"Przygotowaliśmy ustawę i będziemy ją składać w tym tygodniu w Sejmie. To jest ustawa dla osób, kupiły sobie mieszkanie na swoje potrzeby, a nie po to, by inwestować w nieruchomości.” - mówiła w radiu RMF24 posłanka Koalicji Obywatelskiej Izabela Leszczyna. Była wiceminister finansów była gościem Michała Zielińskiego i odpowiedziała na "7 pytań o 7:07".
Michał Zieliński: Mam nadzieję, że nie ma pani kredytu i dobrze się dzisiaj spało?
Izabela Leszczyna: Mam kredyt. Nie spało mi się dobrze, tak jak większości Polaków. Tym bardziej, że większość tych osób, które dotknięte są fatalną polityką prezesa Glapińskiego i premiera Morawieckiego, czyli PiS-u, to są młodzi ludzie, którzy kupili sobie pewnie swoje pierwsze wymarzone mieszkanie i ich dochody nie są tak duże, żeby zamortyzować - używając języka ekonomicznego - ten bardzo wysoki wzrost stóp procentowych i rat. I uważam, że rząd powinien w tej sytuacji absolutnie coś zrobić.
Ale co tutaj zrobić? Na Zachodzie, ale też np. w Czechach duża część takich kredytów mieszkaniowych ma stałe oprocentowanie. U nas zmienne i jak widać - bardzo zmienne. Czy jest pani za tym, żeby pomyśleć o wsparciu np. takim jak na Węgrzech, że jest jakiś pułap oprocentowania?
My przygotowaliśmy ustawę i będziemy ją składać w tym tygodniu w Sejmie. To jest ustawa, która jest dedykowana właśnie tym osobom, które kupiły sobie mieszkanie, żeby swoje potrzeby mieszkaniowe zaspokoić, a nie po to, by inwestować w nieruchomości. I dla tych wszystkich osób, którym rata wzrosła o jakieś 30 % - a to są wszyscy, którzy zostali oszukani niejako przez prezesa Glapińskiego, który przez - przypomnę - około rok czy ponad rok powtarzał, że stopy będą już zawsze niskie, a przynajmniej bardzo, bardzo długo będą niskie. Pieniądz będzie tani i że warto brać kredyty. Podobnie mówił minister finansów, że państwo polskie też powinno się zadłużać, bo mamy dzisiaj tani pieniądz.
To prawda, ale pozostańmy jeszcze przy tych ciężko zadłużonych. Jak można by im pomóc?
Kiedy ci wszyscy oszukani przez Glapińskiego brali kredyt to ten tzw. WIBOR, czyli ta stopa procentowa wynosiła mniej więcej 0,28 procenta. Dzisiaj, ona wynosi prawie 5 procent. Po wczorajszej podwyżce pewnie znowu wzrośnie w ciągu najbliższych trzech miesięcy. To znaczy, że rata takich osób, które wzięły kredyt na 300 tys. na 25 lat wzrosła o mniej więcej tysiąc złotych. No więc, co można zrobić? A no to, że jeśli jest się w tej sytuacji, to z takim kredytobiorcom bank będzie musiał - w mojej ocenie, gdyby ta ustawa weszła w życie - umówić się w taki sposób: dodajemy, dorzucamy ci do tego WIBOR-u tylko 2 punkty procentowe - bo bank tak szacuje ryzyko kredytowe, że na pewno te 2 punkty procentowe wyższego WIBOR-u każdy będzie mógł spłacić. Natomiast całą resztę dopłacamy ci z Funduszu Wsparcia Kredytobiorców, to jest taki fundusz, który zaproponowaliśmy w ustawie, którą miałam przyjemność prowadzić pracując w Ministerstwie Finansów w 2015 roku. Banki się zrzucają na ten fundusz i z tego funduszu można tych kredytobiorców wesprzeć na ten okres, kiedy te raty nie wrócą do jakiegoś przyzwoitego poziomu, czyli do kiedy stopy będą tak wysokie. Na ten czas.
Czyli chodzi w tym rozwiązaniu o to, żeby państwo pokrywało koszty wzrostu stóp procentowych banku centralnego?
Nawet nie państwo, tylko banki. Banki, które w Polsce mają się bardzo dobrze, mają nadpłynność, nie bardzo wiedzą co robić z pieniędzmi.
Miliardy zysków rocznie.
Dokładnie około chyba 20 miliardów. Więc panie redaktorze, "toksyczne kredyty", czyli kredyty niespłacane dla banków są ogromnym problemem. Bankom opłaci się dzisiaj wesprzeć kredytobiorców, żeby oni nie wpadli w taką pętlę zadłużenia i w kłopoty. I to będzie korzystne dla tych ludzi, dla banków, a w konsekwencji dla całego państwa, bo to jest przecież ogromny problem społeczny.
Pani jako wiceminister finansów zajmowała się przejrzystością podatków i nic dziwnego, że Polski Ład się pani nie podoba.
Niekoniecznie. To znaczy, w Ministerstwie Finansów wszyscy powinni w jakimś sensie pilnować podatków. Samymi podatkami się raczej nie zajmowałam. To chyba media kiedyś wymyśliły sobie, ale jestem gotowa o podatkach mówić, bo każdy były minister, wiceminister finansów wie, że podatki są bardzo ważne i muszą być jasne, proste, przejrzyste i jak najniższe.
Pisała pani na początku roku, że "w Polskim Ładzie wyższe podatki są nakładane na osoby dobrze wykształcone, kreatywne, innowacyjne, na wolne zawody. Na tych wszystkich, którzy warunkują innowacyjność gospodarki". Mam nadzieję, że ten cytat jest wierny, bo też go wziąłem z internetu. A teraz to kolejne przepoczwarzenie się Ładu nagle sprzyja - w pewnym sensie - średniej klasie - waszym wyborcom w dużej mierze. Czy to jest zmiana na dobre?
Panie redaktorze, sprzyja jednej grupie, czyli tym, którzy są na skali podatkowej. Ja przypomnę, że premier Morawiecki namawiał przedsiębiorców do przechodzenia na ryczałt, więc oni teraz są znowu w jakiejś pułapce zastawionej przez PiS, bo stali się ryczałtowcami. Okazuje się, że przy niższym PIT może się im opłaciło być na skali, to po pierwsze. A po drugie, proszę pamiętać, że dla biznesu, dla tej grupy ludzi, o której pan redaktor był łaskaw wspomnieć - to są ludzie, którzy często prowadzą własne firmy albo choćby jednoosobowe działalności gospodarcze. I dla nich najważniejsza jest stabilność. Oni muszą wiedzieć na czym stoją. Tymczasem pan Morawiecki z panem Soboniem zafundowali nam trzy systemy podatkowe w jednym roku i w dodatku okazało się, że premier Morawiecki - i mówię to z przykrością - po raz kolejny okazał się kłamcą, co potwierdził pan Soboń. Morawiecki obiecał, że można będzie się rozliczyć według 2021 roku, tych zasad, a minister Soboń powiedział, że do 2021 roku powrotu nie ma. Więc nie jestem w stanie pochwalić PiS-u niestety za nic, co robią w systemie podatkowym od wielu miesięcy.
Państwu na pewno będą potrzebne pieniądze. Już się okazuje, że rząd np. nie doszacował wydatków na uchodźców. Ale uchodźcy to nie tylko wyłącznie koszty. Gospodarka potrzebuje pracowników, pracowniczek raczej w tym wypadku. Ma pani pomysł jak wykorzystać te nawet setki tysięcy Ukrainek na naszym rynku pracy? Jak to ułatwić, żeby one mogły pracować dla naszego PKB?
Ma pan rację, że w Polsce strukturalnie mamy taki problem, że brakuje rąk do pracy. Ta aktywność zawodowa Polaków jest dużo niższa, niż u naszych zachodnich sąsiadów. Dlatego tak naprawdę Ukraińcy, którzy jeszcze przed wojną u nas pracowali - to było znacznie ponad milion takich osób - to oni w gruncie rzeczy spowodowali, że mogliśmy się cieszyć tą dużą koniunkturą, bo były ręce do pracy. Ja myślę, że to dobrze pokazać na przykładzie dzieci w szkole. Żeby uchodźcy po traumatycznych przeżyciach zaaklimatyzowali się w kraju z innym językiem, bo to jest przecież ta główna bariera pomiędzy nami. Trzeba stworzyć im warunki do integracji i nauki języka. I gdyby te ukraińskie kobiety dostały taką ofertę, to byłoby im dużo łatwiej wchodzić na rynek pracy. Tymczasem PiS, który przez 6 lat zwalcza organizacje pozarządowe, NGOs-y i przyznaje granty w konkursach tylko jakimś tam instytutom wolności i innym organizacjom, na przykład panu Bąkiewiczowi. To takie NGOs-y nie zrobią tego, o czym ja mówię. Podobnie jest z dzieciakami w szkole. Zamiast je integrować, to Ministerstwo Edukacji chce je włożyć tak wprost z marszu, z tej wojny, do szkolnej ławki i powiedzieć: za trzy miesiące zdajesz egzamin. Tak się tego nie robi. Tu są potrzebni ludzie, którzy przez całe życie zajmują się właśnie problemami społecznymi, ale poprzez organizacje pozarządowe, a nie ministerialne, jakieś resortowe procedury. Zza biurka w Warszawie świat wygląda inaczej, niż wygląda naprawdę, niż jest naprawdę.
Te pieniądze, które byłyby potrzebne na integrację uchodźców, to jeszcze nic w porównaniu z tym, ile pieniędzy potrzebnych nam będzie pewnie na zbrojenia. Rządzący zapowiedzieli już nowy, kolejny fundusz poza budżetem. Dlaczego, pani zdaniem, te fundusze są tak przesuwane poza budżet państwa? I jeszcze drugie pytanie w jednym. Rządzący mówią też o zmianie konstytucji, żeby można się było mocniej zadłużać. To jest dobry pomysł? Poprzecie to?
Na pewno nie. Ja powiedziała już o tym, że ta zła polityka rządu, czyli polityka fiskalna i zła polityka banku centralnego, czyli polityka monetarna doprowadziły do tego, że mamy szalejącą drożyznę, bardzo wysoką inflację. Na to nałożyły się, oczywiście, kryzys energetyczny, dzisiaj wojna, więc ta inflacja będzie - i już jest - jeszcze wyższa. Natomiast błędy popełnił PiS. Gdyby nie to, mielibyśmy inflację o 5 punktów procentowych na pewno niższą. Więc na pewno nie zgodzimy się na likwidację konstytucyjnego limitu długu m.in. dlatego, że ten dług dzisiaj strasznie drogi.
Mimo tej palącej potrzeby zwiększenia możliwości sił zbrojnych?
Powiedział pan, że powstają kolejne fundusze poza budżetem i zapytał pan dlaczego. One powstają poza budżetem, bo gdybyśmy mieli normalne, przejrzyste finanse publiczne, to byśmy już przekroczyli niebawem konstytucyjny próg długu. Ten dług, według wyliczenia takiej statystyki, według statystyki unijnej, dzisiaj to jest około 57 procent PKB, więc PiS dlatego wyprowadza wszystko poza budżet. Z drugiej strony robi to także po to, żeby tymi funduszami manipulować, żeby móc z nich finansować krewnych, znajomych królika, albo jak w przypadku Rządowego Funduszu Inwestycji Lokalnych, gminy, które są z PiS-em w jakiś sposób zaprzyjaźnione przez swoje władze. Więc te fundusze poza budżetowe to jest złe rozwiązanie, ale uwaga, my zgodziliśmy się na Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych. Rozumiemy potrzebę zbrojenia armii, wiemy do czego PiS doprowadził armię przez wyrzucenie prawie wszystkich generałów, przez rozkradanie Polskiej Grupy Zbrojeniowej, przez wszystko, co zrobił pan Macierewicz i pan Błaszczak. Wiemy, że ta armia bardzo potrzebuje pieniędzy na zbrojenia, dlatego przygotowałam ustawę - ona jest także złożona w Sejmie - która pozwala w okresie najbliższych pięciu lat środków wydanych stricte na zbrojenia - a więc nie na emerytury żołnierzy, nie na jakieś fanaberie Macierewicza pod tytułem ławeczka, tylko stricte na zbrojenia - tych pieniędzy pozwala nie wliczyć, według polskiej statystyki, do długu publicznego. I to jest ustawa, która zmienia ustawę o finansach publicznych, ale nie dotyka konstytucji.