Przed wyborami prezydenckimi w Rosji 4 marca i praktycznie pewnym powrotem Władimira Putina na Kreml inwestorzy wycofują pieniądze z Rosji. Tylko w styczniu z rosyjskiego rynku "wypłynęło" 17 miliardów dolarów - podaje Ministerstwo Ekonomicznego Rozwoju.
Wysokie tempo wycofywania kapitałów z Rosji utrzymywało się też w całym ubiegłym roku. Wycofano prawie 85 miliardów dolarów, czyli 2,5 razy więcej niż rok wcześniej.
Trudno powiedzieć cokolwiek o tym, jakie dane uzyskamy za luty i marzec, ale twierdzimy, że w końcu pojawi się tendencja odwrotna - napływ kapitału - próbuje uspokajać Andriej Klepacz, wiceszef Ministerstwa Ekonomicznego Rozwoju.
Z kolei w Centralnym Banku Rosji przyznano, że takie tempo wycofywania aktywów z rosyjskiego rynku jest świadectwem "trochę niestabilnej, niezrównoważonej" sytuacji w Rosji. Bank twierdzi jednak, że w styczniu wycofano z Rosji jedenaście, a nie 17 miliardów dolarów.
Zdaniem wielu rosyjskich ekonomistów, na sytuację wpływają zbliżające się wybory prezydenckie i oceniany źle przez inwestorów klimat inwestycyjny w Rosji. Rośnie też inflacyjna presja i premier Władimir Putin przyznał, że inflacja może być w tym roku wyższa niż zakładane 6 procent. A wpływ na to mogą mieć przedwyborcze obietnice Putina. W rosyjskiej prasie pojawiły się wyliczenia, które wskazują, że to, co obiecuje Władimir Putin, będzie można zrealizować tylko w przypadku zaostrzenia relacji czy nawet konfliktu zbrojnego z Iranem, bo wówczas ceny za ropę naftową mogą poszybować nawet do poziomu 200 dolarów za baryłkę.