Szczęśliwy finał trwającej niemal dobę akcji ratowniczej w kopalni Rudna w Polkowicach. Poszukiwany po wczorajszym wstrząsie górnik żyje. Ratownicy najpierw zlokalizowali maszynę, w której od chwili wstrząsu znajdował się mężczyzna, a później nawiązali z nim kontakt. "Górnik o własnych siłach wyszedł z maszyny" - podał dyrektor generalny kopalni Rudna Marek Świder. Według relacji ratowników poszukiwany górnik podczas akcji zachowywał się "normalnie, jakby przyszedł na dniówkę i po prostu miał gdzieś przejść"

Ok. 14.25 dostaliśmy informację z bazy ratowniczej, że zlokalizowano w kabinie operatora, który o własnych siłach wyszedł z niej (...). Czekamy tylko, żeby pracownik został wywieziony na powierzchnię - powiedział dyrektor kopalni Rudna Marek Świder podczas konferencji prasowej. 

Okazuje się, że od czasu wstrząsu pracownik był w kabinie operatorskiej. Często się mówi o nich "klatki". Miejsca w niej jest tyle, co w samochodzie. Siedzimy w samochodzie, przed nami jest ekran, joystik i za jej sterami siedzi operator - opowiadała podczas konferencji Anna Osadczuk, pełniąca obowiązki dyrektor Departamentu Komunikacji KGHM Polska Miedź.

Maszyna go uratowała, dlatego że nasze maszyny są specjalnie wzmacniane, aby operator, który jest w takiej "klatce" był bezpieczny. Są w stanie te maszyny i te "klatki" wytrzymać bardzo duży nacisk skał. Technika zadziałała - dodała Osadczuk.

Mężczyzna od siedmiu lat pracuje w kopalni. Ma 49-lat. Jest żonaty. Ma trójkę dzieci. 

Poszukiwania górnika trwały ponad dobę. To bardzo dobra praca ratowników i sztabu akcji ratunkowej, a do tego szczęście górnicze - powiedział Świder.

"Pierwszy raz widziałem takie zniszczenia"



To była bardzo trudna akcja. Pracuję od ponad dwudziestu lat i pierwszy raz widziałem takie zniszczenia - mówił Krzysztof Skraba, ratownik, który brał udział w trwającej dobę akcji ratowniczej w kopalni Rudna na Dolnym Śląsku.

Ratownik zdradził też, że poszukiwany górnik cały czas zachowywał spokój.

Kiedy mieliśmy bodajże 60 metrów do niego, to operator zgasił maszynę. Widział, że jesteśmy blisko i dawał nam znaki światłami, poczuł się bezpiecznie. On po prostu był odcięty z każdej strony i na nas czekał - opowiadał Skraba.

To jest adrenalina, to jest automatyzm. Myśli się, żeby jak najszybciej go wyciągnąć, on na pewno to odczuje, jak emocje opadną. Zachowywał się normalnie, jakby przyszedł na dniówkę i po prostu miał gdzieś przejść, gdzieś wyjść - dodał ratownik.

Wstrząs w kopalni Rudna

Do silnego wstrząsu, określanego jako "górnicza siódemka" doszło we wtorek przed godziną 14 na oddziałach G1 i G2 kopalni Rudna, na głębokości 770 metrów. W rejonie zagrożenia podczas wstrząsu było 32 górników. Z czternastu zaginionych po zdarzeniu, czternastu odnaleziono.

15 osób odniosło w wyniku wstrząsu obrażenia, z tego cztery przebywają w szpitalach w Głogowie, Nowej Soli i w Legnicy. Najciężej ranny jest 50-letni górnik, który z wielonarządowymi urazami trafił do Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Legnicy.

Opracowanie: