Kupując komórkę, przekażesz pieniądze na artystów. Taki mechanizm podatkowy planuje wprowadzić rząd rozszerzając opłatę reprograficzną na smartfony i tablety. Autorzy rozwiązania twierdzą, że opłata nie spowoduje podwyżek.
Opłata reprograficzna, czyli podatek od prywatnego kopiowania, pobierany jest w krajach Unii Europejskiej od prawie 20 lat od urządzeń, dzięki którym można kopiować dźwięk, tekst i obraz. Wprowadzono ją dla drukarek, ksero, magnetowidów, a także dla nośników, czyli płyt, kaset i papieru do drukarek.
Sęk w tym, że tak wyglądało kopiowanie tekstów, filmów i muzyki na początku wieku i Polska jest dziś wyjątkowym w Unii przypadkiem kraju, który ma "opłatę reprograficzną retro", nie pobierając opłaty reprograficznej od tabletów, smartfonów i telewizorów Smart.
Rząd zamierza to zmienić i wprowadzić system opłat od tych urządzeń.
Stawka nie przekraczać ma 4 procent wartości sprzętu. Dzięki temu rząd planuje uzyskać w przyszłym roku nawet 400 mln złotych.
Pieniądze z tej opłaty w znakomitej części trafić mają na Fundusz Wsparcia Artystów Zawodowych, z których - jak argumentuje Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu - większość ma niskie dochody, więc należy dopłacić do ich składek na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne. Ponadto pieniądze z opłat popłyną na konta stowarzyszeń różnego rodzaju twórców.
Autorzy rządowego projektu twierdzą, że wprowadzenie tej daniny nie spowoduje podwyżek cen smartfonów czy tabletów. Według komentarza do projektu, na rynku panuje bowiem taka konkurencja, że producenci wezmą opłatę na siebie. W ich ocenie tak dzieje się w innych krajach, więc jeśli tego nie zrobią, to klienci kupią urządzenia za granicą.