"To jest jedyna ścieżka, żeby zebrać pieniądze. Jesteśmy w UE na otwartym, konkurencyjnym rynku - w sensie producentów, dostawców usług, działalności gospodarczej - w związku z tym, musimy się stosować do pewnych reguł, które wymagają, żeby projekty były opłacalne. Ponieważ ten projekt może być nieopłacalny, rząd polski musi się zwrócić o zbudowanie planu finansowania (...) O zgodę na użycie pomocy publicznej, czyli de facto zebranie od użytkowników końcowych np. stosownej opłaty co miesiąc" - tak Rozmowie w południe w RMF FM Krzysztof Kilian komentował pomysł wprowadzenia opłaty doliczanej do rachunków za prąd. Taki podatek miałby finansować projekt budowy elektrowni jądrowych.

Pierwszy reaktor jądrowy w 2033 roku? "Z punktu widzenia inwestycyjnego i przygotowawczego jest to możliwe"

Musimy mieć trochę więcej informacji. Tak jak wiele lat nie było żadnych informacji, tak nagle w przeciągu 10 dni zostaliśmy zasypani gradem różnych informacji, rozwiązań, pomysłów. Powinniśmy dowiedzieć się trochę więcej: na czym to będzie polegało, jak to będzie zorganizowane, jak będzie sfinansowane - tak Kilian odpowiadał na pytanie o to, czy uda się w Polsce zbudować trzy elektrownie jądrowe.

Scenariusz kreślony przez premiera Mateusza Morawieckiego zakłada start budowy w 2026 roku i zbudowanie pierwszego reaktora na północy kraju w 2033 roku. Czy ten plan jest możliwy do zrealizowania? Myślę, że z punktu widzenia inwestycyjnego i przygotowawczego - jeżeli chodzi o tę lokalizację na północy - to tak. Ta lokalizacja jest przez wiele lat przygotowywana w zakresie różnego rodzaju wymagań geologicznych, sejsmograficznych, czyli przeszła wszelkie badania i testy czy się nadaje do lokalizacji budowy elektrowni jądrowej. To jest przewaga tej lokalizacji nad innymi. Natomiast to, czy nasz rząd będzie w stanie zorganizować ten proces, to zupełnie inna sprawa. Patrząc na budowę promu w stoczni szczecińskiej, gdzie stępka stoi od sześciu czy siedmiu lat, zobaczymy - stwierdził były szef PGE. Ekspert podkreślił, że projekt budowy elektrowni jądrowej umożliwia produkcję taniej energii, ale żeby tę tanią energię wydobyć z tego paliwa, trzeba zbudować bardzo drogą konstrukcję. Ta droga konstrukcja najczęściej się nie zwraca - zauważył.

"Potrzebny konsensus"

Mariusz Piekarski pytał też swojego gościa, czy już dziś powinniśmy oczekiwać, że premier ogłosi, jaki jest plan finansowania projektów jądrowych i powiedzieć ile będzie to kosztowało Polaków w rachunkach za prąd. Budujemy wyobrażenie, że za 10-11 lat kryzys energetyczny nie będzie nas dotyczył. Owszem, być może tak będzie, jeżeli uda się przeprowadzić zapowiadane inwestycje. Ale żeby to zrobić, to najpierw trzeba uzyskać konsensus - zarówno polityczny, jak i społeczny. Rozumiem, że społeczny jest, bo ok. 70 proc. popiera rozwiązania związane z energetyką jądrową. Natomiast nie należy zapominać, że ten proces inwestycyjny będzie trwał 10-11 lat, żeby w ogóle uruchomić pierwszy blok. Po drodze mogą się zmienić dwa czy trzy rządy. Żeby nie było takiej sytuacji jak z Caracalami, że jest wielomiliardowy kontrakt zawarty i nagle przychodzi minister i mówi: "ten kontrakt mi się nie podoba".

Kilian uważa, że bardzo drogie inwestycje, które są finansowane z podatków, powinny być skonsultowane ze wszystkimi siłami politycznymi. Taka dyskusja już dawno powinna się odbyć tak, żeby nie było żadnego przedmiotu sporu. Żeby nie oskarżać się różnymi epitetami politycznymi, kto jest dobrym Polakiem czy złym. To jest akurat droga donikąd.

Powinniśmy wszyscy znać ogólne zarysy budowy elektrowni jądrowych

Czy w Polsce potrzebne są aż trzy elektrownie jądrowe? Trudno mi się odnosić, bo ja nie mam takiej wiedzy jak premier Morawiecki czy minister Sasin. Powinni byli się podzielić chociaż częścią tej wiedzy, co ma się dziać w tych projektach. Ja rozumiem, że są rzeczy poufne i o nich się nie rozmawia, ale o takich ogólnych zarysach projektów, jak mają być realizowane, jakie mamy korzyści z tego, to powinniśmy wiedzieć - mówił w internetowej części Popołudniowej rozmowy Krzysztof Kilian, były prezes PGE.

Premier Mateusz Morawiecki przekonywał, że dzięki budowie elektrowni jądrowych będziemy nieznależni: Od wahań cenowych różnych surowców za granicą, w szczególności gazu, którego mamy za mało, węgla, którego też mamy za mało i który ściągamy, ale także od kaprysów pogody, bo mamy elektrownie wiatrowe, fotowoltaikę. Ale przecież słońce nie zawsze świeci, wiatr nie zawsze wieje. W związku z tym ta elektrownia jądrowa: jedna, druga, trzecia, kolejne, będą pomagały nas uniezależnić od tych kaprysów, wahań rynkowych, giełdowych i wahań pogody - mówił Morawiecki.

 

Zdaniem gościa RMF FM to może być taki "wyborczy marketing": Że w zasadzie wszyscy z nami rozmawiają, wszyscy z nami chcą budować elektrownie jądrowe, co w pewnym sensie jest zrozumiałe. Kto by nie chciał dużego zlecenia na kilkanaście czy kilkadziesiąt miliardów dolarów mieć w swoim portfelu - mówił Kilian. Proszę pamiętać, że wiążemy się przy takiej elektrowni na blisko 60 lat produkcji, czyli ona będzie 60 lat produkowała. Potem jeszcze w ramach produkcji energii z elektrowni jądrowej zbieramy - w zasadzie operator zbiera - opłatę na likwidację. Czyli to też będzie w rachunkach. Ta opłata będzie niewielka, ale potem przez kolejne 50 czy 60 lat trzeba będzie ją likwidować. I na tę likwidację trzeba zebrać pieniądze w momencie, kiedy ona będzie pracowała. Czyli to jest wiązanie się na blisko sto lat - dodał były szef PGE.

Jego zdaniem rząd chce pokazać pewną sprawczość: Co prawda to będzie za 10, 11 lat i wiele osób tego nie zobaczy. Ale pokazujemy taką siłę oddziaływania, w sensie takiej wizualizacji lepszej przyszłości. To jest sprawczość, ale jest ona oddalona w czasie. Natomiast my dziś mamy problemy z cenami energii elektrycznej, z cenami gazu, z dostępem do węgla. To są problemy, którymi powinien się zająć rząd tak, żeby zabezpieczyć wszystkich odbiorców. Mało tego, żeby ulżyć jeżeli chodzi o obciążenia dla wszystkich odbiorców, którzy będą korzystali z energii elektrycznej, z ciepła, z ciepłej wody i tak dalej - mówił Kilian.

Czy w takim razie jest to ucieczka do przodu przed problemami, które mamy obecnie? Tak to może też wyglądać. Budujemy centralny port komunikacyjny, budujemy za chwilę trzy elektrownie jądrowe, modernizujemy i to w taki intensywny sposób, przynajmniej w zapowiedziach, polską armię. Zastanawiam się czy jesteśmy już takim mocarstwem, że rzeczywiście jesteśmy w stanie wydać tyle pieniędzy, żeby te wszystkie - nazwijmy to marzenia - spełnić? - tłumaczył gość RMF FM.

Jeżeli chcemy, żeby obywatele ufali rządzącym, a do tego się sprowadza relacja rządzący-obywatele, to musi przedstawiać wiarygodne zdarzenia ale przede wszystkim musi rozwiązywać problemy obywateli. I sama obietnica, że coś się zdarzy po 2023 r. nie wystarczy, żeby rozwiązać problemy, które się pojawią w mniejszym lub większym stopniu w grudniu, styczniu czy lutym. Ja bym chętnie usłyszał co tu się będzie działo - dodał Kilian.

 

Mariusz Piekarski przypomniał też słowa Donalda Tuska, który w 2011 roku zapowiedział, że w 2020 roku popłynie prąd z pierwszej polskiej elektrowni atomowej. Wtedy był cały szereg innych projektów: łupki, inwestycje węglowe, OZE, które nas bardzo mocno cisnęło, bo program ETS wchodził wtedy w bardzo - nazwijmy to - zaawansowany czas - mówił Kilian, i przyznał, że jednak "nie wszystko się udało": Natomiast niewątpliwie to, co zrobiono za czasów premiera Tuska to przede wszystkim przygotowano całe otoczenie: prawo atomowe, powróciło szkolnictwo na wyższe uczelnie techniczne - dodał.