To trwa już drugi tydzień, a może potrwać jeszcze trzy. Urzędujący premier publicznie nagabujący liderów sejmowej większości o poparcie rządu, którego poprzeć nie chcą, z każdym dniem robi coraz gorsze wrażenie. Zawołanie "kończ waść, wstydu oszczędź!" byłoby trafne, gdyby szefa polskiego rządu upokarzał ktoś inny, a nie on sam.
Mateusz Morawiecki kolejny raz wystąpił z ofertą patronowania postulatom partii, które nie chcą z nim współpracować i dzięki temu zdobyły sejmową większość. Skierowana do wszystkich poza Koalicją Obywatelską propozycja-insynuacja "Tusk chce porzucić wasz program, my możemy go realizować. Umiemy znaleźć sposoby, pieniądze, pokazaliśmy że można, stwórzmy razem rząd" jest niedorzeczna choćby dlatego, że wymagałaby od tych, do których jest kierowana, złamania podpisanej ledwo kilka dni temu i zaakceptowanej przez władze KO, PSL, Polski 2050 i Lewicy umowy koalicyjnej.
Oferta premiera w istocie oznacza też namawianie posłów wybranych głosami przeciwników rządu PiS do zdradzenia swoich wyborców, a do tego tak jawnie polityk rangi premiera namawiać nie powinien.
To jednak tylko treść. A jest jeszcze jedna rzecz:
Premier daleko wykracza chyba poza opinie, jakie mają na jego temat polityczni przeciwnicy. Oni otwarcie twierdzą, że Mateusz Morawiecki nawet się do nich nie odezwał, premier zaś twierdzi, że "tak, odbywają się spotkania, odbywają się rozmowy. Tego typu rozmowy wymagają poufności. Te osoby, z którymi się spotykam, muszą zachować swoje bezpieczeństwo polityczne ponieważ obawiają się nagonki medialnej".
Zaraz potem jednak apeluje do marszałka Sejmu Szymona Hołowni, by ten zaprosił go na spotkanie. Jeśli zostanie zaproszony, to chętnie się na nim pojawi. Jak to zestawić z deklaracją zapewnienia bezpieczeństwa politycznego czy chęci oszczędzenia Marszałkowi Hołowni nagonki medialnej?
Co więcej, premier prowadzący przez media rozmowy o poparciu dla swojego rządu nie tylko niejednokrotnie już usłyszał, że liderzy nowej koalicji nie chcą go poprzeć. Usłyszał także dobitnie, że żaden z tych liderów nie otrzymał dotąd żadnej propozycji rozmów, poza tym, co premier mówi w mediach. Z tego zaś, co Mateusz Morawiecki w nich mówi, wynika, że prowadzi rozmowy tajne nawet dla ich uczestników. Mimo to szef rządu regularnie organizuje kolejne prezentacje dowodzące, że dla zachowania władzy gotów jest upokorzyć się sam w stopniu nigdzie dotąd niespotykanym.
Z nieznanych powodów (poza tym może, że w kampanii wyborczej PiS najrzadziej chyba atakował Polskę 2050) dopominający się posłuchania szef rządu szczególnie upatrzył sobie jako adresata nieco płaczliwych wezwań Szymona Hołownię. Nie chodzi nawet o deklaracje realizowania postulatów programowych jego ugrupowania. Chodzi także o groteskową deklarację pomocy, wygłoszoną w ubiegły piątek; Zwracam się do pana marszałka Hołowni - jeżeli pan marszałek sugeruje, czy ktoś z Trzeciej Drogi, jakieś rozwiązania - bardzo proszę o pilne zgłoszenie, będziemy natychmiast starali się je przeprocedować. Rząd cały czas normalnie funkcjonuje...
Czy tracący władzę politycy PiS, którzy w ostatniej chwili wrzucają nowemu Sejmowi projekty, które dawno powinni przeprocedować sami (zniesienie handlowej niedzieli w Wigilię, przedłużenie obniżki VAT na żywność) naprawdę uważają, że nikt nie zauważy w ich zachowaniu złośliwej kpiny?
Czy premier nie wie, że jego propozycja "pomocy w procedowaniu" jest tyleż niedorzeczna co obraźliwa i zbyteczna? Czy szef rządu nie wie, że koalicja może swoje projekty uchwalać sama, bo ona większość ma, a on, szef rządu - nie?
Dziś mija tydzień od powierzenia Mateuszowi Morawieckiemu misji skutecznego stworzenia rządu, niewykonalnej stosowanymi przez niego metodami. Przed nami jeszcze kolejny tydzień kompletowania gabinetu Morawieckiego. A po nim kolejne dwa tygodnie na przygotowywanie wystąpienia programowego, czyli expose.
Potem Sejm oceni to działanie jednym głosowaniem i z niemal pewnością można przewidzieć, jaki będzie jego efekt.
Straconego na żenujące przedstawienia miesiąca odzyskać się już nie da, ale ustaną przynajmniej te przedstawienia. Prawdopodobnie już samo ich zniknięcie poprawi jakość polskiej polityki.