Od ciszy wyborczej dzieli nas już tylko kilka dni. Kampania nie dała się jak dotąd zapamiętać niczym szczególnym - poza jednostkowymi wygłupami nie dostarczyła kontrowersyjnych treści, ani nie wywołała procesów w przyspieszonym trybie. Mimo to ma swoją barwę i kilka zwracających uwagę śmiesznostek.
Dość powszechnie zauważono zręczne i pewnie świadome umieszczenie plakatu kandydata o nazwisku "Wypij" na poręczy schodów, prowadzących do sklepu monopolowego. Giżycki kandydat Prawa i Sprawiedliwości Michał Wypij dzięki tej zmyślnej akcji dał się poznać prawie milionowi użytkowników Facebooka - wystarczyło, że niebanalna instalacja została sfotografowana, a fotka - opublikowana.
W żadnej dotąd kampanii wyborczej w Polsce nie padło chyba hasło "Broń Jądrowa dla Polskiej Armii". Ta niemoc została przełamana przez świętokrzyskiego kandydata Konfederacji Mikołaja Jana Obiedzińskiego. Młody ów człowiek oficjalnie przyznał, że hasło miało na niego zwrócić uwagę, i "wybieg ten miał charakter celowy i był przeze mnie zaplanowany", a "broń jądrowa nie jest palącą potrzebą naszego wojska". Dlaczego na rozpowszechnianym w sieci bannerze "Broń Jądrowa" pisana była z wielkich liter - jak np. "Automat Kałasznikowa" - kandydat jednak nie wyjaśnił.
Sporą fantazją i dystansem do polityki wykazuje się też kandydat Konfederacji ze Szczecina, bezpretensjonalnie oświadczający "Nic wam nie obiecam, ale dam wam wszystkim święty spokój". Kandydat nawiązuje też do swojego wyglądu, przypominającego Jezusa, i kolportuje deklarację: "Wody w wino nie zamienię, ale zmniejszę akcyzę na alkohol".
Daleko większym zaangażowaniem uderzała apokaliptyczna wizja innego kandydata, któremu Konfederacja wycofała swoje poparcie - hasło "Polskie dzieci chorują, karmione chlebem zatruwanym przez plemię żmijowe na rozmaite niemoralne sposoby" nie wpada może łatwo w ucho, ale zdecydowanie przyciąga uwagę, zwłaszcza po jego rozwinięciu o frazę: "Stop destrukcyjnym popisom kainickiego banderyzmu masońskich rajfurów" i wzmiankach o "handlu mięsem polskich dziewcząt", na czym mieli się dorabiać "khazarscy rajfurzy".
Istotną sprawnością organizacyjną urzekła zaradna kandydatka z dość rozległego okręgu wyborczego. Olga Kołoszczyk kandydująca z listy PiS na plakatach w Zgierzu obwieszcza, że jest ze Zgierza, w Pabianicach - że pochodzi z Pabianic, w Łasku jest z Łasku, w Goszczanowie - z Goszczanowa, w Klonowej - z Klonowa i tak dalej. Pani Kołoszczyk jest też z Sieradza, Łowicza, Warty, Łęczycy i Wieruszowa. Sama pochodzi z Błaszek i obwieszczające to bannery także trafiły tam, gdzie powinny wisieć.
Na jej tle kandydatka z przykładowym hasłem "Moje życie to Gliwice" wypada dość blado, podobnie jak umiarkowanie zabawna gra słowem radomskiego kandydata KO Leszka Ruszczyka, oparta na haśle "RUSZ-czyk na wybory!"
Jest jednak w kampanii nowum absolutne; jawne ogłaszane hasło "Z moich bannerów powstaną torby na zakupy" z hashtagiem "#DrugieŻycieBannerów".
Tak użytkowo materiałów żadnej kampanii wyborczej jeszcze chyba nie traktowano.