Katarzyna Pawłowska – w ostatnich latach najlepsza polska kolarka torowa. Ma w dorobku dwa złote medale mistrzostw świata w scratchu. Za kilka dni we Francji powalczy o kolejne podium. W rozmowie z RMF FM Polka przyznaje, że jej celem najważniejszym celem na najbliższe lata jest medal Igrzysk Olimpijskich.
Patryk Serwański RMF FM: Od trzech lat przywozi pani medale z mistrzostw świata. Oczekiwania muszą być więc jednoznaczne - kolejne miejsce na podium.
Katarzyna Pawłowska: Ja tak do tego nie podchodzę. Nie myślę o medalu tylko po prostu o dobrym występie. Chcę być z siebie zadowolona i chcę wykonać założony plan. Scratch jest nieprzewidywalną konkurencją. Pokazały to mistrzostwa na przestrzeni ostatnich trzech lat, kiedy zdobywałam medale. Na początku wygrałam po finiszu z peletonu, za drugim razem była to ucieczka. Przed rokiem było z kolei duże zamieszanie, grupa była rozciągnięta i wygrała dziewczyna, na którą nikt nie stawiał. Trzeba mieć oczy dookoła głowy i myśleć o tym co się robi. Nie ma złotej reguły na sukces.
Scratch wydaje się czasem bardzo nieczytelny. Na torze jedzie dużo zawodniczek, pokonują kolejne okrążenia. Czasami nie wiadomo, kto zajmuje które miejsce, kto prowadzi. A jak to wygląda z pani perspektywy?
My ścigamy się w dość powtarzalnych składach i wiemy, kogo na co stać. W trakcie jazdy kalkulujemy z kim się zabrać w odjazd, a z kim nie warto. Oczywiście zdarzają się nieprzewidziane sytuacje. Ktoś ucieknie i nie wiadomo co zrobić, cały plan się psuje. Trzeba myśleć i trzeba być cwaniaczkiem. Ważne by znać własne możliwości - wtedy potrafimy ocenić, który moment na atak jest najlepszy. Z boku to często wygląda dziwnie. Czasami wszystkie jedziemy bardzo wolno a za chwilę mamy mnóstwo ataków i wysokie tempo. Wszystko opiera się na taktyce.
A jeśli chodzi o to poznawanie siebie to na ile czuje się pani przygotowana do mistrzostw?
W tym momencie wracam po kontuzji, być może brzmi to dziwnie, bo urazu nabawiłam się półtora roku temu - we wrześniu 2013. Wtedy nie do końca wiedziałam co się dzieje i jak to jest poważne. Mój opór nie pozwolił mi na to by zrobić sobie przerwę. Cały czas brnęłam w trening i cały czas było mi za mało. Doprowadziłam organizm do totalnego przemęczenia. Związek wysłał mnie do Bierunia do doktora Ficka. To postawiono ostateczną diagnozę. Przez półtora miesiąca nie jeździłam na rowerze, do tego doszła rehabilitacja. Teraz wracam do treningu, ale nie wiem na co mnie stać. Dobrze przepracowałam przygotowania do mistrzostw, ale ta moja forma jest nieco "wahliwa". Wydaje mi się, że jestem dobrze przygotowana, ale wszystko zweryfikuje Paryż.
Ma pani trzy medal mistrzostw świata. Jednak scratch nie jest konkurencją olimpijską. W Polsce zapewne pani olimpijski sukces byłby zauważony i dałby większą popularność i rozpoznawalność. Medale mistrzostw świata, choć stanowią ogromną wartość nie mają takiego przełożenia.
Medal olimpijski to jest mój cel. W programie igrzysk dla średniodystansowców jest wyścig drużynowy i omnium. Z tej drugiej konkurencji z powodów zdrowotnych jestem wyłączona. Nie ma co się porywać z motyką na słońce. Nie jestem aż tak dobrze przygotowana. Drużyna jest dla nas bardzo istotna - chcemy na mistrzostwach powalczyć o punkty potrzebne do kwalifikacji olimpijskiej. Oczywiście żałuję, że scratch nie jest konkurencją olimpijską. W poprzednim roku pojawiły się plotki, że komitet olimpijski planuje jakieś zmiany, ale stanęło na niczym. Medal mistrzostw świata jest oczywiście bardzo ważny, ale skupiamy się na konkurencjach olimpijskich. Stać nas jako drużynę na dobre miejsce. Moim celem jest medal olimpijski w omnium. Jeśli będę dobrze przygotowana mogę to zrobić.
A nie wydaje się pani, że pewnym kłopotem, który może odstrasza część kibiców od kolarstwa torowego są nazwy konkurencji. Omnium, scratch, keirin. O co w tym chodzi... W porównaniu z innymi dyscyplinami sportu to wydaje się zupełnie nieczytelne.
Dużo w tym racji. Bardzo fajnym przykładem są Wyspy Brytyjskie. Na wyścigach krajowych na telebimach przed konkretną konkurencją pojawiają się dokładne opisy. Tłumaczą to też spikerzy. Mam nadzieję, że kolarstwo torowe stanie się bardziej popularne w Polsce. Wtedy ludzie będą wiedzieli co to omnium, co to wyścig drużynowy na dochodzenie.
A nie zazdrościcie trochę popularności brytyjskim torowcom. Na Wyspach to jedna z najbardziej popularnych dyscyplin sportu. Medaliści olimpijscy stają się wielkimi gwiazdami. W porównaniu z polskimi realiami to coś niesamowitego.
Oczywiście, że tak. Na Pucharze Świata w Anglii trybuny są pełne. Także na innych wyścigach tydzień przed zawodami bilety są wyprzedane. Przydałoby się i u nas zachęcić ludzi do poznania tej dyscypliny. W takich warunkach zupełnie inaczej się jedzie. Kiedy drużyna brytyjska jedzie na torze emocje są niesamowite. U nas na mistrzostwach Europy nie udało się zapełnić trybun. Tam rotacja ludzi jest cały czas i nie ma wolnych miejsc.
W Heerenveen zakończyły się teraz mistrzostwa świata w łyżwiarstwie szybkim. Panczeniści podkreślają, że każdy lód jest inny. A jak to wygląda w kolarstwie torowym. Każdy tor i hala też ma swoją specyfikę?
Dokładnie. Są tory szybkie i wolniejsze. Zależy od długości prostej i łuku. Wtedy trzeba też inaczej zaplanować finisz. Profil toru ma duże znaczenie. Ma to wpływ na prędkości i czasy. Tor we Francji mi odpowiada, ale dużo zależy też choćby od temperatury w hali. Im cieplej tym szybciej.
A jak pani przygotowania do sezonu szosowego?
Z grubsza mam już plan. Po mistrzostwach świata muszę popracować nad wytrzymałością, bo to jednak zupełnie inne dystanse. Do ścigania wrócę pod koniec marca. Chcę pojechać w Strzale Walońskiej. Najważniejsze jednak będą przygotowania, bo chcę uniknąć problemów zdrowotnych w dalszej części sezonu.
A myślała pani by porzucić tor na rzecz kolarstwa szosowego?
Nie. Dobrze czuję się i na torze i na szosie, choć bardziej skupiam się na kolarstwie torowym. Szosa to jednak niezbędny czynnik przygotowań. Bez tego nie da się dobrze jeździć na torze. Kiedy byłam juniorką nie wyobrażałam sobie siebie jeżdżącej na torze. Okazało się, że jest fajnie i nie żałuję tej decyzji.