"Nie potrafię odpowiedzieć, czy otwarcie galerii jest bezpieczne. Wiem, że zrobienie tego w sposób bezmyślny, bez większego zastanowienia, będzie miało negatywne skutki" - mówił na antenie RMF FM wirusolog prof. Krzysztof Pyrć. Gość Marcina Zaborskiego był też pytany, czy możemy sobie pozwolić na otwarcie stoków narciarskich.
Nie potrafię odpowiedzieć, czy otwarcie galerii jest bezpieczne. Wiem, że zrobienie tego w sposób bezmyślny, bez większego zastanowienia, będzie miało negatywne skutki - mówił na antenie RMF FM wirusolog prof. Krzysztof Pyrć.
Gość Popołudniowej rozmowy w RMF FM był też pytany, czy możemy sobie pozwolić na otwarcie stoków narciarskich.
Zjeżdżając samodzielnie po stoku, zagrożenia dla innych nie stanowimy. Ale już apres-ski jest doskonałym medium do przenoszenia się wirusa, widzimy to na przykładzie Austrii - odpowiedział prof. Krzysztof Pyrć.
Gość Marcina Zaborskiego podkreślił też, że nie możemy mówić o tym, że pandemia została całkowicie opanowana.
Do zapanowania nad pandemią jeszcze kawałek drogi (...) dopóki nie osiągniemy względnego bezpieczeństwa - podkreślał prof. Pyrć.
Wchodzimy w okres, kiedy jest bardzo dużo ozdrowieńców, którzy powoli zaczną tracić odporność - alarmował prof. Pyrć w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM.
Wirusolog jest też sceptyczny, co do planów wielu krajów, żeby do lata uzyskać odporność stadną. Trzeba myśleć pozytywnie, natomiast dostępność szczepionek pozostawia pewne wątpliwości w tym temacie - stwierdził.
Wirusolog uspokajał też, że szczepionka jest skuteczna w przypadku mutacji koronawirusa.
Na razie te wiadomości, które docierają w ostatnich dniach nie są takie złe. Bo okazało się, że ten wariant z RPA, który budził największy niepokój poddaje się tej odpowiedzi, która powstaje po szczepieniu, przynajmniej jedną ze szczepionek - stwierdził.
Prof. Pyrć mówił też, że póki co nie zaszczepiłby się rosyjską szczepionką Sputnik V.
Nie dlatego, że jest rosyjską szczepionką Sputnik, ale dlatego, że nie mamy dostępu do żadnych danych dotyczących bezpieczeństwa albo skuteczności. Jeżeli kiedykolwiek instytut z jakiegokolwiek kraju świata złoży papiery i Europejska Agencja Leków to zatwierdzi, to również wtedy Sputnikiem się zaszczepię - powiedział Pyrć.
Marcin Zaborski, RMF FM: Panie profesorze, skoro mamy 2, 3, 4 tys. nowych zakażeń każdego dnia, w ostatnich dniach, to jest sygnał, że zapanowaliśmy nad wirusem i możemy pozwolić sobie na luzowanie, odmrażanie życia społecznego?
Prof. Krzysztof Pyrć: Dzisiaj widzę, że to pytanie jest popularne, bo już któryś raz zostało zadane. Ja niestety takich odpowiedzi jasnych nie mam. Natomiast to, o czym trzeba pamiętać, że od zapanowania nad pandemią jeszcze kawałek drogi jesteśmy. Cofnęliśmy się spod ściany, pod którą byliśmy jesienią, natomiast jesteśmy dalej w środku zimy. Przypominam, że w zeszłym roku cała historia się dopiero zaczynała w styczniu. I na tym etapie myśleliśmy o tym, czy wyjdzie wirus z Chin. Także jeszcze sporo drogi przed nami, dopóki nie osiągniemy jakiegoś względnego bezpieczeństwa.
No tak, ale wiedząc o tym, jakimi drogami chadza koronawirus, to myśli pan, że możemy sobie pozwolić np. na otwarcie galerii handlowych? Bo o tym mówi chociażby wicepremier Gowin, doradza rządowi, żeby to za kilka dni zrobić.
Mi się wydaje, że ważne jest nie co, tylko jak. Że właściwie bardzo dużo rzeczy można zrobić, tylko z zachowaniem pewnych zasad. Ja nie potrafię w tym momencie odpowiedzieć, czy otwarcie galerii będzie bardzo złym pomysłem czy tylko nie najlepszym. Mówię w tym momencie o kwestii wirusologicznej, bo jest jeszcze ta druga prawda, która mówi, że skutki ekonomiczne mogą być gorsze od samej pandemii. Natomiast, o ile nie potrafię odpowiedzieć, czy w tym momencie otwarcie galerii jest bezpieczne, to na pewno można powiedzieć, że zrobienie tego w sposób nieodpowiedzialny i w sposób taki, może nie bezmyślny, ale bez głębszego zastanowienia, będzie miało efekt negatywny. Przykładowo tutaj można opisać, co się wydarzyło ze szkołami, prawda? Teraz uruchomione zostały szkoły 1-3. Natomiast zostały uruchomione w reżimie sanitarnym, który przynajmniej daje nadzieję, że będą one w stanie funkcjonować. Wprowadzenie zasad takich jak asynchroniczne przerwy czy takie banki obejmujące poszczególne klasy może sprawić, że efekt nie będzie aż tak piorunujący jak jesienią.
Tak, ale już dzisiaj Ministerstwo Zdrowia ogłasza, że w szkołach nie nastąpił gwałtowny wzrost zachorowań. Ja się zastanawiam, ciesząc się oczywiście, że tak jest, czy nie za wcześnie mówimy o tym sukcesie?
Tutaj mogę powiedzieć obiektywnie, że jeszcze trochę za wcześnie, żeby powiedzieć o tym wzroście czy nie wzroście, dlatego że okres inkubacji tej choroby jest stosunkowo długi. I niestety zajmie to troszkę więcej czasu. Na pewno to jest dobra wiadomość, że na razie nie widzimy żadnych efektów negatywnych. Miejmy nadzieję, że tak pozostanie.
To jeszcze jedno pytanie do wirusologa, a propos tego, jakimi drogami chadza wirus. Bo właściciele stacji narciarskich zapewniają, że narciarstwo alpejskie to jest absolutnie bezpieczny sport, i do tego jest na powietrzu. Mówią, że będą otwierać stoki narciarskie. To jak jest z tym narciarstwem? Otwierać stoki?
Pytanie chyba nie jest do wirusologa, tylko do narciarza. Natomiast problem polega chyba na czymś troszkę innym, bo o ile faktycznie zjeżdżając samodzielnie po stoku zagrożenia specjalnie dla nikogo nie stanowimy, to już apres-ski jest takim doskonały medium do przenoszenia się wirusa. Widzieliśmy to w Austrii w poprzednim sezonie, właśnie centrum narciarskie stało się zarzewiem zakażeń. Widzimy to w tym roku również. Takie doniesienia płyną z innego kraju europejskiego, że faktycznie te centra narciarskie stanowią zagrożenie. I to jest też kolejny przykład właśnie, jak to robimy. Jeżeli będziemy to robili odpowiedzialnie, my, jako ludzie również, to prawdopodobnie będzie bezpieczne otwarcie bardzo różnych części gospodarki czy życia. A jeżeli nie będziemy robili tego odpowiedzialnie, i będziemy, że tak powiem chowali głowy w piasek i udawali, że zagrożenia nie ma, to za chwilę się to po prostu z powrotem zamknie.
Panie profesorze, kiedy zaczęliśmy badać brytyjską odmianę koronawirusa w Polsce?
To znaczy, pyta pan o to, kiedy moja grupa się tym zajęła?
Tak, dokładnie tak. Kiedy został pan o to poproszony?
Jakieś, nie wiem, 2 tygodnie temu. Faktycznie podjęliśmy się takiego zadania, żeby zobaczyć co się dzieje.
A dziwił się pan trochę, czy to nie aby za późno się za to zabieramy, wiedząc np., ilu Polaków mieszka na Wyspach Brytyjskich, ilu przyleciało do Polski na święta?
To powinno być monitorowane w trybie stałym tak naprawdę, od początku pandemii.
To dlaczego nie było wcześniej? Pan próbował dopytywać, proponować, żeby te badania robić?
My to prowadziliśmy na wiosnę. Natomiast później inny ośrodek przejął, że tak powiem, koordynację tych badań. W związku z tym my się z tego wycofaliśmy. Niestety nie damy rady robić wszystkiego cały czas. I też się próbujemy dzielić. W tym momencie faktycznie, jakieś 2 tygodnie temu wróciliśmy do tematu. W zeszłym tygodniu, w piątek tak naprawdę, w większości spłynęły do nas próbki, które zostały pobrane w różnych częściach kraju, właściwie w każdym województwie. No i te analizy już ruszyły tak, że pierwsze wyniki już mamy. Szczegółowych wyników nie chcę podawać w tym momencie, bo to jeszcze są początkowe wyniki dla niewielkiej liczby próbek. Natomiast faktycznie wydaje się, że ta metoda screeningu szybkiego jest skuteczna.
Ale my jesteśmy w stanie oszacować, panie profesorze, jaka część pacjentów w Polsce zakażonych koronawirusem mogła być zakażona właśnie tą brytyjską odmianą?
Właśnie na tym polegają te badania. Także do tego dążyłem. Pierwsza część tych badań to jest taki screening, zrobienie takiego obrazka losowo wybranych próbek, jaki odsetek stanowi wariant, właśnie ten, który pojawił się na Wyspach Brytyjskich. Ten, który pojawił się w Południowej Afryce, jeżeli on występuje, czy ten, który pojawił się w Ameryce Południowej. Tak że to jest ten szybki screening, który teraz prowadzimy na kilkuset próbkach. Natomiast docelowo chcemy faktycznie wdrożyć taki system monitorowania zmienności genetycznej wirusa w Polsce w przestrzeni najbliższego roku.
No tak, ale na tym etapie jesteśmy my w stanie powiedzieć, jaka jest skala?
Nie. Właśnie mówię, ze próbki spłynęły w piątek. Mamy pierwsze wyniki z tych analiz, dzisiaj dostałem dla 30 pierwszych próbek. Ale trochę za wcześnie, żeby dzielić się tym, jaki to jest odsetek. Bo to jest zbyt mała grupa.
Większa zakaźność tego brytyjskiego koronawirusa, tej brytyjskiej odmiany jest podawana w wielu przekazach niemalże jako pewnik. To rzeczywiście tak jest? Możemy na pewno powiedzieć, że on jest bardziej zakaźny niż wcześniejsze odmiany?
Na pewno on ma lepsze parametry, jeśli chodzi o zdolność utrzymania się w populacji, taki "fitness" ma troszkę lepszy niż jego konkurenci, czy te wcześniejsze warianty, które krążą, dlatego, że wypiera jakby te pozostałe warianty. Natomiast dla mnie dalej pozostanie nie do końca jasne, na ile za taki bardzo nagły wybuch epidemii odpowiada tylko ten wariant, a na ile to jest również, powiem szczerze, albo brak odpowiednich zasad na poziomie państwa, a również nieodpowiedzialność na poziomie poszczególnych osób. Także tutaj myślę, że tych czynników jest na tyle dużo, że te analizy korelacyjne w tym momencie są obarczone sporym błędem. Na pewno jest to ważna informacja dla epidemiologów. Na pewno my się temu bardzo bacznie przyglądamy, co się dzieje. Zresztą też dlatego zaczęliśmy te analizy. Natomiast na pewno to nie jest powód do tego, żeby panikować i czynić jakieś takie nierozsądne, że tak powiem ruchy.
A czy wiemy w tym momencie coś na pewno o jego śmiertelności? Czy ona jest większa czy taka sama jak w przypadku innych odmian?
Powiem szczerze, że z badań, które ja widziałem wynika, że tutaj ani śmiertelność, ani ciężkość przebiegu się nie zmienia. Natomiast jest to faktycznie sprzeczne z doniesieniami niektórymi, że tak powiem politycznymi, które się pojawiły w przestrzeni publicznej. Ale tych nawet nie śmiem komentować.
Brytyjski premier Boris Johnson już orzekł, że ten wirus jest bardziej śmiertelny.
No, pozostaje poczekać na to, aż uzasadni.