Właściwie nie chcę wiedzieć, czy prof. Muszyński jest czy był oficerem wywiadu. Nie chcę nawet wiedzieć, że nim nie jest i nie był. Nie chcę też jednak mieć w tej sprawie wątpliwości, a od dziś je mam. Nie ja jeden zresztą. Brak wiedzy wywołuje szereg przykrych wniosków, o których piszę poniżej. Niestety sposobem na ich uchylenie jest chyba tylko rezygnacja prof. Muszyńskiego.
Prof. Mariusz Muszyński został wybrany do Trybunału Konstytucyjnego przez większość Sejmu. Posłowie nie wiedzieli, czym zajmował się w latach 90. Wcześniej prof. Muszyński został przez nich wybrany do składu Trybunału Stanu - sądu, powołanego do oceny działania Prezydenta, premiera i ministrów w wypadku postawienia im zarzutów o złamanie Konstytucji bądź ustaw. Także wówczas dokonujący wyboru posłowie nie wiedzieli, że mają być może do czynienia z funkcjonariuszem służby specjalnej, jaką z pewnością jest wywiad. Co ciekawe, mimo pełnienia od grudnia 2015 funkcji zastępcy przewodniczącego Trybunału Stanu prof. Muszyński nie złożył przyrzeczenia sędziowskiego - tak przynajmniej było jeszcze pół roku później, kiedy pytałem o to w biurze przewodniczącej TS, I Prezes Sądu Najwyższego.
Później z kolei rząd Beaty Szydło nominował prof. Muszyńskiego także na przedstawiciela Polski w Komisji Weneckiej.
Reasumując, prof. Mariusz Muszyński pełni w naszym państwie wystarczająco dużo funkcji publicznych, by jego ew. niejawna praca na tzw. drugim etacie miała istotne znaczenie. Nie tylko zresztą praca, a właściwie związane z nią zależności służbowe.
Jeśli doniesienia o tym, że prof. Muszyński jest wyszkolonym w szkole szpiegów w Kiejkutach oficerem polskiego wywiadu nie są prawdziwe - już byśmy o tym wiedzieli. Od opublikowania wiadomości na ten temat minęło wystarczająco dużo czasu, żeby profesor zdążył wydać oświadczenie, w którym kategorycznie zaprzecza i stanowczo te informacje dementuje.
Nic takiego jednak nie nastąpiło.
Skoro zaś tak, to całkiem zrozumiałe wydaje się założenie, że mimo oczywistej w służbach specjalnych zasady nieujawniania się nigdy i w żadnych okolicznościach - za ujawnienie można paradoksalnie uznać brak dementi.
To proste. Kiedy ktoś stwierdzi, że ktokolwiek z nas jest agentem, szpiegiem - jeśli nim nie jest, ów ktoś zwyczajnie zaprzeczy. W wypadku podobnej działalności w czasach PRL Rzeczpospolita wymaga wręcz złożenia odpowiedniego oświadczenia, którego prawdziwość jest weryfikowana a ew. kłamliwość - karana z mocy prawa. Wobec agentów służb specjalnych III RP tak nie jest, jednak kto agentem nie jest - bez oporów tak właśnie powie.
Prof. Muszyński nie powiedział.
Posłowie, dokonujący wyboru - o zawartości intrygującej luki w biografii prof. Muszyńskiego nie wiedzieli. Nie pozwolono im nawet na zadawanie kandydatowi pytań. Oczywiście posłowie nie mogli o tym wiedzieć. Chodzi przecież o etat niejawny, do którego się w służbach przyznawać nie wolno. Skoro jednak tak, to w sprawie sędziowania w Trybunale Konstytucyjnym dokonali wyboru nasuwającego poważne wątpliwości konstytucyjne. Kolejną poza zaprzeczaniem do końca fundamentalną zasadą działania służb jest bowiem to, że związki z nimi trwają całe życie. Wymuszona pierwszą zasadą tajemnica zabezpieczając przed ujawnieniem jednocześnie cementuje ten dożywotni związek.
Konstytucja mówi jednak w art. 195 jasno: "Sędziowie Trybunału Konstytucyjnego w sprawowaniu swojego urzędu są niezawiśli i podlegają tylko Konstytucji". Co więcej, "w okresie zajmowania stanowiska nie mogą należeć do partii politycznej, związku zawodowego ani prowadzić działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów."
Przyjmując więc funkcję sędziego Trybunału Konstytucyjnego prof. Mariusz Muszyński - jeśli jest oficerem wywiadu - poważnie nadwerężył wiarę w działanie art. 195 Konstytucji. Albo jest się bowiem sędzią niezawisłym i nieprowadzącym działalności publicznej nie dającej się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów (wtedy na zarzuty o bycie agentem oświadcza się "to nieprawda"), albo jest się oficerem służby specjalnej, wykonującym niejawne z natury zadania, powierzone przez przełożonych - a to nie ma nic wspólnego z niezależnością i niezawisłością.
Jeśli o niebanalnym w życiu profesora prawa dodatkowym fachu wiedział koordynator służb specjalnych i szef rządu, jeśli też, co gorsza, uprzedzono o nim przyjmującego grudniową nocą ślubowanie sędziowskie prof. Muszyńskiego Prezydenta - sprawa komplikuje się jeszcze bardziej. Oznaczałoby to bowiem, że rząd, dla którego w istocie w niejawny sposób pracuje profesor - godzi się na to, że nieświadomi tego posłowie wybierają do Trybunału Konstytucyjnego kogoś, kto będzie wykonywał jego polecenia. Władza wykonawcza, czyli Prezydent i rząd, wsadzają swojego człowieka do najwyższego organu niezależnej od niej oficjalnie władzy sądowniczej. I mamy skandal.
Żeby powyższy opis utrącić, wystarczyło wówczas ogłosić "prof. Muszyński pełnił w swojej karierze funkcje niejawne, także w służbie dyplomatycznej. Teraz zostaje sędzią TK, a ujawniając jego chlubną dla demokratycznego państwa przeszłość w istocie umożliwiamy mu działania niezawisłe, tak jak nakazuje to Konstytucja". Tak się jednak nie stało.
Nie mówiąc o tym, że licząc się z tym, że przeszłość prof. Muszyńskiego zostanie ujawniona, tak, jak się właśnie stało - należało raczej zrezygnować z jego kandydatury, dla zachowania autorytetu; nieświadomych prawdy posłów, samego profesora i wreszcie Trybunału Konstytucyjnego.
Praca w wywiadzie własnego państwa nie hańbi. Kiedy się ją jednak kończy i podejmuje się inne zadania - warto się z nią rozliczyć. W przeciwnym wypadku dzieje się to, co obserwujemy: podejrzenia, że praca w wywiadzie trwa kładą się poważnym cieniem nie tylko na samym zainteresowanym, ale też na wiarygodności ról, które zaczyna on pełnić.
Po pierwsze - z coraz mniejszą natarczywością oczekuję na dementi samego Mariusza Muszyńskiego, Prezydenta, pani premier, ministra Mariusza Kamińskiego - kogokolwiek, kto z racji pełnionej funkcji może oficjalnie zaprzeczyć informacjom o agenturalnej przeszłości lub - co gorsza - teraźniejszości członka TK, TS i KW.
Po drugie - jeśli ono nie nastąpi - niezależnie od tego kto i co w tej sprawie wiedział, na co się godził itp. uważam, że prof. Mariusz Muszyński winien złożyć rezygnację z funkcji, pełnionych w Trybunale Konstytucyjnym, Trybunale Stanu oraz Komisji Weneckiej. Do czasu wyjaśnienia jego statusu, tj. tego, czy nadal jest oficerem wywiadu, wykonującym niejawne z natury polecenia zwierzchników.
Po trzecie wreszcie - rad byłbym żyć w kraju, w którym podobne historie się nie zdarzają, a jeśli - ucinane są natychmiast jasnymi i niepodważalnymi oświadczeniami odpowiednich władz.