W tej chwili pomagamy kilkunastu tysiącom osób odciętym od świata - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Wiesław Leśniakiewicz, Komendant Główny Państwowej Straży Pożarnej. Premier pytał nas, czy wprowadzić stan klęski żywiołowej. Zdecydowanie odradziliśmy - zaznacza. Bezpieczne są już woj. małopolskie i śląskie. Na wielką falę czeka pomorskie, tam zagrożenie stanowią Żuławy.
Konrad Piasecki: Generał Wiesław Leśniakiewicz, dzień dobry witam pana.
Wiesław Leśniakiewicz: Dzień dobry, witam.
Konrad Piasecki: Czy mazowiecki Dobrzyków to jest to miejsce, w którym strażacy toczą w tej chwili najbardziej zaciętą walkę o utrzymanie wałów?
Wiesław Leśniakiewicz: Niewątpliwie tak. Toczymy nie tylko walkę o utrzymanie wałów, ale o miejscowości, które są poniżej tej wyrwy. Proszę pamiętać, że całe działania polegały na tym, żeby stworzyć możliwość upustu tej wody, która dostaje się na terem gminy Gąbin i to się udało zrobić. Mamy zrównoważony bilans. Ilość wody wpływającej jest zrównoważona ilością wody wypływającej.
Konrad Piasecki: Czy przerwanie tego wału w Dobrzykowie oznaczałoby zalanie Płocka?
Wiesław Leśniakiewicz: Trzeba najpierw powiedzieć tak, że ten wał w Dobrzykowie jest usypany przez ratowników - strażaków, społeczeństwo tej gminy…
Konrad Piasecki: …teraz naprędce jak było widać, że sytuacja staje się groźna…
Wiesław Leśniakiewicz: Naprędce, dokładnie. Zaczęło się chyba wczoraj koło godzin popołudniowych, skończyło się we wczesnych godzinach porannych. Wybudowano wał szerokości około dwóch do czterech metrów i wysokości półtora metra. I ten wał usypany z worków z piaskiem powstrzymuje cały napływ wody. Przede wszystkim chronimy Dobrzyków i miejscowości położone poniżej w tym również miasto Płock.
Konrad Piasecki: A jeśliby tamten wał został przerwany, Płock byłby zagrożony?
Wiesław Leśniakiewicz: Jeszcze nie jest zagrożony, ponieważ tam jest jeszcze jeden wał. Wał naturalny, przygotowany właśnie ta to, żeby chronić Płock w momencie, kiedy nastąpi przerwanie wałów na Wiśle. Jest tam tak zwany "zamek", który jest na drodze łączącej właśnie gminę Gąbin z Płockiem i on jest również zamknięty. W przypadku kiedy nastąpiłoby przerwanie tego wału przygotowanego przez ratowników, woda dostaje się w kierunku tego naturalnie przygotowanego wału.
Konrad Piasecki: Panie generale, patrząc bardziej globalnie, na całą Polskę, na cały bieg Wisły i Odry, czy ta sytuacja, która jest w tej chwili, to już jest sytuacja, która jakoś się uspokaja? Czy wciąż zagrożenia są ogromne?
Wiesław Leśniakiewicz: Z reguły tą powódź odnosimy do roku 97, ze wszelkich analiz wynika nam tak, że powódź jest o większym natężeniu, większe obszary są zalane, oczywiście ona ma większy ciężar na rzece Wiśle, ale również jest dużym obciążeniem rzeka Warta jak również Odra. Dokonaliśmy bilansu województw, które są objęte skutkami powodzi. Praktycznie dwa są tylko wyłączone: warmińsko - mazurskie i podlaskie. W pozostałych województwach praktycznie cały czas są prowadzone działania minimalizujące ewentualne ryzyko wystąpienia kolejnych podtopień.
Konrad Piasecki: Ale kulminację zagrożenia mamy już za sobą, czy wciąż nie?
Wiesław Leśniakiewicz: Wciąż jeszcze nie. Dalej jest Odra wysoka…
Konrad Piasecki: …a nie jest tak, że za tamą we Włocławku ta fala się spłaszcza?
Wiesław Leśniakiewicz: Owszem Włocławek nam znakomicie ułatwił zadanie w tym dolnym biegu Wisły. Dzisiaj rozmawiałem z komendantem wojewódzkim województwa kujawsko - pomorskiego, który twierdzi, że ma sytuację stabilną. Ta tama jednak daje mocną ulgę, natomiast przygotowujemy się jeszcze na dużą falę na terenie województwa pomorskiego. Jednak Żuławy stanowią pewne zagrożenie. Stąd też koncentracja sił zarówno lokalnych jak i centralnych.
Konrad Piasecki: A czy są takie miejsca na Wiśle, czy taka cześć biegu Wisły o której możemy powiedzieć, ze już jest bezpieczna, że już tam ta fala właściwie nie ma szans narobić problemów?
Wiesław Leśniakiewicz: Na pewno już województwo małopolskie, śląskie, natomiast świętokrzyskie są jeszcze stany alarmowe przekroczone, ale nie przewidujemy tam przerwań wałów i dodatkowych obszarów, które mogą być zalewane.
Konrad Piasecki: Warszawa też się trzyma?
Wiesław Leśniakiewicz: Trzyma się mocno. Z mocnym wsparciem wewnętrznym i zewnętrznym i myślę, że to jest ogromne przedsięwzięcie ratownicze. Mocno koordynowane przez premiera, przez wojewodów i oczywiście wszystkie służby są zaangażowane: wojsko, policja, straż graniczna.
Konrad Piasecki: A potrafi pan powiedzieć ile, mniej więcej, kilometrów kwadratowych Polski jest w tej chwili pod wodą?
Wiesław Leśniakiewicz: Dopiero dokonywane są bilanse. Z tego co wiem, w okolicach województwa podkarpackiego - 84 kilometry kwadratowe zalanych powierzchni.
Konrad Piasecki: W sumie to będą setki kilometrów kwadratowych, czy może dojść do 1000 kilometrów kwadratowych?
Wiesław Leśniakiewicz: Myślę, że będą setki, być może dojdzie do tysiąca. Nie wiem. Zbilansujemy to za jakiś czas.
Konrad Piasecki: A ile osób jest na tych terenach zalanych? Ilu osobom strażacy muszą pomagać, przypływać, dawać żywność, wodę?
Wiesław Leśniakiewicz: Musimy mówić o dwóch aspektach, jeżeli chodzi o pomoc, której udzielamy. Pierwszy element to była prewencyjna ewakuacja, która dotyczyła określonych obszarów, które mogą być zalane. Ta prewencyjna ewakuacja przebywała różnie. Ludzie jednak pilnują swoich domostw. W konsekwencji nawet na zalanych terenach mieszkańcy są. My rozumiemy tę sytuację, mimo, że utrudnia nam akcję ratowniczą. My powinniśmy dyslokować siły tam, gdzie ewentualnie będzie potrzeba tej ewakuacji ratowniczej.
Konrad Piasecki: Możemy powiedzieć, że pomagacie w tej chwili kilkunastu tysiącom osób?
Wiesław Leśniakiewicz: Na pewno tak. Teren gminy Wilków jest bardzo zalany. Tam strażacy są i pomagają - przewożą, dowożą.
Konrad Piasecki: Nie ma w panu złości, że nie ogłoszono stanu klęski żywiołowej? Strażacy wchodziliby wtedy do domów, mówili: "musicie się ewakuować, bo to jest stan klęski żywiołowej i nie macie wyjścia".
Wiesław Leśniakiewicz: Nie. Uważam, że nam nie pomogłoby to w ogóle. W żadnym wypadku.
Konrad Piasecki: Pytano pana o zdanie w tej sprawie?
Wiesław Leśniakiewicz: Owszem, pytano i to kilkakrotnie. Premier pytał osobiście, pytał sztab - jak oceniamy tę sytuację.
Konrad Piasecki: Namawiał pan premiera, żeby nie wprowadzał stanu klęski?
Wiesław Leśniakiewicz: Zdecydowanie wskazywaliśmy na to, że nie pomogłoby nam to. Panie redaktorze, jak pan sobie wyobraża - czy nie lepiej perswazją, dyskusją?
Konrad Piasecki: Zgoda, tylko może ludziom uświadomiłoby to, że sytuacja jest groźniejsza? Może wzbudziłoby to w nich przestrach i poczucie, że jednak trzeba się ewakuować a nie tylko można się ewakuować?
Wiesław Leśniakiewicz: Kiedy byłem na terenach, które były zalewane i zachęcałem do ewakuacji - były takie przypadki. Ludzie byli pełni grozy, ale myślę, że cały czas mieli taką świadomość, że należy chronić swojego dobytku, że lepiej zostać u siebie w zabudowaniach, mimo, że informowali ich ratownicy: "proszę państwa, woda będzie na tyle wysoka, że na pewno nie będziecie w stanie w tym budynku pozostać".
Konrad Piasecki: Właśnie o tym mówię. Gdyby strażacy mogli powiedzieć: "musicie się ewakuować i nie ma dyskusji" - może byłoby łatwiej?
Wiesław Leśniakiewicz: Ale mówimy również: "musicie się ewakuować - nie ma dyskusji". Drugi element: przymus bezpośredni? Na pewno nie po stronie straży pożarnej.
Konrad Piasecki: Ja o tym nie mówię. Panie generalne, umie pan oszacować ile ta powódź będzie kosztowała straż? Jak w tej chwili wygląda wasz budżet? Czy wy nie przekroczyliście już budżetu rocznego?
Wiesław Leśniakiewicz: Aktualnie sytuacja jest dosyć trudna. Na szacunki, myślę, przyjdzie jeszcze czas. Zaczynamy trochę bilansować jakie ponieśliśmy strat bezpośrednie, jakie mamy koszty po naszej stronie. Przede wszystkim będą bardzo duże koszty osobowe. Trzeba sobie powiedzieć - strażacy pracują w innym systemie pełnienia służby - 24 godziny wolne, 24 godziny w pracy. To będzie generowało godziny nadliczbowe. Myślę, że wyjdziemy jakoś obronną ręką a rząd nam w tym pomoże.
Konrad Piasecki: Ile wozów straży straciliście?
Wiesław Leśniakiewicz: Aktualnie pięć pojazdów - zostały zatopione. Cztery pojazdy na terenie województwa lubelskiego, jeden gdzieś w pobliżu Sandomierza. Taka jest sytuacja - gdzie jest woda, tam są straty. Najważniejsze w tym wszystkim jest to, że na razie mamy jedną sytuację tragiczną - jeden z ratowników - ochotnik zmarł na zawał serca. Najważniejsze, żeby było jak najmniej strat w istnieniach ludzkich. To jest dla nas decydujący element. Ludziom będziemy pomagać do końca. Pomożemy odpompować budynki i skończyć tę akcję tak, żeby było jak najmniej strat.