To nie powołanie Krzysztofa Łapińskiego na rzecznika Prezydenta było reakcją na rezygnację Marka Magierowskiego. Odwrotnie - Magierowski zrezygnował w odpowiedzi na zamiar powołania Łapińskiego. W tle zaskakującej zmiany nie ma jednak sporu personalnego. Chodzi raczej o ambicje, funkcję sekretarza stanu i wewnętrzne tarcia w pałacu prezydenckim.
To właśnie przebieg wypadków jest najlepszą pomocą w ustaleniu przyczyn nagłej zmiany. Poseł PiS Krzysztof Łapiński propozycję objęcia funkcji rzecznika prezydenta otrzymał dwa tygodnie przed zmianą. Co istotne - od razu związana ona była z objęciem funkcji sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta, a więc stanowiska wyższego, niż zajmowane przez Magierowskiego - zaledwie dyrektora biura informacyjnego.
Nie jest tajemnicą, że posądzany przez otoczenie prezydenta o przesadną "grę na siebie" Magierowski nie był zadowolony z podporządkowania prezydenckim ministrom. Tym bardziej, że od kwietnia, kiedy nastąpiła zmiana na stanowisku szefa gabinetu Prezydenta (min. Adama Kwiatkowskiego zastąpił w tej roli min. Krzysztof Szczerski) zmienił się też przełożony dyrektora Magierowskiego. Do kwietnia był on podwładnym szefowej Kancelarii Prezydenta Małgorzaty Sadurskiej, po zmianie jego przełożonym został właśnie bardzo aktywny w sprawach międzynarodowych Krzysztof Szczerski. Dla ambitnego i zabiegającego zwykle o udział w zagranicznych rozmowach prezydenta dyrektora biura w Kancelarii oznaczało to oczywiście nieuchronne osłabianie pozycji w tej dziedzinie.
Proponując stanowisko ministra w kancelarii i jednocześnie rzecznika Łapińskiemu prezydent nie miał zamiaru pozbywać się Magierowskiego. Dokonując zmiany pozbawiałby go jednak nadziei na wyjście poza rolę dyrektora biura informacyjnego, zatem także szans na funkcję ministra. Co więcej, Magierowski zostałby zapewne podwładnym Łapińskiego i straciłby pozwalające na kształtowanie własnego wizerunku publicznego częste okazje do występowania w imieniu prezydenta, nie mówiąc o ambicjach rywalizowania w sprawach zagranicznych ze Szczerskim. Zamiaru pozbywania się Magierowskiego nie miał jednak także sam Łapiński.
Liczący zapewne na znacznie podnoszące status stanowisko sekretarza stanu Marek Magierowski dowiedziawszy się o planach pozbawienia faktycznej pozycji rzecznika mógł się na to zgodzić, bądź odejść, zanim nowy układ sił w Kancelarii sprowadzi go do czysto administracyjnej roli dyrektora biura informacyjnego. Wybrał to drugie, czym nie zaskoczył nikogo, kto zna i jego samego, i stosunki w pałacu.
Z punktu widzenia Andrzeja Dudy rezygnacja Magierowskiego jest właściwie obojętna. W pewnym sensie ambitny i nader sprawnie radzący sobie z mediami dyrektor-rzecznik od niedawna wprawiał wręcz prezydenta w konfuzję - a to otwarcie przyznając się do niewiedzy na temat propozycji referendum konstytucyjnego, a to odsyłając do nauki czytania rzeczniczkę PiS Beatę Mazurek, a to - co ostatnio miano mu w pałacu za złe - dopuszczając do kreowania wizerunku prezydenta, opisanego podczas wizyty w Meksyku memem "Na kolanach przez świat".
Dla nowego rzecznika odejście dyrektora biura informacyjnego to także nic strasznego. Krzysztof Łapiński musiał się z tym liczyć przyjmując propozycję prezydenta. Rezygnację Magierowskiego nowy rzecznik mógł wręcz przyjąć z ulgą - z jednej strony kłopotliwe ambicje podwładnego, z drugiej jego frustracja po dojściu do "szklanego sufitu" mogły być potencjalnymi przeszkodami w sprawnej współpracy, za którą odpowiedzialny byłby właśnie on, nie Magierowski.
Wyjaśniając powody swojej rezygnacji Marek Magierowski wskazał na powody osobiste. Tych w pracy w dużym stresie oczywiście nie da się bagatelizować. Są one jednak tylko elementem układanki, której efektem była zmiana, do której doszło w pałacu prezydenckim. Inne jej części to ambicje, zabieganie o prestiż, rywalizacja, porządkowanie pracy sporej instytucji i wreszcie najzwyczajniejsze stosunki między ludźmi. Jak w życiu, tak i w polityce.