Skandal wokół dwu metrowej statuy Carli Bruni w stroju robotnicy. Posąg z brązu zamierza wznieść popierający prezydenta Nicolas'a Sarkozy'ego mer podparyskiej miejscowości. Jak sam twierdzi, chce w ten sposób złożyć hołd włoskim imigrantkom, które kiedyś pracowały w miejscowej fabryce.
Kontrowersyjna statua ma kosztować blisko 100 tysięcy euro. Na dwa miesiące przed francuskimi wyborami prezydenckimi liderzy lewicowej opozycji zapowiadają, że nie dopuszczą do robienia - za publiczne pieniądze - darmowej reklamy żonie Nicolas'a Sarkozy'ego. Ten ma w najbliższych dniach oficjalnie ogłosić, że będzie ubiegał się o drugą kadencję w Pałacu Elizejskim.
Według francuskich mediów, władze Nogent-sur-Marne mają pokryć połowę kosztów przedsięwzięcia. Wzniesienie pomnika na cześć "pracowitych Włoszek" było przewidziane w miejskim budżecie. Mer Jacques Martin nie sprecyzował jednak, że ma do niego pozować Pierwsza Dama Francji.
Bliskie otoczenie Carli Bruni podkreśla, że modelka i piosenkarka często zgadza się, żeby pozować artystom. Robi to zawsze za darmo i nie ma w tym żadnych celów politycznych. Projekt statui nie powinien więc być wykorzystywany w kampanii prezydenckiej przez przeciwników Nicolasa Sarkozy'ego.
Według przywódców opozycji, rzeźbienie modelki-milionerki w stroju robotnicy jest wręcz "groteskową obelgą" wobec biednych imigrantek, które kilkadziesiąt lat temu ciężko pracowały w miejscowych zakładach przetwarzania ptasich piór. Komentatorzy ironizują, że Pierwsza Dama Francji jest bardziej przyzwyczajona do pawich piór wplecionych w seksowne wieczorowe stroje niż do pracy przy taśmie w fabryce.
Faworytem kwietniowo-majowego wyścigu do Pałacu Prezydenckiego we Francji pozostaje kandydat socjalistów Francois Hollande, który wyprzedza Sarkozy'ego w sondażach o blisko 10 procent.