Przeleciał Atlantyk pod wiatr, w maleńkim samolocie, ubrany w garnitur. Pobił rekord długości lotu i dowiódł, że samoloty nadają się do długich, międzykontynentalnych podróży. Mija właśnie osiemdziesiąt lat od niezwykłego wyczynu Stanisława Skarżyńskiego.
Skarżyński odbył swój historyczny lot 8 maja 1933 roku. Rekord długości lotu pobił, lecąc małym polskim samolotem turystyczno-sportowym RWD-5bis. Wystartował z wybrzeża Senegalu i w ponad 20 godzin przeleciał 3582 km. Wylądował w brazylijskiej miejscowości Maceio.
Przed Skarżyńskim sztuki tej próbował dokonać m.in. Ludwik Idzikowski, ale za pierwszym razem mu się to nie udało, a druga próba, w 1929 roku, zakończyła się tragicznie.
Chociaż Skarżyński wcale nie był najmocniejszym polskim lotnikiem, to miał charakter, wolę i fantazję, by czegoś takiego dokonać - wspomina teraz Andrzej Glass, historyk lotnictwa. W Polsce przeważyło podejście, że skoro ludzie tak łatwo tam giną, to nie należy ryzykować. Skarżyński swój plan utrzymywał w zasadzie w tajemnicy. Zaproponował oficjalnie, że chce po postu pobić rekord odległości lecąc do Afryki i z powrotem - mówi.
Swój prawdziwy cel podróży pilot wyjawił dopiero w senegalskim Saint-Louis komisarzowi sportowemu, który mógł potwierdzić bicie rekordu. Leciał samolotem lżejszym niż 450 kg, bez spadochronu i bez radia. Było to czyste szaleństwo, ale on sam twierdził, że spadochron nie jest mu potrzebny, bo jego jednego na Atlantyku i tak nikt nie znajdzie i nie uratuje - opisuje historyk. Skarżyński leciał też bez kombinezonu, hełmu i całego lotniczego wyposażenia - jedynie w garniturze i kapeluszu.
Wystartował nocą, bo Brazylię chciał zobaczyć o świcie. Po drodze musiał zmierzyć się z kilkoma burzami, niedługo przed metą miał też problemy z silnikiem. Wszystko skończyło się jednak szczęśliwie.
Gdy wylądował, potraktowano go trochę niepoważnie. Przede wszystkim nikt nie chciał uwierzyć, że Skarżyński przeleciał przez Atlantyk takim małym samolotem. Uwierzono dopiero po sprawdzeniu depesz, które przyszły z Afryki do brazylijskiego portu lotniczego i porównano znaki rejestracyjne samolotu - wyjaśnia Glass. Dokonał rzeczy trudnej. To wszystko było na wesoło, mimo że ryzyko było duże - podkreśla.
Skarżyński nie był pierwszym, który przeleciał nad Atlantykiem bez międzylądowania. Pierwsi w 1919 roku dokonali tego dwaj Brytyjczycy: John Alcock i Arthur Brown. Samodzielnie po raz pierwszy podróż tę odbył w 1927 roku Amerykanin Charles Lindbergh. Choć Skarżyński nie był pierwszym, który przeleciał przez Atlantyk, to jako pierwszy doleciał w trudniejszym kierunku, czyli pod wiatr. Na ogół nad Atlantykiem panują wiatry zachodnie, dlatego przelot z Ameryki do Europy jest znacznie łatwiejszy, niż z Europy do Ameryki - mówi ekspert. Pilota hucznie witała Polonia w Ameryce Południowej, a i w kraju przyjęto go owacjami. Polacy byli dumni z samego Skarżyńskiego, ale i z tego, że nasz przemysł lotniczy wyprodukował maszynę, która umożliwiła historyczny lot. Sam pilot otrzymał awans w wojsku. To był czas, kiedy na całym świecie udowadniano, że samolot nadaje się do dalekich przelotów i komunikacji, np. przez Atlantyk. Dopiero po kilku takich lotach uwierzono, że można taką komunikację lotniczą organizować. Jego dokonanie miało więc pionierskie znaczenie - przypomina Glass
O pilocie Skarżyńskim głośno było już wcześniej. W 1931 roku zaproponował, że na jednym z pierwszych produkowanych w Polsce samolotów PZL Ł.2 wykona lot dookoła Afryki. Jego zakończona sukcesem podróż, w sumie ponad 25 tysięcy km, przywróciła nieco podupadłą już wiarę w umiejętności polskich pilotów.
Co ciekawe, Skarżyński został pilotem właściwie przez przypadek. W 1918 roku wstąpił do Wojska Polskiego i walczył w wojnie polsko-bolszewickiej. W 1920 roku podczas bitwy pod Radzyminem został poważnie ranny w nogę. Przeszedł 18 operacji. Dopiero po dwóch latach zaczął chodzić o lasce. Marzył, by wrócić do wojska i doszedł do wniosku, że największe szanse ma w lotnictwie, bo tam najmniej trzeba chodzić - opowiada Glass.
W kwietniu 1939 roku Skarżyński został prezesem Aeroklubu Rzeczypospolitej Polskiej, a kilka miesięcy później znalazł się w Dowództwie Lotnictwa Armii "Pomorze". Skierowano go do Rumunii, gdzie organizował przerzuty polskich lotników do Francji. W 1940 roku przedostał się do Francji i organizował lotnictwo polskie. Po upadku Francji mianowano go komendantem Polskich Szkół Pilotów w Hucknall i Newton w Wielkiej Brytanii. Zginął w czerwcu 1942 w czasie powrotu z brytyjskiego nalotu na Bremę.
(jad)