"Noc minęła spokojnie, nie mieliśmy żadnych alarmów, nie wyły syreny. Ale życie tu jest życiem w dużej niepewności, nigdy nie wiesz, co cię spotka za kilka godzin. Czy nie zawyją syreny lub - co najgorsze - czy nie uderzą rakiety" - mówi w Porannej rozmowie w RMF FM przebywający w Kijowie dominikanin, o. Jarosław Krawiec, wikariusz Wikariatu Ukrainy.
Czy wizyta prezydenta Ukrainy w Waszyngtonie dodała Ukraińcom otuchy przed świętami? "Myślę, że najgorszą rzeczą w czasie wojny jest pozostać osamotnionym - i to zarówno w takim wymiarze bardzo ludzkim, jak i polityczne. Dlatego myślę, że ta wizyta Zełenskiego w Stanach Zjednoczonych jest dla nas w Ukrainie bardzo wzmacniającym sygnałem, że świat zachodni - zwłaszcza Ameryka - jest z nami" - odpowiada gość Roberta Mazurka.
Jak świętować Boże Narodzenie, gdy w Ukrainie toczy się wojna - giną ludzie, brakuje tam światła, wody, gazu?
"To jest coś bardzo dramatycznego. (...) Tridno mówić o wesołości, w sensie imprezowania czy szaleństw. Niektórzy merowie ukraińskich miast powiedzieli: to nie jest czas, świętujmy duchowo, ale na choniki przyjdzie czas po zwycięstwie. Natomiast słyszałem też głosy żołnierzy walczących na froncie, którzy mówili: Nie odbierajcie naszym rodzinom świątecznej atmosfery. Dlatego np. w Kijowie postawiono choinkę. Ja tam wczoraj przechodziłem. Sporo ludzi się tam gromadzi, są dzieciaki, są rodziny, które robią zdjęcia. Choinka jest mniejsza, nie ma jarmarku - jak to było w poprzednich latach - ale jednak jest. I ja osobiście uważam, że dobrze, że jest. Nie można okradać Ukraińców z tej świątecznej atmosfery - i tak to Rosjanie już robią, w bardzo brutalny sposób" - podkreśla o. Jarosław Krawiec.
"Na wieczerzy wigilijnej w Fastowie (znajduje się tam dom dla uchodźców - przyp. red.) będzie grubo ponad setka osób: bo to jest kilkadziesiąt uchodźców, rodzin, które przyjechały i są już z nami przez kilka miesięcy. Oni głównie przyjechali ze wschodnich rejonów, ponieważ ich domy już zostały zniszczone. Ale są też wolontariusze, są miejscowi ludzie. Mam nadzieję, że troszkę tej świątecznej atmosfery będzie. A z drugiej strony: to będą święta dużo bardziej ciche i smutne".
W internetowej części Porannej rozmowy w RMF FM o. Krawiec wspominał swój pobyt w wyzwolonym niedawno Chersoniu. "Byliśmy tam dwa tygodnie temu, rozdawaliśmy pomoc. Słyszymy gdzieś wybuchy, raz bardzo mocno huknęło i ludzie do siebie mówią: o, gdzieś blisko. Ale stoją dalej, nie ruszają się, przywykli" - relacjonował zakonnik.
W Chersoniu spotkał także dziewczynkę Ewę, była z matką. "Pytam ją: chodzicie do szkoły? Ona mówi: nie, i pewnie nie będziemy chodzić, bo szkoły zostały rozkradzione. Rosjanie, wyjeżdżając z Chersonia, pokradli tablice, ławki" - opowiadał zakonnik.
O. Krawiec w ostatnim czasie odwiedzał także Izium, Bałakliję i inne miasta na wschodzie Ukrainy. Niesamowita, jak mówił, jest chęć powrotu do takich miejsc. "Dwa tygodnie temu byliśmy w Awdijiwce, wiosce koło Chersonia, znanej z tego wielkiego mostu bombardowanego najpierw przez Ukraińców, żeby uniemożliwić Rosjanom dostęp do Chersonia, potem zniszczonego przez Rosjan. Wioska znajduje się na brzegu Dniepru, po drugiej stronie wciąż są Rosjanie. Rozdawaliśmy tam pomoc. Ci ludzie mówią: rozchodzimy się szybko, nie gromadzimy się, bo za chwilę namierzą nas z dronów, może być ostrzał. Za moment dodają jednak: my tu będziemy, wracajcie do nas, pomagajcie nam. Nie chcemy opuszczać swych domów" - opowiadał dominikanin.
"Jest coś w człowieku, co ja też odkrywam - ta tęsknota za tym, żeby być w miejscu, w którym się urodziłeś i wychowałeś" - dodawał.
W Iziumie zakonnik spotkał z kolei kobietę bawiącą się na starym placu zabaw, zbudowanym jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. "Mówię trochę ze współczuciem: pewnie u was nie ma światła, a ona: nie, od dwóch tygodni jest, ale przez sześć miesięcy nie było" - relacjonował o. Krawiec.
Wspominał ponadto swój niedawny pobyt w Warszawie, gdzie jako zwierzchnik dominikanów w Ukrainie odbierał z rąk szefa MSZ Zbigniewa Raua nagrodę "Pro Dignitate Humana" za działalność Domu św. Marcina de Porres w Fastowie (obwód kijowski). "Kiedy przyjechałem do Warszawy pociągiem (...), zobaczyłem światło, radość. To był taki szok - przecież u nas tego nie ma. Wyjeżdżasz z ciemnego miasta, a tu nagle jesteś stolicy i innych miastach Polski, gdzie światło jest czymś normalnym. Tak, jak człowiek głodny tęskni za jedzeniem, tak się śmieję, że my po tej zimie będziemy tęsknić za światłem" - mówił zakonnik.
Robert Mazurek pytał też swego dzisiejszego gościa o dominikanów w Rosji, jak oni postrzegają toczącą się od dziesięciu miesięcy wojnę w Ukrainie. "Na pewno więcej o tym mógłby opowiedzieć któryś z braci, którzy tam są. Z tego, co wiem, ludzie są podzieleni - jest wielu, którzy popierają - może nawet nie samą wojnę, ale politykę prezydenta Putina, czy działania Rosji. Są także tacy, którzy raczej są po stronie Ukrainy. Których jest więcej, trudno powiedzieć" - stwierdził o. Krawiec.
Na koniec rozmowy jej gospodarz zapytał o pomoc, której najpilniej potrzebują teraz nasi wschodni sąsiedzi. "Potrzeba jedzenia, ciepłych rzeczy. Potrzeba też generatorów czy innych urządzeń, które mogą dać odrobinę światła" - wskazał dominikanin.
"W Ukrainie jest teraz kardynał Konrad Krajewski, który przez ostatnie dni kursował między Lwowem a Leżajskiem i woził watykańskim busem generatory. Na granicy są długie kolejki, a paszport dyplomatyczny pozwala mu na przejazd. Słyszałem wczoraj, jak opowiadał. Pytają go celnicy: co ksiądz tak wozi bez przerwy? On mówi: wożę życie, bo każdy generator to życie" - podkreślał o. Krawiec. "Pomóżcie nam więc przetrwać, dajcie nam coś, co daje życie" - apelował dominikanin.