Wygląda na to, że zasada "ani kroku w tył" przestała w tym tygodniu obowiązywać. Rządzący nie tylko "odpuścili" sprawy, w których nigdy dotąd nie było mowy o ustępstwach, ale w niektórych z nich wręcz się wycofują. Być może obserwujemy przesilenie, którego efektem będzie istotna zmiana w rządzie.

W zamyśle odwrót, obserwowany na przynajmniej kilku odcinkach frontów, jakie pootwierało wokół siebie PiS, miał być pewnie pozorny. Nie da się go jednak nie zauważyć, a już samo zauważenie poważnie nadwątla wizerunek rządzących, niezłomnie prących do celu mimo kłód, rzucanych im pod nogi przez przeciwników - z Totalnej Opozycji, ulicy i zagranicy.

Pozory trybunalskie

Oczywiście pozornym działaniem jest zaskakujący projekt opublikowania wyroków Trybunału Konstytucyjnego z marca, sierpnia i listopada 2016 roku. Po pierwsze - mają być opatrzone formułą, odbierającą im wartość normatywną, z podkreśleniem, że zapadły z naruszeniem przepisów a dotyczą aktów prawnych, które już nie obowiązują. Po drugie zaś, jak z nonszalancją podkreślają jego autorzy w uzasadnieniu, sama publikacja orzeczeń nie jest konieczna z punktu widzenia prawa, jednak "istnieją powody, dla których może to być pod pewnymi względami pożądane". Te powody to chęć zamknięcia sporu wokół Trybunału, wzmocnienia jego pozycji ustrojowej i zadeklarowana wprost chęć "poprawy sytuacji Polski w sporze z Komisją Europejską".

Kosmetyka sądowa

Równie pozorne są pomysły dotyczące sądownictwa: konieczność konsultowania przez ministra odwołania prezesów sądów z KRS nie tylko w niczym jego wszechwładzy nie ogranicza, ale wręcz przeciwnie - uniemożliwia odwrócenie decyzji już przez ministra podjętych. Wystarczy spojrzeć na obecny skład KRS, zdominowany przez osoby wybrane przez polityków. 

Iluzją poprawiania czegokolwiek jest też odebranie prawa przedłużania urzędowania sędziów ministrowi i przekazanie go prezydentowi - obaj są przedstawicielami władzy wykonawczej, a ich kompetencje do określania, czy stan zdrowia sędziego pozwala mu na pełnienie urzędu po osiągnięciu wieku emerytalnego są... nader trudne do wskazania.

Fakty czyli kłopotliwy Ziobro

Cała reszta odwrotów niespecjalnie już uzasadnia tłumaczenie, że chodzi zaledwie o ustępstwa dla poprawienia wizerunku Polski w Brukseli. Z nieznanych de facto, a niezrozumiałych oficjalnie powodów rządzący odłożyli właśnie rozstrzygnięcie prościutkiej jak się zdawało sprawy zgody na zatrzymanie i aresztowanie Stanisława Gawłowskiego. Wniosek prokuratury w tej sprawie trafił do Sejmu ponad trzy miesiące temu. Poseł dawno już zrezygnował z immunitetu. Ba, sam zgłosił się do prokuratury, by ta go przesłuchała - i nic z tego. Zwłoka przeciąga się o kolejne tygodnie, podbudowywana kolejnymi wątpliwościami co do zarzutów, opartych na zeznaniach osób podejrzanych. Wątpliwości są na tyle powszechnie znane, że nie ma jakoś chętnych do domknięcia sprawy. A do przeprowadzenia została już tylko jedna czynność - zwykłe przegłosowanie wniosku, na które jednak zdominowany przez PiS Sejm wciąż się nie decyduje.

Prokurator kontra minister

Nie dalej jak wczoraj Zbigniew Ziobro jako Prokurator Generalny ostro skrytykował ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobrę za to, że przygotowując przez dwa lata ustawę o IPN doprowadził "do powstania unormowania faktycznie dysfunkcjonalnego, mogącego skutkować zaistnieniem rezultatów przeciwnych do zakładanych, a w konsekwencji doprowadzić do podważenia autorytetu Państwa Polskiego, które nie będzie w stanie wyegzekwować ustanowionego przez siebie prawa".

Mówiąc wprost, zdaniem Ziobry Ziobro przygotował podważającą autorytet państwa i niekonstytucyjną ustawę o IPN. Tego poświadczającego schizofrenię zarzutu racjonalnie wytłumaczyć się nie da. Albo ma rację krytykujący ustawę Ziobro Prokurator Generalny, albo broniący jej Ziobro minister sprawiedliwości, razem z głosującym za nią posłem Ziobro.

Blokada KRS i SN

Nie da się także wytłumaczyć kolejnej rejterady w batalii dowodzonej przez Zbigniewa Ziobrę - wycofania się z ustawy, znoszącej faktyczną blokadę pracy nowej Krajowej Rady Sądownictwa. W efekcie wpadki w ustawie o KRS nie przewidziano, że dojdzie do sytuacji, w której decyzja o zwołaniu Rady należeć będzie wyłącznie do I prezes Sądu Najwyższego. Kiedy rządzący się w tej sprawie zorientowali, minister napisał do Pierwszej Prezes list z oczekiwaniem zwołania KRS, na który prof. Gersdorf zareagowała dość obojętnie. Posłowie PiS złożyli zaś w Sejmie projekt nowelizacji, umożliwiający "obejście" prof. Gersdorf przez zwołanie Rady przez prezes Trybunału Konstytucyjnego. Ten projekt został jednak po kilku dniach wycofany, a sytuacja wróciła do stanu wyjściowego - KRS nie działa, czym blokuje zapełnienie wakatów w Sądzie Najwyższym.

Obraz chaosu

Tego wszystkiego nie sposób nie zauważyć, podobnie jak uniku ws. aborcji, fiaska "Białej Księgi" zawożonej przez premiera do Brukseli, oficjalnego odrzucenia przez polski rząd dwa dni temu zarzutów KE w sprawie naruszenia praworządności i zaraz następnego dnia - zadeklarowania publikowania wyroków TK i oczekiwanych przez Komisję działań w sądownictwie.

Jeśli wszystkim tym chaotycznym poczynaniom towarzyszy jakiś zamysł - byłoby dobrze go znać. Bez jego poznania chaos nadal będzie wyglądał jak chaos, rozpaczliwe improwizacje pozostaną rozpaczliwymi improwizacjami, a wycofywania się z deklaracji nie da się uznawać za kontynuowanie zasady "ani kroku w tył".