Patrzą na nas z budynków. Wiercą spojrzeniami ze słupów. Atakują w spotach w telewizji, witają w oknach autobusów, wysypują się ze skrzynek na listy. Kandydaci do Sejmu i Senatu w czasie kampanii wyborczej zawłaszczają dosłownie każdy metr wolnej przestrzeni. Oto subiektywny ranking najbardziej irytujących, politycznych reklam przygotowany przez reportera RMF FM Tomasza Fenske wraz z mieszkańcami Torunia.
1. miejsce - reklamy świetlne
Wygrały bezapelacyjnie, sporą większością głosów kierowców.
Kłują w oczy, dosłownie i w przenośni - mówią m.in. toruńscy taksówkarze. Najbardziej drażnią nocami, rażąc i oślepiając. Niestety, w Polsce nie ma przepisów regulujących jasność ekranów. Banery świetlne mogą wręcz stanowić zagrożenie i tym samym raczej nie zjednują sympatii politykowi. W Toruniu reklamują się w ten sposób m.in. kandydat na posła Stanisław Leszczyński z SLD, kandydatka do Sejmu Edyta Zakrzewska z PSL i kandydat do Senatu, Marian Frąckiewicz z SLD.
2. miejsce - ulotki rozdawane na siłę
Duża liczba osób wciskających w ręce przechodniów ulotki na ulicach toruńskiej starówki zazwyczaj skłania do refleksji, że przydałoby się więcej kończyn do odbierania tych kartek. W czasie kampanii wyborczej liczba młodych ludzi pragnących zaoferować nam wiedzę o najlepszym możliwym kandydacie rośnie na tyle, że może przyprawić o ból głowy. W efekcie trudno spokojnie przejść kilka metrów. A gdybym to ja nachodził go w biurze kilka razy dziennie? - rozmarzył się jeden z przechodniów na myśl o pewnym kandydacie SLD.
3. miejsce - plakaty na ulicach
Zdążyliśmy się już wszyscy do nich przyzwyczaić i na ogół nas nie irytują. Problem pojawia się, gdy przemokłe, podarte lub po prostu popisane flamastrami zaczynają szpecić i straszyć. I kto to później posprząta? Niby mają obowiązek, a i tak wszyscy sprzątają po terminie, żeby jeszcze trochę powisieć - pieklą się mieszkańcy. Już są miejsca, gdzie wszystko jest pozrywane, tylko zaśmieca ulicę - dodaje młody mężczyzna, który deklaruje niechęć do polityki i twierdzi, że na wybory nie pójdzie. Postawa może niekoniecznie godna naśladowania, ale niechęć zrozumiała jak najbardziej.
4. miejsce - niewygodny pasażer...
Od kiedy istnieje możliwość reklamowania się w autobusach, w tym należących do komunikacji miejskiej, politycy skwapliwie z niej korzystają; w Toruniu, między innymi, poseł PO Tomasz Lenz, i kandydat na posła tej samej partii Tomasz Szymański, który postanowił objawić się wyborcom w stroju Supermana. Do plakatów na ulicy nic nie mam, ale w autobusie to przesada - komentuje pasażerka linii numer 15. Nie podoba jej się, że uśmiechnięty polityk zasłania jej widok. Wcale się nie dziwię.
5. miejsce - wizyty domowe
Prawdziwa zmora, zwłaszcza tych, którzy mają (nie)szczęście mieszkać w szeroko rozumianym centrum miasta. Osobisty kontakt z wyborcą jest bardzo ważny, wobec czego politycy i ich wolontariusze stukają, pukają, wołają, a gdy nikogo nie ma - zaśmiecają wycieraczki makulaturą i wieszają partyjne ozdoby na klamkach. I tak na okrągło, bo ugrupowań jest mnóstwo, kandydatów też. Z tego powodu zdjąłem w ogóle domofon. Zdemontowałem - tłumaczy poirytowany torunianin. Wszyscy domownicy mają klucze, więc jak ktoś chce nas odwiedzić, to zadzwoni. A nie przychodzą i wciskają mi ulotki. Ja nie chcę ulotek - unosi się mężczyzna. Wygląda jednak na to, że nasi wybrańcy i przedstawiciele chyba nie chcą tego przyjąć do wiadomości...