Wiadomo już oficjalnie, że w nowym Sejmie będzie nas reprezentować sześć ugrupowań: koalicja SLD-UP, PO, Samoobrona, PiS, PSL i LPR. Na razie nie znamy dokładnego rozkładu mandatów ale jedno jest pewne: lewica nie będzie miała w Sejmie większości. A ta jest potrzebna, żeby szybko podejmować ważne dla państwa decyzje, zwłaszcza dotyczące jego finansów. Na czym można zaoszczędzić, by zlikwidować dziurę budżetową? Np. na nauczycielach.
Stary rząd na jednym ze swych ostatnich posiedzeń będzie dziś dyskutował o nowych propozycjach dotyczących budżetu. Zaciskanie pasa, które zapowiadamy od wielu dni może stać się faktem nawet wbrew wyborczym obietnicom. Czy stopnieją zarobki nauczycieli, a pensje pracowników budżetówki zacznie zjadać inflacja? Wstrzymanie waloryzacji płac w budżetówce to jedna z propozycji projektu budżetu na rok 2002. Pensje mogą być niższe od 5 do 5,5 procent bo taki jest przewidywany wskaźnik inflacji. Dotąd płace zawsze waloryzowano o wskaźnik inflacji, teraz prawdopodobnie będzie inaczej: „Płace zostaną takie same, jak w tym roku” – powiedziała rzeczniczka resortu finansów. Anna Sobocińska nie mówi ile budżet zaoszczędzi na tym posunięciu. Były minister finansów Jarosław Bauc uważa jednak, że będą to niewielkie pieniądze: „Pewnie w granicach miliarda złotych. Większa oszczędność będzie z tytułu wstrzymania kolejnego etapu podwyżek dla nauczycieli" – uważa Bauc. Jeśli rząd postanowi odstąpić od zapisów Karty Nauczyciela i od planu podwyższenia płac nauczycielom różnych szczebli, to z takiego zabiegu oszczędności mogą wynieść maksymalnie trzy miliardy złotych.
Takie są plany odchodzącego rządu, ale niewykluczone, że i nowy gabinet przychyli się do tych propozycji. Marek Belka, kandydat na ministra finansów, dawał już wcześniej do zrozumienia, że wstrzymanie płac w budżetowce jest konieczne. Czy tak się stanie, o tym zapewne zdecyduje przyszły rząd.
foto RMF
13:15