"Pierwsze reakcje na zamieszanie z budową drugiej nitki Jamału były na Ukrainie bardzo ostre i bardzo krytyczne. Po cichu politycy w Kijowie mówili: "To nóż w plecy Ukrainy" - mówi Jacek Piechota, prezes Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej i były minister gospodarki. W rozmowie z dziennikarzami RMF FM Michałem Zielińskim i Krzysztofem Berendą dodaje jednak, że później emocje nieco opadły. "Pojawiły się szczegółowe informacje, wyjaśnienia, co zostało rzeczywiście podpisane w Petersburgu, a więc memorandum o tym, że będziemy analizować, będziemy szukać ekonomicznych uwarunkowań, i to przecież niczego nie przesądza" – wyjaśnia Piechota.

Krzysztof Berenda: Czy Ukraińcy mają nam za złe ostatnie zamieszanie z budową drugiej nitki Jamału? Ta nitka bowiem miała omijać Ukrainę. Czy widzi pan żal u nich?

Jacek Piechota: Powiem szczerze - pierwsze reakcje były bardzo ostre i bardzo krytyczne. Może nie były wyrażane publicznie, ale po cichu ukraińscy politycy mówili w Kijowie: "To nóż w plecy Ukrainy". Te reakcje brały się przede wszystkim stąd, że zabrakło informacji, przygotowujących wyjaśnień z polskiej strony. Ale co tu się dziwić, że zabrakło informacji w Kijowie, skoro przepływ informacji między polskimi ministrami i urzędami a premierem też pozostawia wiele do życzenia.

K.B.: Zostały obawy? Czy oni dalej mają duży żal do nas?

Nie. Później pojawiły się szczegółowe informacje, wyjaśnienia, co zostało rzeczywiście podpisane w Petersburgu, a więc memorandum o tym, że będziemy analizować, będziemy szukać ekonomicznych uwarunkowań i to przecież niczego nie przesądza. A jednym z ekonomicznych uwarunkowań - rzutujących na zasadność bądź nie - budowy tak zwanej pieremyczki, jest przecież również to, jak będzie się rozwijała współpraca polsko-ukraińska, jak będą budowane moce przesyłowe między polskim a ukraińskim systemem przesyłowym. Tu jest wiele pytań, na które wpływ ma również ukraińska strona. Ważne, aby była ona aktywnym uczestnikiem tych analiz.

Michał Zieliński: Mamy z Ukrainą wspólne, zbliżone interesy ekonomiczne. Szczególnie na obszarze energetycznym, w tym gazowym. Czy ta współpraca będzie przybierać jakieś mocniejsze wymiary instytucjonalne? Czy ta współpraca będzie ubrana w jakieś wspólne instytucje?

Powiem szczerze: to bardzo leży nam na sercu w Polsko-Ukraińskiej Izbie Gospodarczej, która skupia i polskie, i ukraińskie firmy. A niestety muszę powiedzieć, że często bywa tak, iż szumne deklaracje na najwyższych szczeblach, przyjaźń prezydentów, deklaracje międzyrządowe, nie przekładają się wprost na konkretne ekonomiczne projekty, które by silniej, zdecydowanej integrowały nasze systemy. Przykładem jest chociażby wciąż nieuruchomiony projekt przesyłu energii elektrycznej, słynna "750-tka". Takie przykłady można mnożyć. Polskiej stronie czasem bardzo trudno przejść z poziomu deklaracji politycznych na biznes. Trochę winy jest też i po stronie ukraińskiej, bo wśród polskich managerów panuje przekonanie, że Ukraina to kraj wysokiego ryzyka inwestycyjnego, zatem ostrożnie. Mówimy: nie, to nie jest tak, projekty, szczególnie duże, szczególnie infrastrukturalne, szczególnie związane z dużymi inwestycjami, są absolutnie na Ukrainie bezpieczne.

M.Z.: Jest taka sfera, w której ostatnio oba nasze kraje - Polska i Ukraina - znajdują się, można powiedzieć, w awangardzie światowej. Chodzi o próby rozpoznania, poszukiwania, wykorzystania zasobów gazu w łupkach. I Polska i Ukraina tutaj są na czele, w pierwszej linii. Czy będziemy czynić kroki, które by zmierzały do tego, żeby oba kraje współpracowały w tej sferze, czy będziemy konkurować? Przecież Ukraina jest poza Unią Europejską, teoretycznie na przykład przepisy środowiskowe dają im tutaj nad nami pewną przewagę.

Mamy nadzieję, że będziemy współpracować. Warto wymieniać się informacjami, doświadczeniami, warto unikać błędów, lepiej uczyć się na cudzych błędach niż na własnych. Właśnie dlatego, że zabrakło, czy - w naszej ocenie, izbowej - brakuje nam ścisłej współpracy, wymiany doświadczeń, wymiany informacji. Dlatego kilka miesięcy temu powstała idea zorganizowania konferencji gazowej poświęconej współpracy i w obszarze gazu łupkowego, i w budowie terminali, bo oba kraje z tych samych powodów - szukania możliwości dywersyfikowania kierunków dostaw - podjęły decyzję o budowie terminali gazowych, i w obszarze integracji systemów przesyłowych. Mamy nadzieję, że po tym dzisiejszym, warszawskim spotkaniu, relacje - między Naftohazem, operatorami przesyłowymi, inwestorami realizującymi projekty terminali - będą znacznie bardziej bezpośrednie, otwarte.

K.B.: To ja w takim razie zapytam: czy może aby lepiej współpracować, warto byłoby powołać w Polsce jedną instytucję, albo niech będzie jedno ministerstwo, które zajmuje się sprawami gazowymi? Bo teraz to robi i Ministerstwo Skarbu, i Ministerstwo Gospodarki, i Ministerstwo Środowiska, i Urząd Regulacji Energetyki, i UOKIK nawet. Może niech to robi jedna instytucja.

No, panie redaktorze, tym tokiem myślenia idąc, trzeba by było powołać specjalne ministerstwo zajmujące się problemami górnictwa, węgla kamiennego, przemysłu lekkiego.

K.B.: Nie, ja nie mówię o powołaniu ministerstwa, niech będzie jedno ministerstwo, które to robi. Na przykład "gospodarka" albo "skarb".

Te kompetencje w gruncie rzeczy są bardzo precyzyjnie podzielone. Problem tkwi nie w kompetencjach, a w trzymaniu się tych kompetencji...

K.B.: To kwestia ludzi?

...i w kompetencjach tych, którzy realizują te kompetencje.

Krzysztof Berenda: Czyli jest problem z politykami, a nie z podziałem obowiązków, tak?

W mojej ocenie zdecydowanie tak. Zadania są precyzyjnie podzielone. Ktoś odpowiada za kwestie właścicielskie, a właściciel musi dbać o podnoszenie aktywów, o biznes, o realizowanie projektów biznesowych i ktoś odpowiada za politykę regulacyjną, a więc za przesył, za bezpieczeństwo energetyczne, również za budowanie konkurencyjnego rynku energii i gazu. Tutaj w tym zakresie rolę ministra skarbu i ministra gospodarki są bardzo precyzyjnie podzielone. Ja z tym problemu w moich czasach nie miałem.