"W prasie czytam, że kandydując do PE mam ratować Dolny Śląsk, ale on nie potrzebuje ratunku. Ja nie mam w sobie nic z pogotowia ratunkowego. Nie palę się do kandydowania, ale jeśli Tusk powie: 'Bogdan ratuj', to pewnie się nie uchylę" - mówi minister kultury Bogdan Zdrojewski w Kontrwywiadzie RMF FM. Gość Konrada Piaseckiego odpowiada też Pawłowi Grasiowi, który rano zachwalał jego kandydaturę na eurodeputowanego. "Uodporniłem się na komplementy. Lubię, kiedy mam wybór" - dodaje.
Konrad Piasecki: 3 miliony publicznych pieniędzy na "Kamienie na szaniec", to dobrze wydane pieniądze?
Bogdan Zdrojewski, minister kultury: Nie 3 miliony, ale dla 3 milionów publiczności. Wydaje mi się, że tak. Film historyczny, dobrze zrealizowany, bardzo sprawnie zrobiony film, z dobrym montażem, grą młodych aktorów.
Tyle że harcerze i kombatanci mówią: antyharcerski, antyakowski, niewyobrażalna konfabulacja.
To ci, którzy filmu jeszcze nie widzieli.
Też ci, którzy widzieli.
Ci, którzy oglądają film są jak nie zachwyceni, jak nie zauroczeni, to usatysfakcjonowani, bo film trzyma w napięciu, jest bardzo interesujący, tak jak powiedziałem dobrze zagrany. Dobrze, że na rocznicę Powstania Warszawskiego przypominamy różne epizody z okresu II Wojny Światowej, i to sprawnie.
Panie ministrze, ale zgodzi się pan bohaterowie "Kamieni na szaniec" są w nim uwspółcześnieni do granic absurdu.
Pan jest wychowany na lekturze i być może rzeczywiście takie wrażenie jest zasadne.
Ja wiem, jakie to było pokolenie, to naprawdę było inne pokolenie dzisiejszych 17-, czy 18-latków. A oni w tym filmie są tacy, jakbyśmy wzięli dzisiejszych gimnazjalistów, czy licealistów i postawili ich na czele Szarych Szeregów.
Nie do końca. Oni tak nie uważają - ci licealiści, którzy w tej chwili film oglądają. Natomiast rodzice - tak. Wydaje mi się, że i w jednym spojrzeniu i w drugim spojrzeniu jest pewna racja, bo trzeba pamiętać, że film musi adresowany dobrze, jest adresowany do tego najmłodszego pokolenia i jeżeli oni rozumieją swoich poprzedników, rodziców, dziadków, to według mojej oceny film wypełnia rolę.
Ale z ręką na sercu, polubił pan Zośkę i Rudego oglądając ten film?
Polubiłem ten film, natomiast nie utożsamiałem się tym razem z bohaterami, a utożsamiałem się wtedy, kiedy czytałem książkę.
A czy nie jest to problem?
Nie, nie jest to problem.
Dla młodych ludzi, także dla nas, Zośka i Rudy to powinny być tacy ludzie, że oglądamy film i myślimy sobie: o, to są postaci, z którymi łatwo się utożsamiać.
Młodzi ludzie być może się utożsamiają, ale zadał pan pytanie, czy my starzy się utożsamiamy. Pan jeszcze może do tej grupy starszych się nie zalicza, ja już powoli tak. Uważam, że reżyserowi, aktorom, producentowi należą się słowa uznania i bardzo się cieszę, że ten film cieszy się dużą popularnością.
Ale przyzna pan, że Zośka ma małą charyzmę, chociaż była to bardzo charyzmatyczna postać.
Zośka jest bardzo realną postacią. Wydaje mi się, że z tymi dylematami łatwiej ją przyjąć, bo jest bardziej autentyczna. W chwili obecnej potrzebujemy bohaterów, z którymi możemy się inaczej utożsamiać, czyli z prawdziwymi, z krwi i kości, czyli takimi, którzy mają dylematy, zastanawiają się nad tymi dylematami, reagują - a według mojej oceny film spełnia te oczekiwania.
A tę krew i kość dodają im też sceny erotyczne?
Tam tych scen erotycznych de facto nie ma.
Oczywiście, nie mówimy o tym, że one są ostre czy wyjątkowo śmiałe, natomiast ich kontekst jest śmiały i mocny.
Też bym nie przesadzał. Wydaje mi się, że młodzi ludzie patrzą na ten film, wychodzą i sami się zastanawiają, czy w ogóle te sceny były. One nie pozostają w pamięci jako sceny erotyczne, tylko jako sceny ilustracyjne do opisywania pewnego prawdziwego świata. Według mojej oceny jest to ładnie zrobione.
Czyli mówi pan: tak, kręćmy filmy o pokoleniu AK, w ten sposób.
Nie tylko w ten sposób, ale także w ten sposób.
A przyklaskuje pan decyzji o niedawaniu pieniędzy publicznych na "Smoleńsk" Krauzego?
Nie czytałem scenariusza, więc nie mogę oceniać i tej decyzji, i samego scenariusza.
Ci, którzy czytali i nie zgodzili się na danie pieniędzy PISF, powiedzieli, że film ma przewidywalne zakończenie i nie ma w nim zwrotów akcji, co jak na film historyczny nie jest mocnym zarzutem.
Tak, ale są inne zarzuty, o których także słyszałem w tych wywiadach i oczywiście opis do oceny tego scenariusza też mi jest znany i on jest jednak dość druzgocący. Ja jestem pełen szacunku do twórczości pana Antoniego Krauzego. Uważam, że jego filmy świadczą o nim jak najlepiej, natomiast - tak jak powiedziałem kilka miesięcy temu, pół roku temu - temat jest tak trudny, a oczekiwania tak bardzo rozmaite, że wyzwanie, jakiego się podjął jest niemal niewykonalne, choć jak podkreślam, trzymałem kciuki za to, żeby mu się powiodło.
Ale film o Powstaniu Warszawskim też jest trudny, film o Wałęsie był trudny, film o "Kamieniach na szaniec" okazał się trudny, to może czas na trudny film o Smoleńsku?
Proszę pamiętać, że Powstanie Warszawskie w minimalnym stopniu dzieli Polaków. Właściwie wszyscy jesteśmy zgodni, że mieliśmy do czynienia...
Oj, ostatnio właśnie zaczęło bardziej dzielić...
Historycy... Natomiast generalnie rzecz biorąc, wszyscy jesteśmy pod wrażeniem bohaterstwa. Wspominamy je, nawiązujemy, szanujemy powstańców. Tu nie ma wątpliwości. Natomiast w przypadku Smoleńska walczą z sobą dość skrajne teorie w chwili obecnej...
To może nakręcić dwa filmy? Jeden zamachowy, drugi - katastroficzny.
Wolałbym jeden, ale bardzo dobry.
A entuzjaści filmu Krauzego mówią, że traktuje się ich w Polsce jak podludzi, nie dając pieniędzy na ten film.
Nic na to nie wskazuje.
Niedanie pieniędzy ich zdaniem.
Nie, bez przesady.
Panie ministrze, jedynka na Dolnym Śląsku wolna. Pan zainteresowany? Mówię oczywiście o eurowyborach.
Sytuację mamy na razie taką, że...
...że wszyscy odpadają. Schetyna odpadł, Protasiewicz odpadł... Czas na pana.
Ale tytuły, według mojej oceny, są nieadekwatne na razie do sytuacji, bo z jednej strony pojawiają się takie zdania pytające: "Czy Bogdan Zdrojewski uratuje Platformę na Dolnym Śląsku?". Ja nie mam nic w sobie z pogotowia ratunkowego, a Platforma na Dolnym Śląsku nic z pacjenta. Druga rzecz - do tej chwili nie złożyłem określonej aplikacji, nie zgłosiłem własnej kandydatury. Moja kandydatura nie została zgłoszona, a mnie pan od tej strony zna - nie dywaguję nad sytuacjami potencjalnymi, tylko nad realnymi.
Partia pana wskazuje. Dziś rano Paweł Graś w TVN 24 mówi: "Zdrojewski, naturalny, bardzo dobry kandydat. Stawiam na niego".
Pawła Grasia bardzo serdecznie pozdrawiam. Dziękuję za ten komplement.
Dobrze, dobrze, ale czas na odpowiedź polityczną. Będzie pan kandydował? Zgodzi się pan na kandydowanie? Rozumiem, że pan nie jest entuzjastą tego pomysłu.
Odpowiem, jak otrzymam propozycję od premiera i mam taką sytuację, że na komplementy zostałem skutecznie uodporniony w czasie swojej pracy politycznej. Natomiast jeżeli chodzi o dylematy, lubię wtedy, kiedy mam wybór.
A jak premier powie: "Bogdan ratuj" - nie uchyli się pan?
Jeżeli zdanie będzie brzmiało dokładnie tak, to pewnie nie.
Nie ma wyjścia, premierowi się nie odmawia.
Premierowi od czasu do czasu się odmawia, trzeba także w ten sposób mu pomagać. Pamiętam sytuację, kiedy zostawałem szefem klubu. Wiedziałem, że czynię dobrze dla Platformy. Premier miał wtedy inne zdanie. Myślę, że po latach może mi przyznać rację, może w duchu, niekoniecznie publicznie.
Ale premier wtedy jeszcze nie był premierem, zdaje się.
Ale był szefem partii. Natomiast, generalnie rzecz biorąc, rzeczywiście jest tak, że wyzwania są bardzo rozmaite... Nie palę się. Podkreślam jeszcze raz, nie zgłosiłem swojej kandydatury, nie jestem oficjalnym kandydatem w chwili obecnej, bo także nikt inny mnie nie zgłosił. Na razie są to dylematy słabo uprawdopodobnione.
A pana zdaniem Protasiewicz powinien zrezygnować z funkcji szefa lokalnej Platformy?
Nie, wydaje mi się, że...
Dość kar już poniósł?
Prawdziwe jest takie zdanie niemieckich polityków, którzy mówią, że najczęściej nie incydent, nie afera, są źródłem kłopotów polityków, tylko to, jak z tego wychodzą. I tak rzeczywiście jest, że to było niefortunne ze strony Jacka Protasiewicza. Gdyby natychmiast po tym epizodzie, incydencie, smutnym czy takim trochę przygnębiającym, powiedział: "Bardzo przepraszam. Nie będę wypowiadać się, chcę aby sprawa została wyjaśniona. Oddaję się do dyspozycji", wydaje mi się, że miałby trochę inna sytuację. Ja mu osobiście tak po ludzku z jednej strony współczuję. Wydaje mi się, że trzeba teraz trzymać kciuki, żeby z tej sytuacji jak najszybciej wyszedł.
I jeszcze wiele pytań mamy od słuchaczy na temat Świątyni Opatrzności Bożej i tych pieniędzy, które ministerstwo kultury dało na muzeum, które przy niej ma działać. Ile pieniędzy jeszcze pan da na tę świątynię i na to muzeum?
Do zakończenia świątyni brakuje więcej pieniędzy, ale to jest problem i zmartwienie kardynała Nycza i wiernych archidiecezji warszawskiej. Natomiast jeżeli chodzi o zakończenie z pełną wystawą muzeum Jana Pawła II, kardynała Wyszyńskiego brakuje nieco ponad 20 milionów złotych.
I to będą pieniądze z resortu kultury i z podatków?
Nie wiem, natomiast proszę zwrócić uwagę, że zasadnicza kwota była nie z resortu kultury, tyko te środki finansowe zostały przypisane jeszcze w budżecie na rok 2006 i na 2007. Ja w roku 2008, zostając ministrem, zastałem ustawę budżetową z kwotą na muzeum Jana Pawła II i nie było wyboru, musiałem realizować ustawę budżetową. Uczyniłem to z przekonaniem - żeby nie było wątpliwości.