarzenia doszło po słowackiej stronie Tatr, gdzie zginął polski taternik. Jak poinformowali ratownicy Horskiej Slużby, mężczyzna zginął w rejonie Kotlinki Hinczowej. Po dotarciu śmigłowcem na miejsce wypadku, lekarz mógł stwierdzić jedynie zgon taternika. Przyczyny tragedii są badane.
Pełne ręce roboty mieli wczoraj także polscy ratownicy TOPR. Rano udzielili pomocy lekarzowi z Krakowa, który podczas wspinaczki na Mnicha nad Morskim Okiem doznał udaru mózgu. Śmigłowcem został przetransportowany do szpitala.
Helikopter zabrał także turystkę z Doliny Pięciu Stawów Polskich, która zraniła się w głowę. Innego turystę z urazem głowy przetransportowano z Doliny Strążyskiej, a dwie osoby ze złamanymi nogami z hali Gąsienicowej i dojścia do Jaskini Mroźnej.
W sobotę ratownicy zwieźli z wysokich partii gór taternika, który złamał sobie nogę podczas wspinaczki na Zadnim Granacie. We wszystkich tych akcjach brały udział helikoptery użyczone przez prywatną firmę z Krakowa. Od stycznia TOPR nie ma własnego śmigłowca, który rozbił się podczas akcji ratowniczej na lawinisku pod Rysami. Mimo wielokrotnych obietnic MSWiA, śmigłowca jak nie było, tak nie ma.
Tymczasem maszyny typu Robinson R44 nie nadają się do prowadzenia akcji ratunkowych wprost na tatrzańskich ścianach. Ich zadaniem ma być szybki transport lekarza i ratowników w pobliże miejsca wypadku. Do bardziej skomplikowanych akcji TOPR-owcy muszą wzywać mocniejsze i przystosowane do tego maszyny np. Sokoła, Karpackiego Oddziału Straży Granicznej, który wkrótce powinien powrócić do służby po przeglądzie.
07:35