"Jesteśmy na niedobrym zakręcie naszych dziejów, kiedy rzeczywiście nasila się, narasta nienawiść, niechęć. Powody są różne: jest zastraszenie, jest odmienne zupełnie przeżywanie tej naszej polityczno-społecznej, europejskiej rzeczywistości. Myślę, że sytuacja jest bardzo poważna" - mówił w Popołudniowej rozmowie w RMF FM były poseł, senator i deputowany do Parlamentu Europejskiego Andrzej Wielowieyski. Jak stwierdził: "Można zakładać, że taki wstrząs, ta zbrodnia - również zbrodnia polityczna, bo to był przecież atak również na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, to był atak na jakąś całą orientację, na jakąś partię polityczną, to nie był atak na jednego człowieka - i to może sprowadzić opamiętanie (…) ale może też tak nie być".
O apelu naukowców do polityków o odrzucenie mowy nienawiści w przestrzeni publicznej Andrzej Wielowieyski powiedział: "Jest w pełni uzasadniony - (ale) istnieje poważne zagrożenie, że nie będzie go można podjąć: dlatego że działania Prawa i Sprawiedliwości, partii rządzącej, jej ofensywa polityczna na istotną korektę ustroju, na wprowadzenie rządów autorytarnych i zapewnienie sobie władzy na długo przy pomocy odpowiednich zmian ustrojowych (...) - to wszystko zostało osiągnięte przede wszystkim w sposób podziału Polaków, przede wszystkim przy pomocy zastraszania (...)".
"Część skrajnych środowisk prawicowych podejmuje to ostatnio w sposób wykraczający grubo poza wytrzymałość prawną i wytrzymałość społeczną: te powieszone postacie posłów europejskich w Katowicach, te akty skazania na (polityczną) śmierć różnych wybitnych działaczy" - wskazał.
Pytany o słowa szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego, który podkreślał, że zabójca Pawła Adamowicza to recydywista, a nie polityk, i że robienie w tej sytuacji medialnej burzy politycznej jest czymś "wyjątkowo nieprzyzwoitym", wicemarszałek Senatu pierwszej kadencji odpowiedział: "Niestety jest to nieuzasadnione stwierdzenie, zwłaszcza w świetle tego niewielkiego - i nie rozdmuchujmy tego - ale znamiennego incydentu w czasie minuty ciszy w Sejmie po śmierci prezydenta Gdańska, gdzie czołowi przywódcy rządzącej partii się spóźniają - jest to niezmiernie charakterystyczne. Być może nie będą rozwijać jakichś nastrojów czy uczuć szczególnie bojowych, ale równocześnie nie będą hamować i tonować niechęci, nieufności i nienawiści (...) dlatego że na tym opierają swoje działanie: że ‘odrzucamy zmurszały, nieskuteczny system (...) i musimy w sposób zdecydowany, twardy, bez ustępstw wobec przeciwników zrealizować nasz nowy autorytarny ustrój, który daje większą sprawiedliwość, a zwłaszcza większe poczucie pewności wobec tej niepewnej czy nawet wyimaginowanej - jak to stwierdził prezydent Duda - Europy’".
"Przestajemy ze sobą współpracować i nie mamy do siebie zaufania" - tak Andrzej Wielowieyski odpowiedział natomiast w internetowej części rozmowy na pytanie Marcina Zaborskiego o podziały społeczne w naszym kraju.
Były poseł, senator i europoseł podkreślał, że "45 lat komunizmu bardzo zdemoralizowało nas w tym zakresie". "Wspólnie - w ten czy inny sposób - okradamy to państwo, walczymy z nim. Ale porządnie z nim współpracować nie potrafimy. Nie ma prawdziwego samorządu" - mówił.
Wielowieyski podkreślił również, że przed Polakami stoją wyzwania ważniejsze niż codzienny spór polityczny. Zwracał uwagę na przykład na demografię.
"Za 20-30 lat Polaków będzie o 5 milionów mniej, będziemy starzejącym się, zdziadziałym społeczeństwem. Jednym z bardziej kiepskich, biernych społeczeństw w Europie. Temu trzeba i można stawić czoła. Ale trzeba się porozumieć - i można się porozumieć" - przekonywał. "Obydwa nurty - i ten bardziej liberalny, i ten bardziej konserwatywny - powinny" - zaznaczył.
Marcin Zaborski, RMF FM: Prawnik, przed laty działacz opozycji demokratycznej, człowiek Solidarności, później wicemarszałek Senatu pierwszej kadencji, poseł i europoseł Andrzej Wielowieyski. Dobry wieczór.
Andrzej Wielowieyski: Dobry wieczór, witam Państwa.
"Żegnam Pawła Adamowicza. Serdecznego przyjaciela z wieku lat pracy w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku, którego zabiła polska nienawiść" - tak pan napisał po śmierci prezydenta Gdańska.
Tak, ponieważ jesteśmy na jakimś niedobrym zakręcie naszych dziejów, kiedy rzeczywiście nasila się, narasta nienawiść, niechęć. Powody są różne. Jest zastraszenie, jest odmienne zupełnie przeżywanie tej naszej polityczno-społecznej, europejskiej rzeczywistości. W każdym razie myślę, że sytuacja jest bardzo poważna i wbrew nadziejom, które są uzasadnione, i można zakładać, ze taki wstrząs, że to morderstwo, ta zbrodnia - również zbrodnia polityczna... Bo przecież to był również atak na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, to była atak na jakąś całą orientację, jakąś partię polityczną, którą tam nawet wymieniono przy okazji... To nie był atak na człowieka jednego. To był akt nienawiści przeciwko innym Polakom.
No tu są dyskusje. Bo politycy obozu rządzącego powiedzą, że nie czas na takie rozstrzyganie...
... to może opamięta. To może sprowadzić opamiętanie. To może uspokajać. Niewątpliwie jest reakcja prawidłowa ludzi na nieszczęście, które się stało, na to zło, jakie dookoła nas powstaje, wyłazi. Ale może też tak nie być.
Naukowcy alarmują, dyrektorzy kilkudziesięciu instytutów Polskiej Akademii Nauk piszą w liście otwartym, że zamiast języka porozumienia, mamy brutalizację języka. Apelują do polityków o odrzucenie mowy nienawiści w przestrzeni publicznej, bo inaczej - jak piszą - kolejna tragedia jest nieunikniona. Pytanie, jak to zrobić, to znaczy, jak wygrać z mową nienawiści w życiu publicznym.
Najpierw trzeba wygrać sprawę decyzji, żeby to zrobić, nie tylko jak. Chociaż oczywiście pytanie jak, jest też bardzo istotne. Ten apel ludzi, o których pan mówi, jest w pełni uzasadniony i istnieje poważne zagrożenie, że nie będzie go można podjąć. Że nie będzie go można podjąć, dlatego że działania PiS, partii rządzącej, jej ofensywa polityczna na istotną korektę ustroju na wprowadzenie rządów autorytarnych, i zapewnienie sobie władzy na długo przy pomocy odpowiednich zmian ustrojowych i odpowiednich gwarancji zdobycia sobie mocniejszych pozycji społecznych - to wszystko zostało osiągnięte przy pomocy przede wszystkim podziału Polaków. Przede wszystkim przy pomocy zastraszania - że patrzcie, będzie tu ruina, Europa nas gnębi czy rzuca na kolana, czy w każdym razie jakoś tam przydusza, tutaj uchodźcy - powiedzmy - przyniosą nam zarazę, i tego rodzaju różne zagrożenia wychodzą. Część tych skrajnych środowisk prawicowych podejmuje to. Zresztą ostatnio już w sposób wykraczający grubo poza wytrzymałość prawną i wytrzymałość społeczną. Te powieszone postacie europosłów w Katowicach, te akty skazania na śmierć w Gdańsku różnych wybitnych działaczy sprzed kilku dni. To są przykłady, że sprawa będzie podejmowana. Ci, którzy są naszymi wrogami czy przeciwnikami, będą niszczeni, będą usuwani z pola działania czy życia narodowego. To w dalszym ciągu nam grozi.
Wyobraża sobie pan panie marszałku, że śmierć prezydenta Gdańska będzie wykorzystywana przez polityków w kampanii wyborczej, najpierw tej europejskiej, a potem tej parlamentarnej?
Oczywiście, że będzie wykorzystywane.
I tak powinno być?
Powiemy, że walczymy z nienawiścią, że to był zasłużony człowiek, i praca, i orientacja, która zasługuje na jakieś uznanie czy szacunek - prawda - jak ktoś inny będzie to kwestionował i mówił, że jest wręcz odwrotnie... Paweł Adamowicz atakowany był ostatnio szczególnie ostro i wielokrotnie. A poza tym popatrzmy jeszcze na ten kontekst. Ani na chwilę nie wolno się od tego oderwać. To naprawdę również chodzi również o Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy - o jedno z piękniejszych, że tak powiem, osiągnięć społecznych Polaków, i społecznych, i chrześcijańskich - którą część społeczeństwa odrzuca, dlatego, że to nie ci ludzie to robią, którzy powinni to robić.
Słyszy pan szefa MSWiA Joachima Brudzińskiego, który mówi tak: "Sprawca tego czynu to recydywista, skazany za napady z bronią w ręku, a nie żaden polityk. Robienie medialnej, politycznej burzy w celu podkręcenia politycznych emocji po tym barbarzyńskim akcie zamachu na życie pana prezydenta Adamowicza, jest czymś wyjątkowo nieprzyzwoitym".
Niestety jest to nieuzasadnione stwierdzenie, zwłaszcza w świetle tego niewielkiego i nie rozdmuchujmy tego, nie tak strasznie ważnego, ale znamiennego incydentu w czasie minuty milczenia w Sejmie po śmierci prezydenta Gdańska, gdzie czołowi działacze, przywódcy rządzącej partii spóźniają się o parę sekund. Jest to niezmiernie charakterystyczne. Być może nie będą podniecać, korzystać, rozwijać jakichś uczuć, nastrojów szczególnie bojowych, ale równocześnie nie będą hamować i tonować niechęci, nieufności i nienawiści, która z tym się wiąże, dlatego że na tym prowadzą, opierają swoje działanie, że odrzucamy kiepski, zmurszały, nieskuteczny system, który ludziom szkodzi i musimy w sposób zdecydowany, twardy, bez ustępstw wobec przeciwników zrealizować nasz nowy autorytarny ustrój, który daje większą sprawiedliwość, a zwłaszcza większe poczucie pewności wobec tej niepewnej czy można nawet powiedzieć imaginowanej czy "wymyślonej", jak to stwierdził prezydent, Europy (prezydent mówił o wyimaginowanej wspólnocie europejskiej - red.).