"Polska nie powinna na razie myśleć o zastąpieniu złotego euro" - mówi w rozmowie z RMF FM znany amerykański ekonomista profesor Nouriel Roubini. Amerykańskie media często nazywają go "człowiekiem, który przewidział ostatni kryzys finansowy", lub bardziej żartobliwie "Doktorem Zagładą".
W ostatni piątek były prezes Narodowego Banku Polskiego Marek Belka wezwał rząd Beaty Szydło, by jak najszybciej ogłosił zamiar przystąpienia do strefy euro. Wicepremier Mateusz Morawiecki odpowiedział mu, że nie jest przeciwnikiem tego pomysłu, ale dopiero za kilka lat.
Zdaniem profesora Roubiniego, to zły pomysł, bo nie jesteśmy jeszcze na to gotowi. Dlatego lepiej, żeby Polska zachowała na razie własną walutę.
W krótkiej perspektywie nie sądzę, żeby to była dobra decyzja. Lekcja płynąca choćby z przykładu Grecji pokazuje, że do unii walutowej należy przystępować tylko, jeśli mamy gwarancję uniknięcia szoków. Do tego historia krajów, które zachowały własną walutę, pokazuje, że dzięki niej można było uniknąć wielu skutków kryzysu. Pewnie dlatego kraje, które mają otwartą drogę do strefy euro, z tej ścieżki nie skorzystały. I to był dobry wybór. Lepiej poczekać, dobrze się przygotować, niż dołączyć za wcześnie. To właściwa decyzja - mówi Nouriel Roubini.
Skoro profesor jest jednym z tych ekonomistów, którzy przewidzieli ostatni kryzys, zapytaliśmy go o czyhające na nas zagrożenia.
W perspektywie 2-4 lat nie musimy obawiać się powtórki z wielkiego kryzysu 2008 roku - zapewnia Roubini. Zaznacza jednak, że jest cała seria zagrożeń, które mogą w taki kryzys się przerodzić.
Szczególnie trzeba zwracać uwagę na to, co dzieje się w największych światowych gospodarkach. Bo to może mieć przełożenie na cały świat. Na przykład warto patrzeć na Chiny: czy swoją globalną ekspansją nie sprowokują innych krajów do wojny handlowej. Trzeba też uważać na Amerykę.
W światowej gospodarce zawsze coś może pójść nie tak. Jest pewna lista potencjalnych zagrożeń, które oczywiście nie muszą się zmaterializować. Na przykład Chiny. Na ostatnim kongresie Komunistycznej Partii Chin zapadła decyzja o przeprowadzeniu reform. Chiny mają zmniejszyć zadłużenie i nadprodukcję dóbr, zobaczymy, jak im pójdzie. Kolejna sprawa to Stany Zjednoczone Ameryki. Administracja Donalda Trumpa może postawić na większy protekcjonizm, na ograniczenie migracji, na zbytni nacjonalizm gospodarczy. Zwłaszcza na to musimy zwracać uwagę. Z kolei w Europie jest pytanie o to, jak będzie przebiegała dalsza integracja w ramach Unii. Ja bym się obawiał także o wszelkie zagrożenia geopolityczne wynikające z populistycznego sprzeciwu wobec globalizacji. Objawiło nam się to w zwycięstwie Donalda Trumpa czy w referendum o wystąpieniu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej - mówi Roubini.
Zdaniem amerykańskiego ekonomisty, jeżeli na coś szczególnie uważnie powinniśmy zwracać uwagę, to na narastający na świecie protekcjonizm. On może zaszkodzić globalnej gospodarce.
Rzeczywiście, mamy na świecie pęd do protekcjonizmu, ale to na razie słowa. Zobaczymy, jak to wyjdzie w praktyce. Tego nie wiemy. Nawet w Ameryce - twierdzi Roubini.
Wiemy natomiast, że nadmierny protekcjonizm byłby niebezpieczny. Politykom wydaje się, że ochrona lokalnych miejsc pracy i firm jest korzystna. Ale z drugiej strony, jeśli jeden kraj wprowadzi ograniczenia dla zagranicznych firm, to drugi może zrobić to samo. To by doprowadziło do wojen handlowych, na których wszyscy tracą. Oczywiście warto pamiętać, że handel i globalizacja prowadzą do wielu nierówności. Jedne firmy i grupy zawodowe na globalizacji zyskują, inne tracą. Politycy powinni więc skupić się na ochronie tych, którzy mogą na tym procesie ucierpieć. Warto pomyśleć o funduszach wspomagających, o lepszej edukacji i dostosowaniu zawodowym tych, którzy są zagrożeni. To warunek utrzymania otwartej światowej gospodarki. Rozwiązaniem nie powinno być więc stosowanie sankcji, nadmiernych regulacji i barier handlowych, tylko systemowe zadbanie o najsłabszych. Tak by globalizacja służyła wszystkim, a nie tylko niewielkiej grupie - zaznacza ekonomista.
W rozmowie z RMF FM Nouriel Roubini twierdzi, że choć ryzyk na świecie jest wiele, to kryzysu nie trzeba się na razie szczególnie obawiać.
W tej chwili ryzyko globalnej recesji jest niewielkie, jeżeli w ogóle istnieje. Wzrost gospodarczy przyspiesza, giełdy mają się lepiej, banki mają mniejsze zadłużenie i więcej pieniędzy w skarbcach, mamy skuteczniejszy nadzór. Niemniej jednak trzeba uważać, być ostrożnym. Bo choć w perspektywie najbliższego roku ryzyko kryzysu i recesji jest niewielkie, to trzeba patrzeć na to, czy nie narastają nam jakieś bańki spekulacyjne. Jeżeli tego będziemy pilnować, to przez najbliższe 2-4 lata wszystko powinno być w porządku - podsumowuje Nouriel Roubini.
(e)