We Francji dziś "czarny czwartek". Cały kraj ma zostać sparaliżowany przez strajk sektora publicznego. Już wczesnym rankiem nie kursowała połowa pociągów i nie startowała część samolotów. Tłumy paryżan tłoczyły się natomiast w oczekiwaniu na nieliczne składy metra. Związkowcy domagają się od rządu walki z bezrobociem i spadkiem płacy realnej oraz ochrony sfery budżetowej w obliczu kryzysu.
Według sondaży, strajk popiera - przynajmniej teoretycznie - większość Francuzów. Komentatorzy tłumaczą, że ludzie coraz bardziej obawiają się pogorszenia ich sytuacji materialnej z powodu kryzysu gospodarczego, są więc zadowoleni z faktu, że związkowcy żądają generalnych podwyżek płac.
W praktyce jednak w pękającym w szwach paryskim metrze rośnie oburzenie. Nie jestem przeciwko strajkowi, popieram żądania związkowców. Ale nie mogę zrozumieć, dlaczego cierpieć mają zwykli ludzie, którzy śpieszą się do pracy - żalą się paryżanki w rozmowie z korespondentem RMF FM Markiem Gładyszem. Posłuchaj:
Francuski przewoźnik lotniczy Air France odwołał w czwartek co trzeci lot na krótkich i średniodystansowych trasach na paryskim lotnisku Orly. W mniejszym stopniu dotknięte strajkiem będzie największe lotnisko w Paryżu - Roissy-Charles-de-Gaulle - tam anulowany będzie co dziesiąty lot Air France. W "czarny czwartek" strajkować będą także pracownicy poczty, energetyki, szpitali, sądownictwa i telewizji publicznej.
Z powodu protestów nauczycieli zamkniętych ma być wiele francuskich szkół. Zgodnie z przewidywaniami do strajków i ulicznych protestów dołączą - oprócz personelu sektora państwowego - także pracownicy prywatnych firm, m.in. banków czy fabryk samochodowych takich producentów, jak Renault czy PSA Peugeot-Citroën.