Jak rozmawiać, żeby nie zrazić rozmówcy, żeby go nie zmartwić, nie stracić na starcie? Jak prowadzić dialog, żeby nie skręcił na manowce, aby nie ugrzązł w piasku pustosłowia, albo na mieliźnie milczenia? To są pytania generalne, dotyczące każdego słownego spotkania z drugą, mówiącą osobą. Jednak są pewne kontakty istotne, o szczególnie znaczącym charakterze. Czytamy o nich w tym oto motcie na okładce właśnie wydanej książki: "Tu każda rozmowa jest na wagę życia".

Autorami tego nowego tomu, który ukazał się nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka, są Lucyna Kicińska i Michał Dobrołowicz. Pozycja nosi tytuł "Słucham. Rozmowy o telefonie zaufania" i otwiera nam oczy (i uszy, i serca, i umysły) na intymny świat osobistych ludzkich tragedii, sytuacji niemal bez wyjścia. "Niemal", bo pojawiają się jednak sekretne drzwi w tej, wydawałoby się, beznadziejnie gładkiej ścianie pojedynczej dusznej celi. Ta szansa na wyzwolenie się z psychosomatycznej matni, autodestrukcyjnych odruchów, samobójczych tendencji, zjawia się w momencie sięgnięcia po smartfon i wybrania numeru do "przyjaciela".

Biorę to słowo w cudzysłów, nie tylko dlatego że to aluzja do popularnej telewizyjnej gry, ale też z powodu specyficznej roli, odgrywanej przez tego kogoś po drugiej stronie kontaktowej linii. Funkcję takiego "przyjaciela" pełni właśnie Lucyna Kicińska - "koordynatorka strefy pomocy serwisu Życie Warte Jest Rozmowy (www.zwjr.pl), ekspertka Biura ds. Zapobiegania Zachowaniom Samobójczym działającego w Instytucie Psychiatrii i Neurologii". W wywiadzie-rzece z Michałem Dobrołowiczem, dziennikarzem RMF FM, doktorem socjologii, Kicińska wyraźnie określiła ramy swoich zdalnych, werbalnych kontaktów z ludźmi desperacko wołającymi o pomoc. Albowiem to nie może być żadna osobista przyjaźń. Nawiązywanie takich intymnych więzi z osobami dzwoniącymi na telefon zaufania jest tu traktowane jako jeden z największych błędów, jako działanie absolutnie nieprofesjonalne. To niezwykle trudna sztuka- wchodzić tak głęboko w cudze wnętrze, w sam mroczny matecznik depresji, w samobójcze często jądro ciemności, a jednocześnie zachować jasność myśli i światłość oglądu sytuacji.

Dobrołowicz również, z precyzją pytań zawodowego "wywiadowcy", potrafił naświetlić ten wewnętrzny konflikt, z którym zmaga się pracownik telefonu zaufania - konieczność godzenia sprzeczności uczuć i rozumu, gorącego serca i chłodnego namysłu. Wielką sztuką, oprócz powstrzymywania odruchów intymnych poruszeń duszy, jest panowanie nad słowami, opanowanie słownictwa, przyswojenie sobie optymalnych, efektywnych i bezpiecznych form komunikacji, często w ekstremalnych warunkach emocjonalnych. Brzmi to tutaj dość abstrakcyjnie, w książce natomiast nabiera językowego skonkretyzowania. Kicińska podaje wiele frazeologicznych przykładów, przydatnych właściwie w każdej rozmowie, nie tylko tej "na wagę życia". 

Zapamiętałem na swój własny użytek formę powitania "jak się masz!", nieinwazyjną, niewchodzącą z marszu z butami do duszy, a jednocześnie skłaniającą do niesztampowej odpowiedzi, na odczepnego. Do myślenia dała mi też wskazówka Kicińskiej, abym w rozmowach osobistych unikał słowa "dlaczego", tak nasyconego nieuświadamianą pretensją, obarczonego z góry tendencyjnością, rodzajem agresywnego wyrzutu. To intrygujące, jak często podświadomie wprowadzamy się w utarte werbalne koleiny, które same, bezwładnie, bezładnie kierują nas na bagna gniewu i wzajemnego odrzucenia.

Na marginesie lektury zanotowałem sobie całkiem prywatną refleksję: o spowiedzi. Czy taki telefon zaufania we współczesnym zlaicyzowanym, ale wyraźnie tęskniącym za sacrum społeczeństwie nie odgrywa roli podobnej do wirtualnego konfesjonału? Funkcjonują równolegle dwie formy pomocy udzielanej człowiekowi przez innego człowieka: psychologiczna i duchowa. Jedna jest świecka, bez metafizycznej otoczki, relatywnie nowa, poddana regułom społecznej, intymnej usługi; to o niej czytamy w książkach takich jak Kicińskiej i Dobrołowicza. Druga jest posługą religijną, świętym sakramentem, obwarowanym wielowiekową tradycją, zakotwiczoną w wersetach Księgi i pismach Kościoła. Jak się mają do siebie? Czy są jak niestykające się w tym świecie proste równoległe? A może jest punkt, w którym się ze sobą schodzą? W nieskończoności? 

A może nie trzeba tak abstrakcyjnych wyobrażeń i górnolotnych pojęć? Może po prostu kapłani mogliby skorzystać z werbalnych algorytmów, praktycznych schematów zachowań i emocjonalnej dyscypliny profesjonalnych pracowników telefonu zaufania, zaś ci ostatni - z kapłańskich ćwiczeń duchowych, zakładających, że człowiek nie żyje tylko dla siebie, ani wyłącznie dla innych ludzi; że jest coś jeszcze, czy Ktoś jeszcze; i że jest warto w to uwierzyć. Bo na początku każdej rozmowy i Rozmowy może być słowo i Słowo- źródło czyste.