„Mamy do czynienia z eskalacją. Rosjanie chcą z jednej strony energię z Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej (...) przekierować na okupowane przez siebie tereny, w tym Krym, a równocześnie pozbawić elektryczności Ukrainę. To nawet nie jest szantaż. To niszczenie energetyczne, infrastrukturalne i wycieńczanie Ukrainy na wszystkich możliwych obszarach, w tym pozbawianie ludzi elektryczności, ciepła, możliwości dojazdu, pracy. To demolowanie Ukrainy we wszystkich możliwych wymiarach” - powiedziała w Rozmowie w południe w RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Rosji komentując sytuację wokół Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej.
Mamy sytuacje, gdzie dochodzi do wymiany ognia na terenie elektrowni. Ukraińcy pracują tam pod lufami rosyjskich żołnierzy, w straszliwym stresie i napięciu. To wszystko, to nie jest sposób, w jaki powinna funkcjonować elektrownia atomowa. To jest bezprecedensowe. Nic takiego nie miało nigdy miejsca, żeby działania wojenne toczyły się na terenie elektrowni atomowej - skomentowała.
Złamanie procedur, niedopatrzenie, nadużycie, omyłka mogą się zdarzyć. To sytuacje, których Rosjanie teoretycznie nie chcą, ale usiłują wymusić coś, co jest bardzo trudne, nie wiadomo, czy w ogóle możliwe i tu może dojść do bardzo niebezpiecznych sytuacji - stwierdziła.
Ta wojna jest najwyższą stawką dla Putina. On nie ma odwrotu, nie ma takiej opcji, żeby ją przerwać. Postawił w tej wojnie wszystko: swój prestiż, pozycję, którą przegrana w tej wojnie podkopie, a sukces zbuduje. Tego sukcesu nie ma, ale mechanizm systemu totalitarnego - także w wymiarze informacyjno-propagandowym - jest taki, że wielki sukces można zrobić nawet z niewielkich postępów - mówiła w internetowej części Rozmowy w południe w RMF FM Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, była ambasador RP w Moskwie.
Mówi się, że są oczekiwania, aby zrobić przerwę i do końca roku przeprowadzić ofensywę, osiągnąć jakiś sukces i na jakiś czas zakończyć, aby zebrać siły i się odbudować. Czy tak będzie? Nie wiadomo - dodała Pełczyńska-Nałęcz.
Prowadzący rozmowę Roch Kowalski dopytywał, jak daleko będzie szła kontrofensywa ukraińska i czy wśród Ukraińców jest chęć do odzyskania terenów okupowanych, w tym Krymu. Ukraińcy po raz pierwszy od szeregu tygodni znaleźli się ewidentnie w ofensywie na obszarze Krymu. Przy czym, nie jest to ofensywa tradycyjna, naziemna, w której wojska ukraińskie idą na Krym. Na dziś nie ma takiej militarnej możliwości i potencjału ze strony ukraińskiej. Jednak zostało naruszone pewne tabu. Rosjanie uznają Krym za swoje terytorium. Oczywiście, zarówno międzynarodowo, jak i na Ukrainie jest on uważany za teren okupowany. Niemniej na zachodzie istniało przekonanie, że jest to teren stracony dla Ukrainy. Mówiąc o wygraniu wojny, mówi się o powrocie do stanu z 24 lutego, a więc stanu, w którym Krym był już pod rosyjską okupacją - mówiła ambasador.
Ukraińcy narzucili pewną dynamikę, postawili Rosjan w niewygodnej sytuacji - także moralnie i politycznie. Teraz Rosja musi tłumaczyć swojemu społeczeństwu, co się dzieje na tym jakoby bardzo bezpiecznym Krymie - dodała.