Rząd Wielkiej Brytanii wykonał w tył zwrot. Odwołał decyzję o zniesieniu progu podatkowego dla najbogatszych. Nieprzemyślana korekta budżetowa zagroziła Brytyjczykom olbrzymi kryzysem finansowym i naraziła rządzące elity na ostrą krytykę.

Nieczęsto mamy w polityce do czynienia z tak spektakularnym odwrotem. Rząd premier Liz Truss nie miał praktycznie wyjścia. Zapowiadając korektę budżetową, doprowadził do upadku funta i podważył wiarygodność fiskalną Wielkiej Brytanii na arenie międzynarodowej. Znalazł się tym samym pod ostrą krytyką własnej partii i to na samym początku sprawowania władzy. Upierając się przy podtrzymaniu decyzji o obniżeniu podatków, podpisałby na siebie polityczny wyrok śmierci. Tak, pozostanie wstyd, a rządzić będzie dalej. 

"Zniesienie 45-procentowego progu podatkowego zaburzyło poważnie obraz naszej polityki" - przyznał na antenie BBC minister finansów Kwasi Kwarteng. Ale nie stać go było na słowo przepraszam.

Rząd zaproponował korektę budżetu, nie konsultując się z instytucjami, które powinny patrzeć mu na ręce. Reakcja rynków finansowych była surowa, co zmusiło Bank Anglii do bezprecedensowej interwencji. Kosztem 65 miliardów funtów Bank wykupił państwowe obligacje, co zapewniło ochronę brytyjskim funduszom emerytalnym.

Gdyby - jak zapowiadano - podniesiono stopę procentową, tysiące Brytyjczyków, w zależności od pożyczonej kwoty, musiałoby znaleźć w kieszeni dodatkowe kilkaset funtów miesięcznie na raty kredytowe.

Brytyjczycy stanęli wobec poważnego kryzysu finansowego, a zawirowania wywołane pochopnymi decyzjami fiskalnymi są kompromitacją rządów premier Liz Truss. Przez tydzień broniła decyzji ministra finansów. Jeszcze wczoraj potwierdziła na antenie BBC, że nie zamierza się z nich wycofać. Dziś jest już po wszystkim.

Funt zyskał na wartości, ale następczyni premiera Borisa Johnsona będzie musiała odbudować nadwyrężoną reputację, co nie będzie takie łatwe.

Opracowanie: