Wykład przygotowany na pojedynek oratorski w tajnej loży Logos Klubu.

1.

Lepiej będzie, jeśli natychmiast przestanę was zamęczać tajemniczym tytułem, wystarczy ten krótki impuls zaskoczenia na początek, więc pozwólcie, że od razu wam zdradzę, co znaczy powyższy neologizm i wytłumaczę, co się kryje za ciągiem 13 liter z kropkami, za tym algorytmem kolejnej "lekcji" lingwistyczno-literackiej, czyli kodem tego tekstu, a jednocześnie za skompresowanym hasłem, które w rozszerzeniu brzmi: "logowanie do Golema".

Omówiłem tę Lemowską z ducha, wymyśloną przeze mnie czynność z dr Joanną Wilkońską, kulturoznawczynią i tłumaczką języka francuskiego, współautorką podcastu "Francuski kulturalnie", nie mając jeszcze w głowie tej słownej, magicznej formuły- syntetycznej, jednowyrazowej kreacji.

Gawędziliśmy z Joanną blisko godzinę w studiu radia RMF FM o erudycyjnych powieściach Laurenta Bineta, współczesnego prozaika znad Sekwany, laureata prestiżowej Nagrody Goncourtów za debiut, i to właśnie w jego książce można przeczytać o pojedynkach oratorskich w ramach tajnej, ezoterycznej organizacji zwanej "Logos Klub", rywalizacji zażartej i kończącej się krwawo dla pokonanego retora - karą w postaci obcięcia palca, a nawet penisa, ale na razie ucinam ... ten temat.

Ogrom materiału encyklopedycznego - faktograficznego i filozoficznego - zawarty w takich książkach jak "HHhH""Siódma funkcja języka" ("La Septième Fonction du langage") i "Cywilizacje" ("Civilizations"), opublikowanych w polskim przekładzie przez Wydawnictwo Literackie, może początkowo onieśmielać, ale czytelnicy, żądni niezwykłych, intelektualno-imaginacyjnych przygód, z pewnością szybko pokonają pierwszą tremę i ruszą z miejsca wartkim nurtem sensacyjnej narracji, nie bacząc na progi, kaskady, a czasami fabularne rafy.

"Logowaniem do Golema" nazwałem sobie mi(s)tyczną tradycję, obecną zarówno w tekstach kabalistów jak i tworach fikcji literackiej czy też -szerzej- kulturalnej (filmy, gry).

Ewolucję tematu Golema w najbardziej zaskakujący dla mnie sposób ukazał żydowski myśliciel Gershom Scholem, dowodząc, że w tradycji kabalistycznej nie chodziło początkowo o kreację z materii nieożywionej człekopodobnego bytu, antropoida-sobowtóra, ale o rytuał medytacyjny, duchową ścieżkę, mistyczne wniknięcie w tajemnicę Genesis, boskiego aktu stworzenia, i dopiero w miarę upływu czasu ten subtelny, "alchemiczny" proces nabierał rysów somatycznych, aż spirytualistyczna synteza, reakcja w "alembiku" głowy kabalisty uległa metamorfozie w akt ożywienia tworu z gliny za pomocą magicznej formuły.

Motyw Golema przez wieki jakby nabierał "ciała", materializował się powoli, otaczał stopniowo folklorystyczną fabułą, aż utuczył się treściwą pożywką żydowskiej przypowieści, więc ze zdumieniem uświadomiłem sobie, że - historycznie rzecz biorąc - mieliśmy do czynienia z sytuacją odwrotną niż w powszechnie znanej wersji, tak że trzeba mówić o in-wersji: najpierw była idea, a potem materia, na początku był głos (wewnętrzny) i to on zgęstniał w glinę legendy,  esencja poprzedzała egzystencję, albo mówiąc obrazowo, stosując kabalistyczną z ducha grę słów, opartą na anagramie, GOLEM u swego zarania to LOGEM (mem Logosu - jednostka kulturowej pamięci werbalnej, pierwotne, boskie Słowo, jak w starotestamentowej księdze Genesis i jak w Ewangelii).

Opowieść o ożywieniu antropomorficznej bryły z gliny przez praskiego rabina Maharala za pomocą hebrajskiego słowa "emet" ("prawda"), i poprzez wymazanie jednej litery ("met" - "śmierć") odebraniu życia spotworniałej kreacji, wyemacypowanej istoty, która wystąpiła przeciwko swemu stwórcy-człowiekowi, znalazła następnie swój bezpośredni literacki wyraz  w powieści Gustava Meyrinka "Golem", a w aluzyjny sposób pojawiła się w książce Mary Shelley pt. "Frankenstein", i to jest kolejny etap ewolucji (czy też upadku z wyżyn elitarnej duchowości w literacką materię narracyjną, w kulturę jeszcze wysoką, a dziś na jeszcze niższy poziom - popkultury).

W syntetycznym skrócie przywołałem ten mit i jego modyfikacje, całą dynamikę jego dekadencji, aby ukazać moją interpretację specyficznych, quasi-powieściowych fabuł Laurenta Bineta oraz ich ukrytego tropu "golemowego".

Analogie pomiędzy powyższym kabalistycznym kompleksem zagadnień a rysunkiem postaci i ich losami w książkach francuskiego pisarza, problematyką przez niego poruszaną oraz miejscami akcji, mogą wydawać się arbitralne, a nawet absurdalne, więc mój trop "golemiczny" może wywołać reakcję sprzeciwu, efekt "polemiczny", ale liczę na to, że gdy będziecie już po lekturze tego tekstu, przesłuchaniu podcastu, a przede wszystkim przeczytaniu dzieł Bineta, moja wersja interpretacyjna  nabierze dla was sensu serio, i zniknie z głowy pierwszy głos - "mnie nie nabierze!".

Nawlekę na moją analityczną nitkę trzynaście arbitralnie wybranych fabularnych koralików Laurenta Bineta: Lepienie, Organ, Gatunek, Ożywianie, Litera, Elita, Mowa, Opętanie, Władza, Anihilacja, Nicowanie, Inny, Ezoteryka.

Innymi słowy dokonam dekonstrukcji trzech literackich całostek - książek francuskiego autora - obecnych po polsku w trzech różnych wersjach: zwartych druków w formie papierowych gutenbergowskich kodeksów, ebooków wykorzystujących możliwości elektronicznej formy hipertekstu oraz audiobooków, paradoksalnej formuły łączącej nowoczesną technologię zapisu głosu z powrotem do najstarszej tradycji oralnej z jej mnemotechniką.

Efektem mojego rozkładu dzieł Bineta nie będzie jednak ich zagłada, to nie jest totalitarny gest destrukcji - pocięcia jego opowieści na paski sensów w prywatnej niszczarce - ale raczej poznawcza lekcja wiwisekcji, oczywiście bez tej całej chirurgicznej dosłowności, w nawiązaniu nie do oprotestowanych badań ze skalpelem na żywych zwierzętach, i nie do makabrycznego obrazu Rembrandta "Lekcja anatomii doktora Tulpa" z obecnym na nim trupem człowieka, bo mnie nie chodzi o epatowanie dosłownością, przeciwnie - przywołuję tu poetyckie pojęcia "rozkładu" (ciała, parasola) i "zszywania" (maszynowego) ze słynnego porównania francuskiego poety Lautréamonta:  "piękne – jak przypadkowe spotkanie na stole sekcyjnym maszyny do szycia i parasola.“

2.

Laurent Binet to pisarz par excellence francuski, nie tylko dlatego, że urodził się w Paryżu w 1972 r., ważne też że wzrastał w inteligenckiej rodzinie, więc oprócz potocznej, potoczystej francuszczyzny codzienności równie naturalny był dla niego dostojny język Jeana-Baptiste'a Racine'a czy wielobarwna, erudycyjna proza Gustave'a Flauberta; także filozoficzno-literackie słowa Jeana-Paula Sartre'a nie były dla niego wyrazami języka obcego. 

Otoczony od dzieciństwa nie tylko rodzicielską, także nauczycielską troską przez matkę i ojca, podążył jako dojrzały człowiek drogą intensywnej edukacji (samokształcenia, uczenia się od profesorów, a po skończeniu studiów w Paryżu, nauczania innych, jako wykładowca we Francji i Słowacji).

Główną, najbardziej uderzającą cechą jego twórczości od samego początku, od uhonorowanej Nagrodą Goncourtów książki "HHhH", jest pisarska erudycja, uczoność charakteryzująca się wielką liczbą historycznych, literackich oraz filozoficznych odniesień, aluzji i gier intertekstualnych.

Opatruje je autor ponadto różnymi komentarzami, ujawniając swój dystans do podawanych powszechnie do wierzenia faktów, sceptycyzm co do zastanych form, gatunków i stylów literackich, a także wcześniejszych książkowych wersji, opracowań danego tematu dokonanych przez innych twórców.

Lektura (o)powieści Bineta wymaga więc z jednej strony stałej koncentracji, a z drugiej ciągłego odrywania się od tekstu i przenoszenia uwagi na inne teksty i ich konteksty, w każdym razie sam pisarz wodzi nas na takie czytelnicze pokuszenie, czasami nawet wiedzie na manowce, sygnalizując co i raz tropy dygresyjne, boczne ścieżki odnośników, bywa że ślepe uliczki, tworząc prawdziwy labirynt, z krętymi korytarzami biblioteki Babel.

Error, errata - to też refreny w tej autoreferencyjnej prozie, bo Binet obnaża swoje pomyłki, sam prostuje własne błędy, nie boi się ujawniać swego błądzenia, w związku z tym "HHhH" jest tak naprawdę napisaną książką o pisaniu książki, paradoksalnym czysto-brudno-pisem, gotową postacią powieściowego szkicu, autofikcją na temat obiektywnego zdarzenia, prywatnym, quasi-kryminalnym dochodzeniem do skrytej istoty faktu, nieznanej strony jawnego zabójstwa, kulis aktu zemsty na arcyzbrodniarzu, żywej wciąż  historii śmiertelnego zamachu dokonanego przez członków czechosłowackiego podziemia na hitlerowskiego Golema, blond bestię, Idola Mordu - Reinharda Heydricha.

Mniej obecna - w mojej ocenie - w polskiej pamięci historia fizycznej eliminacji niemieckiego kata w okupowanej Pradze, tak się składa, że tak jak Binetowi, nie dawała mi spokoju już w dzieciństwie; Francuz - jak czytamy w "HHhH" - usłyszał o niej od ojca, a ja - jako chłopak - zapoznałem się z nią w latach siedemdziesiątych za pośrednictwem znakomitego czechosłowackiego komiksu braci Saudków pod tytułem "Zamach" zamieszczonego w wydawanym w PRL-u magazynie "Relax".

Opublikowany we Francji w 2010 roku, a w następnym roku w Polsce tom "HHhH" stał się więc dla mnie, tak jak dla pisarza, podwójną podróżą do przeszłości, wyprawą do zdarzenia, które było poza zasięgiem osobistej pamięci oraz wycieczką w krainę prywatnych wspomnień, reminiscencyjną ekspedycją, dlatego tytuł "HHhH" będący akronimem, skrótem od „Himmlers Hirn heißt Heydrich” („mózg Himmlera nazywa się Heydrich”) odczytywałem sobie jako potrójną dawkę Historii przez wielkie H (triady: Hitler, Himmler, Heydrich; Hakenkreuz, Horror, Holocaust; Hácha, Hradczany, Hagada) oraz, ugniazdowioną jak w Holistycznym Historycznym Hipertekście, historię pisaną małą literą (tę moją własną hagadę, jak Żydzi nazywają opowiadania tworzone na kanwie historii biblijnych z komentarzami i konkretami pełniej obrazującymi fabułę).

Wspólnota subiektywnych wspomnień między piszącym książkę a czytającym potem to dzieło potrafi stworzyć dodatkowe, mocne więzi, relacje oparte nie tylko na intelektualnych podstawach, informacyjnych fundamentach, ale także na podobnych emocjach i przeżyciach, a w najbardziej intensywnej, intymnej postaci literacka opowieść wywołuje w odbiorcy odczucie déjà vu, i tak było właśnie z moją recepcją i percepcją świata przedstawionego w (o)powieściach Francuza o żydowskich korzeniach, bo nie tylko podczas lektury  "HHhH" miałem wrażenie, że już czytałem tę książkę, że już kiedyś miałem w ręku tę konkretną wersję historii operacji pod "golemowym" kryptonimem Anthropoid, że doświadczam jakiejś mózgowej anomalii, albo błędu w ontologicznym programie, że po prostu wpadłem w lukę w symulacji, i powtarzam przeszłą sytuację, bo znów, tak samo jak gdzieś kiedyś, klatka po klatce, śledzę tę samą wersję zamachu przeprowadzonego przez dwóch czechosłowackich bojowników ruchu oporu, wysłanych z Londynu do Pragi w celu zamordowania Reinharda Heydricha, szefa Gestapo i nazistowskich tajnych służb, wicegubernatora Protektoratu Czech i Moraw, uczestnika konferencji w Wansee, architekta Holocaustu; identyczne poczucie buksowania koła czasu, cofnięcia się wskazówek zegara, miałem w trakcie pochłaniania kolejnego gęstego, treściwego tomu Bineta pt. "Siódma funkcja języka" ("La Septième Fonction du langage"), ponieważ co i raz odczuwałem, że jestem z powrotem w moich młodzieńczych latach 80. XX w., że przygotowuję się do egzaminu na doktoranckich studiach polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, że książka Laurenta Bineta to popularny podręcznik z tamtej dekady, w przystępny, atrakcyjny literacko sposób, prezentujący założenia lingwistyki, strukturalizmu, semiologii, dekonstrucjonizmu i postmodernizmu, teorie i literaturę takich tuzów jak: Ferdinand de Saussure, Roman Jakobson, Roland Barthes, Michel Foucault, Julia Kristeva, Phillip Sollers, Jacques Derrida, Umberto Eco, Jean Baudrilliard, John Rogers Searle, John Langshaw Austin et consortes.

Anomalie czy analogie, tajemnicze powinowactwa ("correspondances" - jak je określał Charles Baudelaire w swych "Kwiatach zła" - "Les Fleurs du mal") czy zwyczajne zbieżności przeżyć i zainteresowań, trudno mi samemu wyrokować o naturze tych powtórzeń, symetrii, biograficznych rymów, ale jedno jest pewne, to na nich opiera się często wybór danego pisarza do naszej prywatnej biblioteki, tak jakbyśmy kolekcjonowali w tajemnicy przed światem jakieś intymne panopticum, Theatrum Anatomicum, zbiór naszych sobowtórów, alternatywnych wersji JA, autobiograficznych kopii zebranych po całym świecie, zestaw typu "Alterego", bibliotekę prywatnych zwierciadeł, książek pod jednym, lustrzanym, lacanowskim, palindromicznym hasłem: INNI ("les Autres").

Niewykluczone, że Laurent Binet odnalazł tę "siódmą funkcję języka" - magiczną, lingwistyczną formułę, moc werbalnego wpływu na innych, która pozwala na wydawanie słownych rozkazów o stuprocentowej skuteczności, nakazów, przed którymi odbiorca taki jak ja nie jest się w stanie obronić, jak medium przed hipnotyzerem, bo chłonąłem jego książki niby gąbka ściśnięta dłonią i wpuszczona (wyposzczona) w głębię fabuł, w płynne powieści-rzeki.

Intrygujące w najwyższym stopniu było dla mnie wrażenie, że moje JA to kolejny GOLEM, że Binet znalazł do mnie LOGEM, odkrył sekretne hasło, które otwiera przed nim mój prywatny program, że może  ożywić we mnie martwą już materię przeszłych zdarzeń oraz towarzyszących im myśli i emocji, że to ja jestem antropoidem z Pragi, a on rabinem Maharalem z wypisanym na zwitku pergaminu hebrajskim słowem "emet" czyli "prawda", tylko że w jego wersji byłby to tetragram "HHhH", z "ha" jako znakiem ezoterycznego przymierza, w analogii do metamorfozy imienia Abram, przemiany w Abrahama.

"Emet" - LOGEM do GOLEMA - hasło do osobistego systemu może się objawiać na różne sposoby, także matematyczne, czy też metamatematyczne, jak w przypadku magicznej cyfry 7, z jej mocą performatywną, lingwistycznym darem popychania do czynu nieożywionej golemicznej masy człekopodobnej czy też politycznej aktywizacji bezwolnych ludzkich mas, inżynierii społecznej, hipnotyzowania tłumów; ale to nie wszystko, bo jest jeszcze jedna potężna siła tkwiąca w siódmej funkcji języka (w tej chwili algorytm  automatycznie zmienił mi słowo "funkcji" na "fikcji"), możliwość kreacji innych, fikcyjnych uniwersów, boska władza tworzenia, sprowadzająca się w literaturze do powoływania do życia światów alternatywnych, odmiennych wersji historii, jakby twórca wyrzucał na śmietnik "brzytwę Ockhama" i dla genezyjskiego kaprysu mnożył byty, właśnie tak jak to czyni Binet w swoich "Cywilizacjach", wskazując na możliwość innych ścieżek życia ludzi na Ziemi, pokazując odmienne linie losu, podnosząc porzucone w kąt dziejów kłęby nici trzech Parek, co wywołało we mnie kolejną kabalistyczną z ducha asocjację, skojarzenie nazwiska Binet z Bi-Net, rozdwojeniem sieci, rozwidleniem nici tworzących globalną pajęczynę, zdublowaniem dziejów, bifurkacją Fatum.

3.

Leksykon moich słów-kluczy do bram prozy Bineta, do jego wirtualnych światów, już wymieniłem na wstępie, a teraz, na finiszu, ten schematyczny werbalny szkielet wypełnię plastyczną masą pojęć, przykładów i przywołań, a zacznę od LEPIENIA, bo tak nazwałem sobie ujawniany przez Bineta proces kreacji świata przedstawionego, obnażanie przez pisarza intymnych momentów twórczych, sposobów dotarcia do wiedzy, źródeł informacji, kontekstów życiowych i książkowych, a nawet kwestionowania swego statusu przez bohaterów powieściowych, w ironicznej grze z ontologią fikcji.

ORGAN - to swoiste, dwoiste pojęcie, zarówno abstrakcyjne, jak i konkretne, bo występuje w książkach Bineta jako "organ władzy", obdarzony mocą polityczną (wszechwładny, zbrodniczy imperator Heydrich, francuscy prezydenci, liderzy ludów i narodów w przeszłych stuleciach, wszechobecne służby specjalne) oraz jako organ mowy (funkcja kreacji i narzędzie wpływu) i organ ciała (fenomenologia członków, obsesja odcinania palców i penisów, kompleks kastracyjny, seksualność w przeróżnych, także inwersyjnych konfiguracjach). 

GATUNEK - kolejny binarny termin w prozie Bineta, bo z jednej strony nawiązujący do teorii literatury (mocno rozbudowane dygresje autoteliczne, namysł nad literackim budulcem i warsztatem pisarskim, dążenie do wypracowania własnej, oryginalnej gatunkowości, poza ogólną poetyką, imperatyw golemiczny, kreacjonistyczny, a jednocześnie zamysł edukacyjny, instynkt akademicki, polegający na swoistych wykładach creative writing, lekturowej pedagogice, nauczaniu czytelników, jak się pisze, w jaki sposób książka powstaje, zapis "in statu nascendi", (o)powieść z gatunku "work in progress". 

OŻYWIANIE - nadawanie życia spetryfikowanym formom, takim jak powieść historyczna, traktat naukowy czy historia alternatywna, ale także stwarzanie żywych obrazów, tak jakby teksty miały być freskami, a może storyboardami, obrazami i szkicami scen, schematami rysunkowymi na użytek filmu przeznaczonymi dla reżyserów, scenografów, operatorów, aktorów i montażystów i tak można odczytywać na przykład bardzo dokładne opisy samego zamachu na Reinharda Heydricha, tak precyzyjne, że prawdziwy storyboardzista z pewnością miał ułatwione zadanie w trakcie prac nad ekranizacją (o)powieści Bineta, filmu pt. "Kryptonim HHhH".

LITERA - i ten termin ma podwójne znaczenie, tak dosłowne (literalne), jak metonimiczne (litera prawa), bo konkretne znaki alfabetu oprócz wyrazotwórczej roli (jako materia pisma, "glina" zapisanych słów) odgrywają też inną rolę - symboliczną, jakby same, osobno, na wyższym semiologicznie poziomie, były nośnikami ukrytych znaczeń, czego najbardziej wyrazistym przykładem są litery "h" i "H" odsyłające do niemieckiego akronimu, ale także do rodzajów "H" w języku francuskim (w podcaście tłumaczy to klarownie dr Joanna Wilkońska) czyli "H przydechowego", to znaczy "H aspiré" oraz "H muet", czyli „niemego H”, co ja uznałem w arbitralnej, prywatnej interpretacji jako znaki nadobecności Heydricha ("przydechowego" narzucania dyktatorskiej woli przez Nadczłowieka, Übermenscha - Pana Życia i Śmierci - zniewolonym ludziom - Untermenschom i całym ludom - Żydom, Czechom, Polakom) oraz nieobecności Heydricha (zamilknięcia po śmierci, albo obecności niemej w kryptonimie Zagłady Żydów - "akcji Reinhardt", lub też -wcześniej- przemilczenia, wyciszenia, stłumienia pogłosek o żydowskim pochodzeniu); w tym ostatnim przypadku można dopisać biblijną glossę o sensie zmiany imienia Abram na Abraham, poprzez dodanie w środku jednej litery: ה „h”. Jak tłumaczy biblista dr Marcin Majewski : "Gdy do wyrazu Awram dodajemy literę 'h', zmieniamy rozkład ciężaru spoczywającego na pojedynczych głoskach i wówczas możliwe jest odczytanie imienia Awraham jako złożenie czasownika אבר awar (latać) i zaimka הם hem (oni). Imię tworzyłoby więc poetycki zwrot 'Oni będą latać!', wieszczący świetlaną przyszłość potomkom Abrahama." Ja prześmiewczo odczytałem to "lotne" znaczenie "h" jako przepowiednię: "Heydrich wyleci w powietrze w zamachu." Nie całkiem się to ziściło, ale litera prawa i tak go dopadła, jakby z tetragramu tego hitlerowskiego Golema w Pradze wykonawcy operacji "Anthropoid" wyciągnęli jeden znak alfabetu i został z tego ucięcia, tej całkowitej elizji głoskowej, mortualnej kastracji, wyraz "śmierć".

ELITA - to kolejne kluczowe w prozie Bineta pojęcie, jego powieści można bowiem uznać za dzieła elitarne, znów w dwojakim sensie - jako powieści akademickie, historie kampusowe, opowieści o skomplikowanym życiu intelektualnym, towarzyskim i uczuciowym przedstawicieli światka uniwersyteckiego, więc siłą rzeczy warto chociaż zajrzeć do książek napisanych przez jego postacie, nawet jeśli jego bohaterowie o znanych nazwiskach nie do końca są zwierciadlanymi odbiciami autentycznych pisarzy czy filozofów; z drugiej strony Bineta można uznać za "pisarza pisarzy", bo to do koleżanek i kolegów po piórze adresuje z pewnością swoje fabuły, choć nie oznacza to, że gardzi tłumem, jako że obudowuje swoje uczone rozważania i intertekstualne gry sensacyjną akcją, robiąc ukłon w stronę "pulp fiction", literatury popularnej, żeby nie powiedzieć dworcowej.

MOWA - to jego żywioł, co może brzmieć banalnie, trącić stereotypem, bo przecież właściwie można tak powiedzieć o każdym człowieku pióra, a nawet o oratorze (polityku, kapłanie), jednak w przypadku Bineta przestaje to być językową kliszą, jako że MOWA jako taka jest u niego często głównym tematem, to przecież pisarz-lingwista, oryginalny filozof języka, jednocześnie teoretyk i praktyk komunikacji werbalnej i, co istotne, pozawerbalnej; trzeba bowiem pamiętać, że dla semiologów takich jak bohaterowie Bineta - Roland Barthes czy Umberto Eco - wszystko MÓWI, każda rzecz może mówić coś o kimś, wielu z nas -często bezwiednie - mówi coś innym bez słów, sygnalizując strojem, fryzurą, potrawami, sposobami bycia, życiowymi wyborami jakąś prawdę o sobie, komunikując konkretne pragnienia, oczekiwania, poglądy, sympatie i antypatie.

OPĘTANIE - to kolejny lejtmotyw w książkach Bineta, bowiem opętani są często jego bohaterowie: nawiedzeni przed zimne demony zła, inkuby i sukkuby o lodowatym oddechu, wodzące swe ofiary na gnostyckie pokuszenie - samoubóstwienia, autodeifikacji wybrańców piekieł, osiągnięcia nadludzkich mocy, potęgi absolutnego panowania nad życiem i śmiercią a także wolą poddanych podludzi, i na tej płaszczyźnie (to szokujące odkrycie!) niemiecki nihilista-perfekcjonista Reinhard Heydrich nie różni się niczym od goniących za magiczną mocą francuskich intelektualistów, owładniętych idée fixe - siódmą funkcją języka.

WŁADZA - jest u Bineta pojęciem szerokim, od znaczenia politycznego, mocy rządzenia, potęgi instytucjonalnej, po instrumentalne zdolności panowania nad językiem, wolą, umysłami, duszami, w tym sensie pomimo postmodernistycznego, ironicznego, pełnego gier i gierek intelektualnych charakteru prozy Francuza, jest w jego twórczości niepokojący, podskórny nurt serio, mroczny rys romantyczny, charakteryzujący się obecnością działań irracjonalnych, czynności magicznych, demonicznej otoczki.

ANIHILACJA - jako dwa bieguny "unicestwiania" (Houellebecqowskiego "anéantir") : ze znakiem minus (Zagłada, Holocaust, śmierć czechosłowackich zamachowców, pacyfikacja wioski Lidice przez hitlerowców, śmierć pod kołami Rolanda Barthesa) oraz ze znakiem plus (zgładzenie Zła wcielonego, boga Mordu, skuteczny zamach na Heydricha).

NICOWANIE - to wielopoziomowa strategia Bineta polegająca na przerabianiu zastanych gatunków prozatorskich na własną modłę, przepracowywaniu historycznych tematów według stwarzanych przez siebie reguł, odwracaniu biegu zdarzeń, albo dodawaniu do nich nowych (spiskowych) aspektów, ukazywaniu "podszewki" literackiej fikcji i historycznych faktów, przeróbkach biografii znanych osób na potrzeby własnych wizji fabularnych; słowem twórczość Bineta to rodzaj maszyny do szycia na stole do sekcji, jakby "haute culture" ("kultura wysoka") była dla niego "haute couture" ("krawiectwem artystycznym").

INNY - jako Wielki Inny - figura obecna w psychoanalizie Jaquesa Lacana, konstrukt, do którego podmiot się porównuje i czuje się przez niego obserwowany; w przypadku Reinharda Heydricha - antybohatera książki Laurenta Bineta pt. "HHhH" - byłaby to w lacanowskiej "fazie lustra" postać ojca, autora oper, bo to ojciec był dla przyszłego nazisty twórcą praw i życiowych partytur, "kompozytorem" życia (HHhH podążył muzycznymi ścieżkami wyznaczonymi przez Innego, uczył się gry na skrzypcach i na fortepianie; jako hitlerowski satrapa w Pradze wystawił ojcowskie dzieło operowe); inne pojęcie Innego dla Heydricha to System (niemieckiego nazizmu), gabinet luster weneckich w przypadku tajnej policji, na której czele stanął; ale jest jeszcze jedno wcielenie "Innego", to symboliczna postać Żyda, zinterioryzowana, rzucana na wewnętrzny ekran strachu, trwogi przed domniemanym semickim pochodzeniem; w tym sensie "semi-otyka" byłaby nauką o znakach i oznakach żydowskości, kompleksem semickości, symptomem psychicznej patologii, która doprowadziła Heydricha do masowej zbrodni Holokaustu.

EZOTERYKA - hermetyczny krąg pojęć, wyobrażeń i zdarzeń, obecny na poziomie języka (terminologia lingwistyczna użyta do celów neognostyckich, działań magicznych w postnowoczesnej cywilizacji), urealnionego świata symboli, urzeczywistnionej wizji czasu alternatywnego,  spiskowej fabuły, w której prym wiodą tajne służby i paramasońskie loże; to dla takiego podziemnego kręgu - Klubu Logos-wygłosiłem tę przemowę w przegranym przeze mnie pojedynku, więc już za chwilę stracę palec, pale., pal.., pa..., p...., .....