Rząd obiecuje "tarczę antyinflacyjną", czyli zestaw regulacji, które mają chronić Polaków od drożyzny i - jak zapowiada premier - "częściowo rekompensować wzrost cen ciepła, gazu, paliw i żywności".
Rząd już wcześniej opracował zasady dopłat do rachunków za prąd dla uboższych. Teraz mamy się dowiedzieć o kolejnych posunięciach, chroniących przed skutkami rosnących cen. Mateusz Morawiecki nawet nie zasugerował, jakie konkretnie rozwiązania rząd zastosuje. Będą to działania skierowane w pierwszej kolejności do grup szczególnie wrażliwych, czyli gospodarstw o niskich i średnich dochodach, ale z niektórych skorzystają wszyscy Polacy - mówił Mateusz Morawiecki, dodając: Znaczna część instrumentów zacznie działać jeszcze w grudniu.
Szczegóły tarczy antyinflacyjnej mają być znane w ciągu nadchodzących dni. Mogą polegać choćby na obniżeniu podatków zawartych w cenach, czyli głównie VAT.
Opozycja zaproponowała już gotowe rozwiązania prawne obniżające VAT na żywność. Dzięki temu zakupy spożywcze mogłyby być tańsze, nawet gdyby takie zmniejszenie podatków dotyczyło tylko podstawowych produktów. Tego rodzaju podatkowe posunięcie stosowano w ostatnim czasie na świecie, ale polskie władze twierdzą, że z redukcji VAT-u na jedzenie skorzystałyby sklepy, wcale nie obniżając adekwatnie cen dla kupujących, zwiększając za to swoje marże.
Największy wpływ na wysokość inflacji mają obecnie ceny paliw, więc szczególnie nasilone są żądania państwowej interwencji cenowej na tym rynku. Przeciwko obniżeniu akcyzy opowiedział się już jednak Jarosław Kaczyński. Nie powinno się ograniczać dochodów państwa, a akcyza to jest jeden z poważnych elementów dochodu państwa, szczególnie właśnie akcyza z benzyny - mówił niedawno w RMF FM Jarosław Kaczyński, dodając - Rząd na pewno powinien o tym myśleć i może tu wykorzystać różne metody, niekoniecznie obniżenie akcyzy, czyli obniżenie wpływów podatkowych. Sądzę, że coś takiego się stanie i będę za tym bardzo optował.
Sposób ograniczenia cenowego rajdu na stacjach paliw bez obniżania akcyzy wskazują Węgrzy. Od jutra ma obowiązywać tam urzędowa maksymalna cena oleju napędowego i benzyny 95. Litr może kosztować od jutra nie więcej niż 480 forintów, czyli 6 złotych i 7 groszy, przy czym ostatnio Węgrzy płacili już za litr 95 średnio równowartość 6,40 zł, a za diesla 6,50.
Rząd w Budapeszcie wyprzedza więc ten w Warszawie w działaniach antyinflacyjnych. Podobnie bank centralny Węgier, który już kilka razy podniósł stopy procentowe i w nadchodzący wtorek uczyni to zapewne po raz szósty z rzędu.
W Polsce nie tylko stopy procentowe, ale też ceny paliw są na razie niższe. W nowym tygodniu nie można się spodziewać ich spadku. W dodatku, mimo że ceny ropy w minionym tygodniu nieznacznie spadły, to mocno, aż o 8 groszy, podrożał dolar od poniedziałku dolar. Słabość złotego staje się kolejnym czynnikiem napędzającym inflację, a ponadto dodatkowo sprawia również kłopoty części konsumentów, którzy spłacają kredyty nominowane we franku szwajcarskim.
W nowym tygodniu spodziewajmy się również komentarzy po zawarciu w Glasgow porozumienia w sprawie klimatu, którego treść została tak osłabiona, że przewodniczący obradom brytyjski polityk Aloka Sharma przepraszał za to ze łzami w oczach.
Ciekawie zapowiadają się zmiany kursów kryptowalut i skazanych już przez niektórych na muzealny status metali szlachetnych, których notowania w zeszłym tygodniu gwałtownie ruszyły w górę.