W niedzielę Grecy po raz drugi w tym roku pójdą do urn. W powtórzonych wyborach wybiorą nowy parlament. Jak rozwinie się sytuacja w dotkniętym przez kryzys kraju? Możliwe są trzy scenariusze.
W ostatnich sondażach, publikowanych dwa tygodnie temu (od tego czasu trwa cisza wyborcza), liderem była skrajnie lewicowa partia Syriza. To jej wszyscy boją się najbardziej. Charyzmatyczny młody przywódca Syrizy Alexis Tsipras zapowiada, że będzie walczył z zachodem. Chce zatrzymać pomoc finansową z zagranicy i chce pozostać w strefie euro. Nie chce natomiast spełniać warunków tej pomocy. Tsipras zapowiada, że gdy tylko utworzy rząd, będzie chciał cofnąć zwolnienia urzędników, obniżyć nałożone przez zachód wymagania cięcia długu, a całość kosztów przerzucić na banki i finansjerę. Łatwo się domyślić, że taki program przyciąga wyborców.
Kanclerz Niemiec Angela Merkel powiedziała, że nie ustąpi i nie zaakceptuje rządań Tsiprasa. Ostrzej wypowiedział się słowacki premier Robert Fico. Polityk stwierdził, że jeżeli Grecy odrzucą porozumienie z resztą Europy, to on nie chce widzieć tego kraju w strefie euro. Tsipras ryzykuje więc, że Grecy nie dostaną tylu unijnych funduszy, ilu by chcieli. Z tego powodu kraj może wpaść w jeszcze głębszą recesję.
Dojście Syrizy do władzy może oznaczać duże zamieszanie w Europie. Na pewno będziemy słyszeć od politycznych i finansowych władz Europy, że to katastrofa. Ceny walut będą szaleć. Każdy, kto ma kredyt w euro albo franku szwajcarskim, dostanie zapewne palpitacji serca.
Drugą partią w sondażach jest Nowa Demokracja. To umiarkowane ugrupowanie centroprawicowe, które popierało poprzedni technokratyczny rząd Lukasa Papademosa.
Jeżeli ta partia zdoła utworzyć rząd, to Europa na chwilę odetchnie. Jej lider Antonis Samaras zapowiada, że co prawda będzie renegocjował warunki pomocy dla Grecji, ale będzie je tylko zmieniał. Nie zerwie i nie wyrzuci do kosza jakiegokolwiek porozumienia.
Rządy Nowej Demokracji byłyby chyba najzdrowszym rozwiązaniem, dla tych, którzy nie lubią rewolucji. Istnieje jednak ryzyko, że Samaras przestraszy się kanclerz Merkel i znów wynegocjuje taki pakiet oszczędności, który utrzyma kraj w recesji.
Jest jeszcze trzecia opcja, najgorsza z możliwych: nie wygra nikt. Jeżeli po wyborach znów znajdziemy się w takim klinczu jak miesiąc temu, to czekają nas kolejne tygodnie i miesiące zawirowań, przekrzykiwań i kampanii wyborczej, która zawsze sprzyja radykałom. Rynki tego nie lubią. Brak rządu oznacza także, że wszystko stoi. Oszczędności nie ma, prywatyzacja leży, a przerażeni ludzie wycofują z banków swoje pieniądze, bo nie wiedzą co jutro się tu stanie. Dość powiedzieć, że od początku greckiego kryzys ludzie wypłacili z banków i schowali w skarpetach jedną trzecią depozytów.
Grekom przychodzą do głowy najdziwniejsze pomysły. Reporter RMF FM Krzysztof Berenda usłyszał od kilku Greków, że Niemcy mogą nakazać zlicytowanie ich kraju, albo, że wkrótce na Peloponezie pojawią się europejskie wojska, które zmuszą Greków do oddania całego majątku. To oczywiście fantasmagorie i nic takiego w cywilizowanym świecie się nie wydarzy. Chociaż...
Nas w tym scenariuszu czeka wielkie zamieszanie na rynkach. Warto więc trzymać kciuki za Greków.
Grecy muszą wybrać 300 parlamentarzystów. Żeby samodzielnie rządzić, jedna partia musi dostać w wyborach co najmniej odsetek głosów w przedziale 36,4% - 42,69%. Co ważne, zwycięzca wyborów "w bonusie" dostaje dodatkowe 50 miejsc w parlamencie. Warto więc bić się o palmę pierwszeństwa.
Gdy tylko marszałek parlamentu oficjalnie ogłosi wyniki wyborów i będzie samodzielny zwycięzca, prezydent republiki powoła nowy rząd i premiera.
Jeśli nikt nie będzie miał absolutnej większości, to misję tworzenia koalicji dostaje lider partii, która dostała najwięcej głosów. Jeżeli mu się to nie uda w ciągu trzech dni, to pałeczka przejdzie do lidera partii numer dwa i potem numer trzy.
Gdy i to zawiedzie, prezydent, w czwartym i ostatnim ruchu, wezwie do siebie wszystkie partie i będzie je namawiał do powołania rządu jedności narodowej. Gdy i to nie przyniesie efektu - czekają nas trzecie wybory parlamentarne w Grecji.