Angola, Zimbabwe, Kirgistan, Nowa Zelandia i wiele innych mniej lub bardziej egzotycznych miejsc jak choćby Francja czy Austria. Wszędzie można usłyszeć „Dzień dobry” w języku polskim – od Polaków mieszkających za granicą, skupionych wokół polonijnych środowisk.
Polacy za granicą spotykają się, utrzymują kontakty - często tylko towarzyskie. Łączy ich język, czasem wspomnienia i wspólne zainteresowania: To jest klub ludzi, którzy społecznie pracują - mówi np. Wojtek Sztame, jeden z członków Klubu Polskich Nieudaczników w Berlinie.
Dzięki prowokującej nazwie pomysłodawcom udało się przyciągnąć wielu widzów: Nasi goście są z różnych grup społeczny. Żeby oni tu przychodzili, to to co prezentujemy musi być różnorodne i przyciągające - dodaje Sztame.
Polacy mieszkający za granicą chętnie spotykają się z rodakami, nie tylko formalnie, w ośrodkach czy klubach polonijnych, ale także towarzysko, żeby porozmawiać po polsku. W Wiedniu na przykład polonusy-żeglarze spotykają się w swoim klubie żeglarskim. Klub posiada własny jacht – omegę, a w czasie wakacji czarteruje jednostkę w Chorwacji. Z żeglarzami rozmawiał nasz wiedeński korespondent, Tadeusz Wojciechowski:
W Paryżu pracuje architekt wnętrz polskiego pochodzenia, Zbigniew Kozubski. Jego firma zajmuje się przekształcaniem starych ruder, czy zaniedbanych strychów w architektoniczne perły. Jak sam mówi, „ściąga” do siebie bardzo dziwnych klientów – ostatnio firma pana Kozubskiego przebudowywała wieżę zegarową na mieszkanie. Z architektem rozmawiał nasz paryski korespondent, Marek Gładysz:
Klub Polskich Nieudaczników – tak nazywa się grupa polskich artystów działających w Niemczech.
Jej członkowie nie ukrywają, że zaledwie 60 kilometrów od granicy z Polską ciężko jest zarobić na rodzimej kulturze. Trudno sprzedaje się polskie książki, bo ich większy wybór można znaleźć np. w Szczecinie. Nie ma sensu tworzenie w Niemczech instytucji polonijnych, bo jesteśmy tak blisko Polski, że i tak cały czas jesteśmy pod wpływem polskiej kultury - uważają działający w Niemczech Polacy.
Jak tłumaczą, z tego powodu ich propozycja nie jest komercyjna, a klubowa, czyli przeznaczona dla zamkniętego grona odbiorców. Ten, kto do nas przychodzi jest gościem i zgadza się na naszą propozycję. Nie chcemy być sztywną polonijną instytucją. Tworzymy raczej rodzaj miejsca wymiany poglądów - tłumaczą polscy artyści z Niemiec.