"Być może popełniliśmy błąd, nie mówiąc, co nas może czekać, kiedy się nie zaszczepimy. Mówiliśmy tylko, że trzeba się szczepić. Nie używaliśmy nigdy języka, który by prowadził do paniki, bo ona nie służy nikomu” – tak postawę lekarzy wobec szczepień przeciw Covid-19 skomentował w Popołudniowej rozmowie w RMF FM prof. Andrzej Matyja. "Skoro nie przekonaliśmy dorosłej części społeczeństwa do szczepień przeciw Covid-19, tym trudniej nam będzie przekonać rodziców, by zaszczepili dzieci" – uważa prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Gość Pawła Balinowskiego w Popołudniowej rozmowie w RMF FM przyznał, że lekarze często widzą pacjentów po ciężkim przejściu Covid-19, którzy nadal są sceptyczni wobec szczepień.
My lekarze przeżywamy szok takim niewiarygodnym sposobem myślenia - przyznał prof. Andrzej Matyja.
Braki w kadrze lekarskiej uda się uzupełnić, ale pewnie kosztem obniżenia jakości - powiedział prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Tak przynajmniej wynika z ostatnich działań Ministerstwa Zdrowia - tutaj szkoły zawodowe, tam obcokrajowcy bez sprawdzenia kwalifikacji i znajomości języka polskiego, bez koniczności zbadania ich pod względem zdrowotnym - wyjaśnił prof. Matyja.
Należy robić wszystko, aby zadbać o środowisko lekarskie, a nie cały czas dezawuować jego działania - zaapelował.
Ludzie niezaszczepieni demolują i tak niewydolny system opieki zdrowotnej w Polsce - mówił prof. Andrzej Matyja w internetowej części Popołudniowej rozmowy w RMF FM. Paweł Balinowski zapytał, czy zatem medycy, którzy się nie zaszczepili nie powinni mieć w tym systemie miejsca? Takie jest moje osobiste zdanie - odpowiedział prof. Matyja.
Trzeba ich wysłać na urlop, nie zwolnić, bo żaden pracodawca przy takim rynku, jaki jest nie może zwolnić z pracy - dodał.
Jeżeli przez dwa tygodnie nie będzie go w pracy, to może zrozumie siedząc w domu, że warto się zaszczepić, mieć pracę, a nie udawać, że się jest bohaterem. Jeżeli jest takim bohaterem i się nie zaszczepił, niech publicznie powie: jestem niezaszczepiony - przekonywał szef Naczelnej Rady Lekarskiej.
Prowadzący zapytał swojego gościa także o to, czy 1 marca jako data wprowadzenia obowiązkowych szczepień dla personelu medycznego to nie za późno.
Oczywiście, że za późno - odpowiedział Matyja.
Musimy powiedzieć sobie w tej chwili jasno: przegraliśmy czwartą falę. Wszystkie decyzje są decyzjami zdecydowanie spóźnionymi. Powinniśmy już myśleć o piątej fali i przygotowywać się do piątej fali - dodał szef NRL.
Jego zdaniem przepis ten i tak nie wejdzie w życie.
Wydaje mi się, że ta decyzja jest rzucona na wiatr, że tej decyzji nigdy nie będzie. Znając wypowiedzi różnych wpływowych polityków, myślę że ta decyzja jest tylko decyzją w formie zapowiedzi i nigdy nie będzie zrealizowana - podejrzewa prof. Matyja.
W programie padło też pytanie o sprawę śmierci ciężarnej kobiety w Pszczynie.
Naczelny Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej i Rzecznik Śląskiej Izby Lekarskiej prowadzi postępowanie w tej sprawie. Ale postępowanie wyjaśniające. Dopóki sprawa jest w rękach prokuratorskich i cała dokumentacja jest w rękach prokuratora, to trudno Rzecznikowi Odpowiedzialności Zawodowej prowadzić jakiekolwiek wyjaśnienia w tej kwestii, bo nie ma dostępu do dokumentacji - mówił prof. Matyja.
Paweł Balinowski, RMF FM: Dobry wieczór, ze mną jest prof. Andrzej Matyja, szef Naczelnej Rady Lekarskiej. Kłaniam się nisko panie profesorze.
Prof. Andrzej Matyja: Dobry wieczór panu, dobry wieczór państwu.
Panie profesorze zaczniemy od tematu, który pojawia się dzisiaj, jak to się mówi, chyba nawet po otwarciu lodówki, ale to jest bardzo ważny temat, więc dobrze, że on się pojawia. Szczepienia dzieci. Od dziś można się na nie rejestrować. Ja nie chcę pytać o sens szczepień dzieci, ja chcę zapytać, czy pana zdaniem da się jeszcze przekonać tych, którzy mówią: nie będziemy szczepić ani siebie, ani swoich dzieci?
Ja myślę, że będzie to bardzo trudne, bo skoro nie przekonaliśmy dorosłej części społeczeństwa, tym trudniej nam będzie przekonać rodziców, by zaszczepili dzieci. Tych rodziców, którzy się zaszczepili będzie łatwiej, a na tych, którzy się nie zaszczepili, a jest ich też bardzo dużo, jestem przekonany, że na to nie będziemy mieli żadnego wpływu. Zwłaszcza, że (chodzi o - przyp. red.) dziecko, a więc znów będą te demagogiczne wypowiedzi różnych naukowców, co z tymi naszymi dziećmi może się stać.
Czy to jest tak, panie profesorze, że my już osiągnęliśmy pewien max, to znaczy ludzie, którzy już przyjęli szczepionkę, bo przecież mogą to zrobić od dłuższego czasu, mają do niej swobodny dostęp, zaszczepią swoje dzieci no i tyle? Już więcej osób się nie będzie w Polsce szczepiło?
Myślę, że nie. To jest bardzo trudne pytanie i jeszcze trudniejsza odpowiedź. Dlatego, że są takie miejsca, gdzie tych zgonów jest bardzo dużo i to, w jaki sposób wpływa. Chociaż mając doświadczenia własne, pracując w szpitalu covidowym bardzo często widzimy, że ludzie, którym udało się pokonać wirusa, pomimo że byli w bardzo ciężkim stanie, dalej nie są przekonani co do szczepień i ich zasadności. My lekarze przeżywamy, muszę powiedzieć, szok takim sposobem myślenia, niewiarygodnym sposobem myślenia.
A może to jest panie profesorze kwestia tego, że Polacy lekarzom po prostu nie ufają? Mam przed sobą badania - 55 proc. w maju tego roku w sondażu Ipsos powiedziało, że ufa lekarzom, ale jeszcze bardziej szokujący jest sondaż z maja ubiegłego roku. Wynika z tego sondażu, że w pandemii lekarzom i pielęgniarkom ufa 72 proc. pytanych, ale 82 proc. pytanych ufa rodzinom i przyjaciołom. Jesteśmy jedynym z 26 krajów, gdzie więcej osób ufa w sprawach pandemicznych rodzinie i przyjaciołom, niż lekarzom. Pana to nie szokuje?
Nie, mnie to nie szokuje dlatego, że wielokrotnie w stosunku do środowiska lekarskiego byliśmy obrażani, byliśmy niedoceniani, brak szacunku, podważanie autorytetu.
Z czego to wynika panie profesorze? Może to lekarze popełnili jakiś błąd w komunikacji ze społeczeństwem?
Być może popełniliśmy błąd, nie mówiąc od początku prawdy, co nas może czekać, kiedy się nie zaszczepimy, tylko mówiliśmy, że trzeba się szczepić, mówiliśmy o tym, jakie są dobre szczepionki. Natomiast nie używaliśmy nigdy języka, który prowadziłby do paniki, bo panika nie służy nikomu. A naszym obowiązkiem jest mówienie prawdy na podstawie aktualnej wiedzy medycznej i przekonywać pacjentów do tej wiedzy medycznej, która jest jedyną drogą wyjścia z pandemii. My w tej chwili nie mamy innych środków, oprócz szczepienia i zachowania tych podstawowych zasad bezpieczeństwa, by powiedzieć: tak albo tak, albo tak i będziecie zdrowi. Jedyną drogą wyjścia są w tej chwili szczepienia.
Panie profesorze, czy stoimy przed widmem takiej Polski, w której brak lekarzy? Ja pytam dlatego, ponieważ, zdaje się wczoraj, pojawił się raport OECD, w którym znowu jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie, jeżeli chodzi o liczbę lekarzy na 1000 mieszkańców. To brzmi źle, to brzmi problematycznie.
Oczywiście, ale to się nie zmieniło od wielu, wielu lat.
No właśnie. To nie jest coś, co się dzieje od wczoraj. Wiemy, że lekarzy w Polsce nie ma. Czy widzi pan na horyzoncie taki scenariusz, że te braki uda się uzupełnić?
Czy się uda uzupełnić? Pewnie się uda, tylko pewnie kosztem obniżenia jakości. Przynajmniej tak wynika z ostatnich działań Ministerstwa Zdrowia - tutaj szkoły zawodowe, tutaj obcokrajowcy bez sprawdzenia kwalifikacji, bez znajomości języka polskiego, bez konieczności zbadania ich pod względem zdrowotnym przez lekarza medycyny pracy. Tu wszystko prowadzi, być może, do zwiększenia ilości lekarzy w społeczeństwie, w Polsce, ale zarazem z obniżeniem jakości świadczonych usług.
No tak, ale to jest w takim razie sytuacja bez wyjścia, panie profesorze. Bo nie da się przecież szybko wykształcić lekarza na tej drodze, która teraz jest, więc co, czeka nas dziura pokoleniowa, która jest de facto chyba nie do załatania?
Ależ oczywiście. Dlatego należy zrobić wszystko, by zadbać o środowisko lekarskie, a nie cały czas dezawuować jego działania. Ja przypomnę protest zawodów medycznych, wszystkich, niezadowolonych z sytuacji, jaka jest - sytuacji płacowej, sytuacji socjalno-bytowej, sytuacji rozwoju zawodowego, warunków pracy, itd. I nie ma odzewu.
Nie no, panie profesorze, 1800 zł więcej ma lekarz zarabiać, mówił pan minister Niedzielski. Zdaje się, że, jeżeli dobrze pamiętam, to w lipcu przyszłego roku. Tak więc jest jakaś propozycja położenia pieniędzy na stole, a przecież zarobki to duża część tych propozycji.
Ależ to nie jest propozycja. Średnia krajowa wzrosła, najniższe wynagrodzenie wzrosło. I kiedy w 2018 r., patrząc tylko na średnie wynagrodzenie w naszym kraju, średnie wynagrodzenie specjalisty, a wiemy, jak trzeba długo kształcić lekarza, by był specjalistą, było 1,6 (średniej krajowej - red.) W tej chwili jest 1,3, proponuje się 1,45. Czyli dalej jest niższe wynagrodzenie w stosunku do średniej krajowej, niż było w 2018 roku. Więc jak my możemy mówić o podwyżkach, mówiąc o tym, że wskaźnik wynagrodzenia w stosunku do średniej krajowej zdecydowanie został obniżony?