Jeszcze niedawno uważano, że to idea fix, że jest to zupełnie niemożliwe, że to się nigdy nie uda. A, jednak. Kolejne kryzysy na linii Moskwa - Kijów, a w konsekwencji całkiem realna groźba odcięcia w przyszłości także państw Unii Europejskiej od rosyjskiego gazu sprawiły, że zachodni politycy przejrzeli na oczy. Wreszcie polski postulat stworzenia Unii Energetycznej został poważnie potraktowany. I nie dziwię się. Musimy bowiem zacząć budować w Europie, a może i na świecie, coś na kształt "Energetycznego NATO".
W minionym tygodniu Komisja Europejskiej przedstawiła plan 40 działań na najbliższe 5 lat, by doprowadzić do zwiększenia wspólnotowego bezpieczeństwa energetycznego. To efekt propozycji złożonej wiosną zeszłego roku przez premiera Donalda Tuska. Wcześniej, w nowo wybranej jesienią ub. Komisji, utworzono już specjalne stanowisko Wiceprzewodniczącego ds. Unii Energetycznej. To był namacalny dowód na to, że Zachód poważnie potraktował polskie propozycje.
W ramach tworzenia Unii Energetycznej, Komisja planuje przede wszystkim potężne inwestycje w infrastrukturę przesyłową i magazynową. Bez tego można byłoby tylko sobie pomarzyć o wspólnotowym bezpieczeństwie energetycznym. Do tego przewiduje się również opracowanie planów prewencyjnych i awaryjnych w przypadku zakłóceń w dostawach gazu, czy innych nośników energii. W katalogu propozycji Unii Energetycznej ważne jest między innymi także i to, że Komisja zapowiedziała swoje uczestnictwo w negocjacjach gazowych prowadzonych przez poszczególne państwa członkowskie. Gdy do tego dołożyć standaryzację umów gazowych prowadzącą do wyeliminowania klauzul niekorzystnych z punktu widzenia wspólnego bezpieczeństwa energetycznego, to zaczyna się nam powoli wyłaniać pierwszy kształt Unii, o którą nam chodziło. Owszem, brak w niej jeszcze wielu elementów, na przykład wspólnych zakupów, ale chyba nikt nie miał złudzeń, że tak kontrowersyjny plan osiągnie się w 100% podczas "pierwszego podejścia.
Cóż, nie od razu Kraków zbudowano. Unii Europejskiej w obecnym kształcie również nie powołano od razu. Wszystko jest i musi być procesem wieloletnim. Ważne, że cel został przyjęty i widzimy wyraźny progres w podejmowanych działaniach. Wszak trzeba pamiętać, że nie chodzi o zwykłą decyzję jednego gremium, jakiś podpis na dokumencie i tyle! Nie można z dania na dzień wszystko to, co kształtowało się niezależnie od siebie przez ostatnie dziesięciolecia, w tym wieloletnie umowy, w 28. suwerennych państwach, zmienić w jeden dzień. Poszczególne kraje w Europie korzystają z różnych źródeł energii sprowadzanych z różnych stron Europy i świata, posiadają też różne miksy energetyczne. Tworzyły one do tej pory również różne strategie, które obowiązują do dzisiaj i są zaplanowane jeszcze na lata do przodu. Jak do tego dołożyć całkowicie odmienną wrażliwość tych 28. państw na przykład na paliwa kopalne, OZE, czy energię nuklearną, to mamy supeł, trudny do natychmiastowego rozwiązania!
Rzecz jasna, malkontenci, szczególnie z opozycji, zawsze znajdą powód do narzekań i lamentów. Ale może zamiast się obrażać na cały świat, że w planach Komisji węgiel nie jest wychwalany pod niebiosa, a gaz łupkowy się blokuje, albo, że nie ma jeszcze wspólnych zakupów, lepiej skupić się na szukaniu w Unii sojuszników, którzy podobnie jak my oceniają proponowane przez Komisję rozwiązania. Wtedy będzie łatwiej iść razem dalej do przodu, a kiedyś osiągnąć także wyznaczone cele.