"Dziś spotkam się z gen. Wojciechem Jaruzelskim, zaproszę go na Kongres Lewicy. Będę zabiegał o to, żeby na Kongresie spotkali się wszyscy byli prezydenci: Jaruzelski, Kwaśniewski i Wałęsa" - mówi Leszek Miller w Kontrwywiadzie RMF FM. "Dziwię się Oleksemu protestującemu przeciwko zapraszaniu Wałęsy. Znów postanowił być ostry jak brzytwa, a pamiętamy, jak to się ostatnio skończyło. W życiu nie można kierować się uprzedzeniami. Gdybym ja tak robił, to z domu bym nie wyszedł" - dodaje szef SLD.
Konrad Piasecki: Jednego dnia wyrzucić Kalisza i śmiertelnie skłócić się z Oleksym - to jest mistrzostwo świata, panie przewodniczący.
Leszek Miller: Ani nie wyrzucałem Kalisza, ani nie skłóciłem się z Oleksym.
A kto go wyrzucił? Sąd partyjny pańskiej partii.
Ale sąd partyjny...
...oczywiście niezawisły.
Oczywiście.
Po Kaliszu łkał pan wczoraj wieczorem w poduszkę, że tak go sąd partyjny okrutnie...
...prawdziwi mężczyźni nie płaczą, jak pan wie.
A pan jest tym prawdziwym. Więc pan nie łkał.
Chciałbym się do takich zaliczać.
Ale wyrzucenie Kalisza pan w pełni popiera? Podpisuje się pan pod nim?
Podpisuję się pod orzeczeniem sądu, bo wierzę głęboko, że skład orzekający znalazł wystarczająco silne powody, żeby podjąć trudną decyzję.
Bo to "kryptopalikotysta" i przedstawiciel "kwaśniewszczyzny", a ją będziecie wypalać. Gorącym żelazem.
Nie, po prostu sąd, mając przed sobą statut, uznał, że będąc w SLD, nie można działać na rzecz innego, konkurencyjnego projektu politycznego. SLD nie jest w tej sprawie oryginalne, bo takie zapisy i takie zwyczaje są w każdej partii.
Ale pan też uznaje, że Kalisz sobie zasłużył na to, co się wczoraj wydarzyło?
Jeśli sąd tak uznał, to jestem przekonany, że sąd działał racjonalnie.
Ale ja pytam, co Leszek Miller uznaje, a nie, co sąd uznał.
Uznaje to, co sąd wczoraj przedstawił.
Czyli zgadza się pan z tym, że Kalisz zdradził partię? Zdradził ideały?
Niech pan może nie używa takiego sformułowania, bo jeżeli już, to powiedziałbym, że Kalisz sprzeniewierzył się przede wszystkim swoim wyborcom, którzy mu zaufali, którzy uważali, że razem z SLD będzie walczył o ich godność, szacunek, interesy...
...a to może teraz razem z Kwaśniewskim będzie walczył?
Rozumiem, że wychodząc z SLD, Ryszard Kalisz już nie będzie musiał udawać, że jest człowiekiem lewicy.
A kim teraz będzie?
Nie wiem. To jego sprawa.
Jak rzodkiewka się okazał. Z wierzchu czerwony, a w środku reakcyjny i biały.
Kim będzie Kalisz, zależy od Ryszarda Kalisza. Nie ode mnie.
Pamięta pan, o kim pan mówił nie tak dawno: Jest obciążeniem, rzadko jest zabawna, zawsze śmieszna, a w polityce nie warto być śmiesznym.
Przypuszczam, że o Joannie Senyszyn.
Tak - o tej, która wczoraj była rzeczniczką wyrzucania Kalisza. Zabawnie wam się zmieniają sojusze na lewicy.
Pani Senyszyn mówiła też różne rzeczy o mnie. No cóż, tak to jest. Natomiast Joanna Senyszyn wczoraj występowała jako upoważniona przez zarząd krajowy reprezentantka zarządu w sądzie.
Czyli rozumiem, że półtora roku temu była śmieszna, a dzisiaj jest poważna.
To było znacznie więcej niż półtora roku.
Półtora roku: 2011.
Znajdzie pan u każdego polityka słowa, które były mówione w konkretnym kontekście i w konkretnej sytuacji. Sytuacja jest dynamiczna.
To może ona teraz zostanie - skoro sytuacja jest dynamiczna - kandydatem SLD na prezydenta? Skoro pozbyliście się polityka z najwyższymi notowaniami.
Nie wiem, kto zostanie. Nie zajmujemy się tym. Mamy dziesiątki ważniejszych spraw: rośnie bezrobocie, jest chaos w służbie zdrowia, problemy z dostępem do edukacji. To są rzeczy, którymi żyją Polacy, a nie wybory prezydenckie za trzy lata.
A pan żyje jeszcze zapraszaniem Wałęsy. Od kiedy pan tak sobie upodobał Lecha Wałęsę? Jakoś nigdy nie widziałem afektu, którym by go pan darzył.
Od dawna spotykam się z Lechem Wałęsą w różnych kontekstach. Z rąk Lecha Wałęsy otrzymałem swoją pierwszą ministerialną nominację, kiedy objąłem urząd ministra pracy i polityki społecznej.
Ale nie przekazywał jej wtedy panu z jakąś szczególną atencją.
Z atencją, bardzo życzliwie. Pamiętam, wtedy rozmawialiśmy. Natomiast wczoraj zapytałem, czy pan Lech Wałęsa nie chciałby przybyć na Kongres Lewicy, i będę zabiegał o to, żeby na tym kongresie spotkali się wszyscy byli prezydenci: Lech Wałęsa i Wojciech Jaruzelski, Aleksander Kwaśniewski i mam nadzieję...
I z Kwaśniewskim też pan wczoraj rozmawiał i go zapraszał?
...i mam nadzieję, że do tego doprowadzę, bo gdyby tak się stało, to byłby bardzo silny, mocny akcent. Taki symbol pokazujący, jak polska lewica jest rangowana.
Ale Kwaśniewskiego też pan wczoraj zapraszał i rozmawiał z nim? Czy tylko z Wałęsą?
Z Aleksandrem Kwaśniewskim rozmawia Józef Oleksy, a z Wojciechem Jaruzelskim rozmawiają już w tej sprawie i dzisiaj się z nim spotkam.
Z Wojciechem Jaruzelskim.
Tak.
W szpitalu.
Nie, nie w szpitalu.
A jeśli chodzi o Józefa Oleksego, to on strasznie obrażony na tego Wałęsę. Mówi: Jeśli z Wałęsą, to beze mnie. On obalił pierwszy lewicowy rząd. Miller przed nim klęknął.
Przed nikim nie klękałem, już bardziej Józef Oleksy jest specjalistą od klękania. No cóż, Józef Oleksy postanowił jeszcze raz być ostry jak brzytwa. Pamiętamy, jak ten pierwszy raz się skończył.
Dziwi mu się pan?
Bardzo się dziwię.
Że on ma do Wałęsy pretensje o aferę Olina?
Ja mam pretensje do wielu ludzi, tylko że moje osobiste pretensje czy moje osobiste uprzedzenia nie mogą być ważniejsze niż interes mojej formacji. Gdybym ja się kierował swoimi uprzedzeniami i pretensjami, to pewnie z domu nie mógłbym wyjść.
Ale tak po ludzku: zapraszanie Wałęsy akurat wtedy, kiedy postanowił homoseksualistów sadzać za murem w Sejmie, to musi być dla przedstawiciela lewicy stójka na wątrobie, jak mówił kiedyś Zbigniew Siemiątkowski.
Ale my nie zapraszamy Wałęsy jako szefa partii politycznej...
Ale zapraszacie go jako człowieka z całym jego bagażem.
Tak, jako byłego prezydenta.
Jako tego, który sadza homoseksualistów za murem.
Niezależnie od tego, co Lech Wałęsa powie, to jest byłym przywódcą robotniczym, jest byłym szefem wielkiego związku zawodowego i jest człowiekiem, bez którego historii trudno zrozumieć polską transformację. I gdyby był obecny na Kongresie wraz z innymi byłymi prezydentami, to byłoby wielkie osiągnięcie tego kongresu.
A strata Oleksego pana też nie boli?
Nie wiem nic o żadnej stracie.
Z tego, co mówi Oleksy, to on już nie za bardzo chce mieć coś wspólnego z Kongresem Lewicy, z zapraszaniem Kwaśniewskiego, a i z panem też chyba nie za bardzo, bo mówi: Lewica musi się opamiętać, a Miller przestać nienawidzić Kwaśniewskiego.
Ja nie rozumiem naprawdę, co ma wspólnego zaproszenie byłego prezydenta z tym, czy ja lubię czy nienawidzę Aleksandra Kwaśniewskiego.
Mówi: Miller zaprosił Wałęsę z nienawiści do Kwaśniewskiego.
To jest jakaś pokrętna, intelektualna albo nieintelektualna figura, poza którą czy za którą naprawdę trudno mi nadążyć.
Czyli przestał pan rozumieć Józefa Oleksego?
Czy to jest takie trudne, żeby zrozumieć, że skoro organizujemy wielki Kongres Lewicy, to chcielibyśmy, żeby na tym Kongresie byli znakomici goście, a trzech byłych prezydentów Rzeczypospolitej to są właśnie znakomici goście?
To niech pan jeszcze Jarosława Kaczyńskiego zaprosi i Donalda Tuska.
Ale Jarosław Kaczyński nie jest byłym prezydentem, nie wiem, czy pan się orientuje.
Ale jest byłym premierem, to może wszystkich byłych premierów? Kazimierz Marcinkiewicz.
Ja mówię o byłych prezydentach, a nie o byłych premierach.
Dobrze, że Bolesław Bierut nie żyje, bo też by się pojawił. To jeszcze ostatnie pytanie od pana Michała.
To chyba pora kończyć, jak pan sądzi?
Tak. Gdzie się podział ten wielki Leszek Miller, który wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej? To pan się zmienił czy polityka się aż tak zmieniła?
To siedzi właśnie przed panem wielki Leszek Miller, który wprowadzał Polskę do Unii Europejskiej.