"Nie uwierzymy, dopóki nie zobaczymy tego na papierze" - odpowiadają ministrowi pracy i polityki społecznej opiekunowie dorosłych osób niepełnosprawnych. Zapowiadają, że wystąpią z pozwem zbiorowym, będą walczyć w Strasburgu i w Brukseli. Minister Władysław Kosiniak-Kamysz w rozmowie z RMF FM obiecał, że w kwietniu opiekunowie dostaną zasiłki pielęgnacyjne, także te odebrane im dziewięć miesięcy wcześniej.
Grzegorz Kwolek: Od prawie roku państwa życie, życie osób, które są opiekunami dorosłych osób niepełnosprawnych, uległo gwałtownemu pogorszeniu...
Lidia Ochyra ze Stowarzyszenia Środowisko - Opiekunowie Osób Niepełnosprawnych Dorosłych: Od lipca mamy zabrane świadczenie pielęgnacyjne, które wynosiło 520 złotych. Odebrano nam także ubezpieczenia zdrowotne i społeczne. Jesteśmy w tej chwili bez jakichkolwiek ubezpieczeń, jeżeli cokolwiek się stanie, nie możemy nawet pójść do lekarza. Chyba, że płacimy za to, na co nas nie stać.
Jak pani sobie radzi?
Początkowo pierwszy miesiąc jeszcze jakoś sobie radziłam. Następne miesiące - sprzedałam złoto, wszystko to, co miałam w domu. W tej chwili już sobie po prostu nie radzę. Nie mam na opłaty za prąd, nie mam na opłaty za gaz, nie wiem, jak to dalej wszystko będzie.
Zna pani inne takie historie, jak wygląda życie takich ludzi?
Jedna osoba próbowała już popełnić samobójstwo. Została odratowana, sama jest osobą niepełnosprawną w tej chwili. Ludzie nie mają nawet na chleb. A lekarstwa kosztują bardzo dużo. Ja muszę się utrzymywać z emerytury mamy, która wynosi 1200 złotych. Z tego muszę wykupić pampersy dla mamy, leki, muszę opłacić łóżko, które jest wypożyczone. To jest miesięcznie 150 złotych. Podstawowe utrzymanie mamy to jest koszt około 800 złotych.
Pani jest taką pielęgniarką, opiekunką społeczną dla mamy, którą trzeba byłoby utrzymywać w domu pomocy społecznej. To kosztowałoby pewnie 4-5 tysięcy złotych miesięcznie, a pani robi to z miłości, wyręczając państwo.
Jako opiekunowie osób dorosłych niepełnosprawnych dostawaliśmy tylko 520 złotych - i nawet to nam odebrano, uznano, że to jest za dużo. Nie możemy się z tym pogodzić, próbujemy walczyć, jednakże to jest walka z wiatrakami. Byliśmy na trzech spotkaniach w ministerstwie, na dwóch były obietnice i było już powiedziane, że od stycznia te pieniądze otrzymamy. 16 stycznia byliśmy na spotkaniu, pani minister Seredyn (wiceminister pracy Elżbieta Seredyn - red.) powiedziała, że tak naprawdę, to ona nie ma nam nic do powiedzenia. Stwierdziła, że ona nie wie, kiedy będą te pieniądze, kiedy będzie zmiana ustawy. My już nie prosimy, my po prostu żądamy jakiekolwiek pieniędzy, bo jesteśmy wykończeni i psychicznie i fizycznie. Ludzie są zadłużeni, nikt nam nie chce pożyczać, bo nie mamy z czego oddać.
Czy obietnice ministra pracy i polityki społecznej są coś dla państwa warte?
Nie, to jest dla nas nic nie warte, dopóki nie otrzymamy czegoś na piśmie. My takie obietnice otrzymujemy od lipca, od sierpnia.
Myślą państwo o tym, żeby gdzieś w Europie interweniować?
Już poszła skarga do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Mamy przygotowaną - pójdzie do Strasburga, poza tym będzie pozew zbiorowy. To już jest przygotowane.