Myliłby się ktoś, kto sądzi, że urzędniczy samochód średniej klasy to to, co każdy z nas uważa za samochód średniej klasy. W zamówieniach resortów nawet „niższa klasa średnia” oznacza chromowane listwy, podgrzewane lusterka i tzw. alufelgi.
Przejrzenie zamówień publicznych kilku ministerstw potrafi wpędzić w kompleksy każdego, kto sądzi, że ma samochód średniej klasy. Ministerstwo Edukacji Narodowej podjęło właśnie decyzję o wyborze firmy, która dostarczy mu dwa „samochody osobowe średniej klasy” (cytat z zamówienia). Resort zapłaci za nie… 256 500 złotych! Jak łatwo wyliczyć – jedno takie auto kosztuje blisko 130 tysięcy złotych. Każdy, kto kiedyś kupował samochód wie, co i w jakim standardzie można za tę sumę kupić. Parę miesięcy wcześniej ten sam resort kupił trzy auta za 371 300 złotych. W zamówieniu też stało „samochody osobowe średniej klasy” - cena jednostkowa znacznie powyżej 120 tysięcy złotych.
Proszę się nie zżymać, że proponuję jakieś siermiężne wartburgi i czepiam się wydatków niezbędnych dla zachowania prestiżu urzędnika, jakim jest minister. Minister nie jeździ kilkoma samochodami – co najwyżej jednym. Pozostałymi jeżdżą urzędnicy niższego szczebla. Czy na pewno każdy z nich potrzebuje limuzyny za 120 – 130 tysięcy złotych?
Ministerstwo Infrastruktury rozstrzygnęło z kolei przed miesiącem przetarg na trzy auta. Wartość przetargu to 286 tysięcy złotych. Dzięki urzędniczej skrupulatności w opisie tego, co chciało kupić, znajdziemy główne cechy samochodów średniej klasy. Nawet auta z tzw. „niższej klasy średniej” wyposażone są więc w automatyczną klimatyzację, podgrzewane fotele z regulacją, elektrycznie podgrzewane lusterka, komplet dywaników letnich i zimowych, radioodtwarzacz CD i mp.3 z instalacją i głośnikami, 15-calowe obręcze ze stopów lekkich i od razu komplet opon zimowych na felgach stalowych, system kontroli odstępu przy cofaniu a nawet, cyt. chromowane listwy wokół szyb bocznych, na zderzaku przednim i pokrywie bagażnika.
Zastanawiające, że opisując w zamówieniu auta średniej klasy pominięto jakoś te, które nawet w opcji „full wypas” nie są wyposażone w takie listwy we wskazanych miejscach… A jeszcze ciekawsze jest to, że opis przedmiotu zamówienia podaje wręcz minimalne wymiary samego auta, pojemność zbiornika paliwa, silnika i bagażnika, i że…
Tak, słusznie się, czytelniku domyślasz! Te parametry jak ulał pasują do bardzo wąskiego zestawu dostępnych na rynku samochodów! A nawet - do tylko jednego. Kiedy odczytałem je znającym się na samochodach kolegom - bez najmniejszych wątpliwości wskazali markę i model auta, które kupiło ministerstwo. Sprawdzenie parametrów w Internecie wyłącznie tę opinię potwierdziło.
Ministerialne przetargi na samochody odbywają się w zgodzie z obowiązującym prawem i niemal tak, jak w każdej rodzinie. Pojawia się potrzeba, zamówienie, spływają oferty, dokonuje się wyboru…
Co jednak dziwne, rodzinne samochody średniej klasy zupełnie nie przypominają tych ministerialnych, z tej samej klasy. Ani felgami i listwami, ani ceną.