„Mamy do czynienia z desperacją, która będzie realizowana politycznie poprzez pewne radykalne działania mające przyspieszyć wojnę po rosyjskiej stronie. (…) Rosjanie po aneksji obszarów okupowanych będą chcieli zmobilizować do armii Ukraińców, którzy tam mieszkają. To będzie niepewny żołnierz, ale przez wieki tak tworzone były armie” - powiedział w Porannej rozmowie w RMF FM Adam Eberahrdt, ekspert od spraw wschodnich, wiceprezes Warsaw Enterprise Institute.
Do tej pory rosyjska armia, która walczy na Ukrainie, to są przede wszystkim żołnierze kontraktowi, to nie są poborowi. Oni się zgodzili, trochę na nich wymuszono podpisanie kontraktu, to są też prywatne firmy wojskowe, to są osoby, które zostały przekupione za pieniądze, wyciągnięte z więzień, aby walczyć. To jest dla Rosji i Putina za mało. Front stoi, od 3 miesięcy Rosja nie jest w stanie uzyskać żadnych nabytków terytorialnych, a w obwodzie charkowskim wręcz straciła, więc Putin potrzebuje działań radykalnych, jest zdesperowany, to jest dla niego wojna o wszystko - analizował gość Roberta Mazurka.
Rosja dzisiaj uzna, że te tereny wchodzą w jej skład, ale w granicach obwodów. Będzie dodatkowy pretekst, aby kontynuować wojnę. To rosyjska propaganda będzie przedstawiała, jako obronę Rosji, nie jako działanie ekspedycyjne - dodawał specjalista.
W kontekście straszenia użyciem broni atomowej Eberhardt stwierdził, że to środek wywierania presji na państwa zachodnie. Chodzi o to, żeby wraz z aneksją ukraińskich terytoriów zbudować w państwach zachodnich przeświadczenie, że ich się już nie da odzyskać. Skoro Putin postawił na nich swój stempel, skoro to część Rosji, to nie można dawać nadmiernie ofensywnej broni dla Ukrainy, nie można pozwolić, aby Ukraina starała się odbijać to terytorium, one już są stracone, niech wszyscy tak myślą. Dlatego ten straszak atomowy jest istotny. Nie po to, by straszyć Ukraińców, ale przede wszystkim, aby straszyć państwa zachodnie - powiedział.
Zaznaczył, że wyniki pseudoreferendów pewnie już zostały ustalone. Wyniki zostały już wydrukowane na Kremlu i nawet element chodzenia z urnami będzie miał charakter absolutnie symboliczny. Tylko to nie spowoduje takiego entuzjazmu, jaki spowodowało 7 lat temu zajęcie Krymu. Myślę, że w Rosji mogą pojawić się obawy dotyczące konsekwencji gospodarczych tego kroku, będzie rosła obawa przed mobilizacją, którą Putin ogłasza - zwrócił uwagę politolog.