Na światło dzienne wychodzą kolejne szczegóły związane z głośną katastrofą francuskiego Concorde'a - przyczynił się do niej między innymi błąd załogi maszyny.
Tak twierdzi adwokat rodziny jednej ze 113 ofiar wypadku, który wydarzył się pod Paryżem latem tego roku. Rodzina żąda, by sprawę tę zbadali eksperci.
Kiedy zapalił się jeden z silników startującego Concorde’a, załoga powinna była poczekać, aż samolot wzbije się na wysokość co najmniej 122 metrów i dopiero później wyłączyć drugi silnik – takie są podstawowe reguły postępowania w czasie pożaru podczas startu, którym podporzadkowuje się zdecydowana większość pilotów na świecie. Adwokat twierdzi jednak, że wspomniane reguły lekceważą piloci francuskich linii Air France, którzy w razie pożaru często od razu wyłączają drugi silnik znajdujący się na tym samym skrzydle, żeby zapobiec rozprzestrzenianiu się ognia. Kłopot polega zdaniem adwokata na tym, że maszyna nie jest już w stanie później dolecieć do następnego lotniska.
Posłuchaj relacji paryskiego korespondenta radia RMF, Marka Gładysza:
00:00