Długi majowy weekend, z którego każdy pracujący mógł wykroić cztery dni wolnego, dla posłów oznacza niemal dwa tygodnie bez konieczności pojawiania się w pracy. Przerwa w pracach Sejmu trwa od ostatniego piątku do przyszłego wtorku, łącznie 11 dni.
Skromnych kilkanaście tysięcy złotych poborów nie jest sumą, za którą obywatele mogliby od posłów oczekiwać harówki. Jest może kilka stosunkowo pilnych projektów, których nieuchwalanie wywołuje poważne koszty, ale jesteśmy krajem zasobnym i kwitnącym, chwilowo niepotrzebny nam pośpiech.
Dziś mija właśnie pół roku codziennego płacenia przez Polskę miliona euro kary za niewykonanie wyroku TSUE ws. zlikwidowania Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Suma należnych i częściowo już potrąconych z rachunków Polski kar wynosi dziś 182 miliony €, co w przeliczeniu na złote daje ponad 850 milionów. Do przekroczenia miliarda złotych za zwłokę w tej sprawie dzieli nas około miesiąca, ale przy obecnym tempie prac nad wykonaniem wyroku jest to niemal pewne; dziś mijają też równo trzy miesiące od złożenia w Sejmie prezydenckiego projektu w tej sprawie, prace w komisji sprawiedliwości nie posuwają się jednak niemal wcale, a w ostatnich dniach zamarły w ogóle. Mamy czas. Nie mieliśmy go wprawdzie przy uchwalaniu na chybcika i w ciągu kilku dni samej ustawy o Sądzie Najwyższym, to jednak robiliśmy za darmo. A teraz, kiedy płacimy za zwłokę milion € dziennie - już nam się nie śpieszy.
Nie ma też pośpiechu w innych sprawach.
Przez dwa miesiące od skończenia kadencji sędziów-członków Krajowej Rady Sądownictwa (na początku marca), Sejm nie zdążył powołać nowych - pośpiech był niezbędny przy powołaniu pierwszego po zmianie ustawy składu KRS, jego odnowienie nie jest już tak istotne.
Sejm mimo zgłoszenia już dawno prezydenckiej propozycji jak dotąd nie spróbował też nawet przedłużyć kadencji prezesa NBP Adama Glapińskiego. Może zbierze większość na najbliższe posiedzenie. A może nie. Mamy czas.
Na rozpatrzenie czeka podobno pilna zmiana konstytucji, niezbędna przecież do zwiększenia limitu wydatków na obronność i przeprowadzenia konfiskaty majątków rosyjskich w Polsce. Pomysł jest tak pilny, że rząd przekazywał go Sejmowi przez kilka tygodni, a propozycja już w Sejmie od trzech tygodni nie doczekała się nawet nadania numeru druku. Mamy czas.
Ma numer druku, ale też na uważne rozpatrzenie czeka projekt naprawiający Polski Ład. Tu także pośpiech był potrzebny przy uchwalaniu ułomnych przepisów podatkowych, w ubiegłym roku. Ich poprawianie nie jest już takie pilne. Mamy czas.
Pilnie uchwalić trzeba także rządowe projekty pomocy dla kredytobiorców, ogłoszone przez premiera i rozwinięte na kolejnych konferencjach prasowych przez ministrów. Propozycje zostały przedyskutowane tak dogłębnie, że mało kto zwrócił uwagę na krępujący trochę fakt, że w formie projektów ustaw - nie istnieją. Kredytobiorcy poczekają, w końcu kilkunastoprocentowa inflacja i drastyczne podwyżki stóp procentowych to nic takiego. Mamy czas.
Sejm mierzy się z rzeczywistością na miarę swoich możliwości. Napór obowiązków najwyraźniej tak posłów zmęczył, że muszą odpocząć.
Praca w Sejmie skończyła się w ostatni piątek spotkaniem jednej komisji, która w ciągu niespełna godziny przeprowadziła oficjalnie aż dwa posiedzenia.
Następna aktywność w opustoszałym budynku przy Wiejskiej w najbliższy wtorek. Zbierze się kilka komisji. Ale spokojnie, bezstresowo, po południu. I z możliwością udziału zdalnego. Żeby się nie zaharować.
Przecież mamy czas.