"Taka ludzka obawa czasem się pojawia. Ale w życiu nieraz przychodziło mi stawiać czoła o wiele groźniejszym zawodnikom niż Władimir Kliczko. Wtedy mogłem się bać" - mówi w wywiadzie dla RMF FM pięściarz Mariusz Wach. Z Ukraińcem zmierzy się 10 listopada w Hamburgu. "Potraktuję go jak nieproszonego gościa w swoim domu" - zapowiada.

Edyta Bieńczak: Dwa lata temu, w sierpniu 2010 roku, pomagał pan Samuelowi Peterowi w przygotowaniach do walki z Władimirem Kliczką, był pan jego sparingpartnerem. Przed wyjazdem mówił pan, że to wielkie wyróżnienie i że chce się pan dowiedzieć, w jakim jest miejscu. Czego się pan wtedy dowiedział?

Mariusz Wach: Bardzo miło wspominam ten wyjazd. Wszyscy byli pozytywnie zaskoczeni moją postawą w ringu. Pojechałem tam razem z Tye Fieldsem, razem mieliśmy przygotowywać Samuela do walki. Tak wyszło, że po którymś sparingu Fields nie mógł dalej sparować, więc ja musiałem sparować z Peterem po sześć, osiem, dziesięć rund. Jego trenerzy i on sam byli zadowoleni, że postawiłem mu poprzeczkę bardzo wysoko. On walczył o mistrzostwo świata, a ja na sparingu nie odstawałem od niego za bardzo.

Pojawiła się wtedy myśl, że może niedługo to pan będzie walczył o mistrzostwo?

Nie, wtedy o tym nie myślałem. Miałem na koncie dopiero parę walk zawodowych. W ogóle nie myślałem o tym, że kiedykolwiek będę walczył o mistrzostwo świata. Niektórzy pięściarze przyznają: To jest moje marzenie. Ja nie miałem takiego podejścia. Dopiero od kilkunastu miesięcy poważnie o tym myślałem, o tym, żeby dostać taką walkę.

Peter, któremu pan wtedy pomagał, przegrał - techniczny nokaut w 10. rundzie. Teraz to pan sprowadza sparingpartnerów, pan szykuje się do walki z Kliczką. Co zmieniło się w ciągu tych dwóch lat w pana boksowaniu, pana psychice?

Zmieniło się bardzo dużo. Przez te dwa lata zrobiłem naprawdę ogromne postępy - i pod względem fizycznym, i psychicznym. Jestem zupełnie innym zawodnikiem. Dwa lata temu byłem takie ciepłe kluchy, sam to wiem. Nie podejmowałem wyzwań, nie podnosiłem rękawic. Teraz to się zmieniło. Na treningach stawiam sobie wysoko poprzeczkę. Mój trener, ludzie ze sztabu szkoleniowego mają wykrzesać ze mnie ostatki sił na treningach, nie ma taryfy ulgowej. Przeprowadziłem się do Stanów, spędzam tam większość czasu, zostawiłem tutaj swoją narzeczoną, swoje dziecko. Przez te dwa lata poświęciłem się wyłącznie boksowi.

Kiedy ma się wejść do ringu i stanąć naprzeciw Władimira Kliczki, który od ośmiu lat nie przegrał żadnej walki, nie czuje się zwykłego, ludzkiego strachu?

Może to zabrzmi śmiesznie, ale nieraz przychodziło mi stawiać czoła o wiele groźniejszym zawodnikom niż Władimir Kliczko.

W ringu czy w życiu?

W życiu. Wtedy mogłem się bać. W ringu jest sekundant, jest sędzia. Wiadomo, że zdarzają się różne przypadki, ale nigdy nie zastanawiam się nad tym, czy coś mogłoby się stać. Wiadomo, że taka ludzka obawa zawsze gdzieś tam jest, ale to się zmienia na treningu, w czasie samej walki. Wtedy się o tym nie myśli.

"Zaproszę Kliczkę do swojej gry"


Władimir Kliczko ma jakieś słabe punkty, w które chciałby pan uderzyć?

Jak każdy zawodnik ma słabe punkty, ale on sam doskonale o tym wie. Jego poprzedni rywale też je znali, ale nie potrafili tego wykorzystać. Uda się temu, kto będzie to potrafił.

Ja też wiem, jakie słabe punkty ma Kliczko, i pracujemy właśnie nad tym, żeby w nie uderzyć, wyprowadzić go z równowagi i wygrać tę walkę.

Mówił pan, że dotychczasowi przeciwnicy Ukraińca mieli zawsze taką samą czy podobną taktykę, a pan musi wymyślić coś innego. Jakich błędów tych swoich poprzedników nie chce pan popełnić?

W tych ponad 50 walkach, które Kliczko wygrał, wszyscy jego przeciwnicy walczyli tak samo. On wiedział, jaki przebieg będzie miała każda walka. Każdy jego rywal w pierwszej fazie walki dawał się wciągnąć w jego grę. A ja zaproszę go do swojej gry, nie będę walczył na jego warunkach. On musi zgodzić się na moje warunki, będzie walczył pod moje dyktando.

Czym pan chce go zaskoczyć?

Wejdę do ringu pewny swego, wejdę jak po swoje. Potraktuję go jak nieproszonego gościa w swoim domu. Taki przebieg będzie miała ta walka.

"Będę musiał go zmęczyć"


Jest pan wyższy od Kliczki, a on nigdy nie walczył z wyższym od siebie pięściarzem. Zasięg ramion też ma pan trochę większy. To może mieć znaczenie?

To jest mistrz świata, walczył z różnymi zawodnikami. Teraz akurat przychodzi mu walczyć z wyższym, ale on dostosuje się do tego. Weźmie wyższych sparingpartnerów, trener będzie trochę wyżej trzymał ręce. Poza tym to są minimalne różnice. Te cztery centymetry - w wadze ciężkiej, przy dwóch metrach wzrostu - nie mają specjalnego znaczenia. Tutaj chodzi o taktykę.

To będzie decydujące? Nie szybkość, nie siła ciosu?

Na pewno nie szybkość. Taktyka i siła. Wytrzymałość - w półdystansie, w przepychankach, to trzeba wytrzymać kondycyjnie. Czuję, że duża część walki będzie w półdystansie, będę musiał go zmęczyć w ten sposób.

Kliczko przyznawał, że ciężko mu będzie znaleźć sparingpartnera o warunkach fizycznych podobnych do pańskich.

Tych zawodników dwumetrowych jest na świecie dużo, ale ciężko ich zebrać w jednym terminie na 3-4 tygodnie sparingów. Jeden jest przed walką, drugi po walce, temu umarł kot, ten ma urodziny.

Ostatnią walkę stoczył pan w marcu, Kliczko w lipcu. Nie obawia się pan, że ta dłuższa przerwa zadziała na pana niekorzyść?

Myślę, że to będzie właśnie mój atut. Kliczko będzie oglądał tą moją ostatnią walkę z Tye Fieldsem, a to było sześć miesięcy temu. Przez ten czas zrobiłem naprawdę duże postępy w stylu boksowania. To będzie dla niego kolejne utrudnienie. Taka niepewność.

Teraz jedzie pan do Wrocławia na galę boksu, gdzie wystąpią pana kolega Kamil Łaszczyk, Krzysztof "Diablo" Włodarczyk. Później obóz treningowy. Zdradzi pan, gdzie ten obóz?

Wszyscy już pewnie wiedzą, gdzie ten obóz będzie, ale...

...nikt głośno nie mówi.

Dokładnie i ja też nie chcę uprzedzać faktów, ogłaszać tego oficjalnie, zanim zrobi to mój promotor. Później będzie, że wypaplałem.

Mówił pan, że w tym najbardziej intensywnym okresie przygotowań będzie pan miał 4-5 sparingpartnerów, że przynajmniej jeden musi być ze światowej czołówki. Zastanawiam się, według jakich kryteriów ich pan dobiera i czy są już jakieś nazwiska.

Muszą być podobni do Władimira gabarytowo i mieć podobny styl boksowania. Tylko o to chodzi. I jest taki bokser - David Price z Anglii. Mógłby być takim głównym sparingpartnerem, ale on tak samo ma swoją walkę. Rozmowy trwają. Ciężko jest skrzyknąć trzech, czterech sparingpartnerów w jednym terminie, ale dążymy do tego. Myślę, że będzie dobrze.

A czy poza treningiem fizycznym - basen, siłownia, tarczowanie - będzie pan pracował też z psychologiem?

Tak, wczoraj miałem pierwsze takie spotkanie. Mniej więcej przez miesiąc będę pracował z psychologiem pięć, nawet sześć razy w tygodniu. Uważam, że jestem mocny psychicznie, ale wiadomo, że im bliżej walki, tym będzie ciężej. Może mnie to wszystko przytłoczyć. Dlatego praca z psychologiem na pewno nie zaszkodzi.

"Całe szczęście, że wcześniej odrzucałem oferty braci Kliczko"


Propozycje walki z braćmi Kliczko miał pan już wcześniej.  Dwa razy odmawiał pan Witalijowi, raz - Władimirowi. Nie przychodziło panu wtedy do głowy, że może taka okazja już się nie trafi?

Tak właśnie wtedy myślałem. I gdyby to zależało tylko ode mnie, to pewnie półtora roku czy rok temu już bym z którymś z nich walczył. Całe szczęście, że nie tylko ode mnie to zależało, że mój sztab szkoleniowy i mój promotor wiedzieli, że jeszcze będzie okazja. Szczerze mówiąc, półtora roku temu nie byłem gotowy fizycznie ani psychicznie do takiej walki. A teraz jestem bardzo mocny.

Władimirowi Kliczce zależało chyba mocno na tej walce...

...jak najwcześniej.

Ujawnił pan, że obóz Kliczki postawił pewne warunki, nie do końca dla pana korzystne, wycofaliście się i oni ustąpili. Bardzo jestem ciekawa, jak negocjuje się z kimś, kto wraz z bratem zdominował wagę ciężką.

Kroczek po kroczku doszliśmy do porozumienia. Ale oni mają monopol na wagę ciężką. Mają konkretne szablony umów i każdemu zawodnikowi wysyłają to samo. I albo się zgadzasz, albo nie. Te negocjacje trwają bardzo długo, czasem po parę lat.

Podobno jest tak, że na starcie proponują bardzo trudne warunki.

Wychodzą z jak najsłabszymi dla przeciwnika warunkami. Jeśli im zależy na jakimś zawodniku, to wtedy uginają się i negocjują. Jeżeli im nie zależy, to sprawa jest prosta: Nie chcesz walczyć - bierzemy innego zawodnika. Sam wrócisz, ale na jeszcze gorszych warunkach.

A jak długo trwały wasze negocjacje?

Około dwóch miesięcy.

Atmosfera przed waszą walką jest dosyć nietypowa. Nie ma przechwałek, nie ma "straszenia" przeciwnika. Przeciwnie: są komplementy, są miłe gesty. Pan podarował Kliczce wasze wspólne zdjęcie sprzed lat.

Ja jestem spokojnym człowiekiem. Gdyby on był agresywny, to ja też odpowiadałbym agresją. Tak samo z przechwalaniem się, on mówiłby swoje, ja swoje. Ale wiem, że jest inteligentnym zawodnikiem, inteligentnym człowiekiem, bardzo dobrze wychowanym. Waży słowa, nie daje się podpuścić i też nie daje innym zawodnikom pretekstów, żeby coś złego o nim powiedzieć. Mnie takie przechwalanie też nie jest potrzebne. Czy się tego spodziewał? Po konferencjach prasowych pewnie był trochę zaskoczony, że ja też umiem się zachować, wypowiedzieć, że nie jestem gburem, który nic poza boksem nie umie.

"Nie mam planu na wypadek porażki"


Nie jest pan faworytem tego pojedynku. Gdyby się nie udało, gdyby ta walka skończyła się pana porażką, ma pan jakiś plan awaryjny?

Nie mam.

Nie będzie pan chciał dążyć do jeszcze jednej walki o mistrzostwo?

Jak dotąd w moim sztabie nie było ani jednej rozmowy na ten temat. Nie zastanawialiśmy się, co będzie, jeśli przegram albo jeśli wygram. Koncentrujemy się tylko i wyłącznie na tej walce. Najważniejszy jest 10 listopada. Ale na pewno nie będzie to moja ostatnia walka. Bez względu na wynik tego pojedynku będę dalej walczył.

Nie obawia się pan, że gdyby pan przegrał, zacznie się równia pochyła?

Jeśli zobaczę po tej walce, że mi nie idzie, albo nie będę miał już ochoty walczyć, zaczną się słabe walki, słabe treningi, to będę wiedział, kiedy powiedzieć "dość". Ale myślę, że wszystko się dobrze potoczy, że wyjdę z tego pojedynku zwycięsko i moja kariera dopiero od tej walki się zacznie.

"Przeprowadziłem się do Stanów, bo tutaj brakowało mi już motywacji"


Rozmawiamy w Nowej Hucie, pan stąd pochodzi. Ja mam takie wrażenie, że to miejsce uzależnia...

Dokładnie tak. Boksując w Warszawie, potrafiłem przyjechać tutaj dosłownie na jeden dzień, żeby tylko być, przejść się tymi ulicami. Nieraz było tak, że kiedy miałem wolną niedzielę, to rano wsiadałem w auto, 3-4 godziny w jedną stronę, dwie godziny tutaj pochodziłem, spotkałem się ze znajomymi i wracałem z powrotem.

Huta uzależnia. Tutaj się wychowałem i tutaj już zostanę, do końca życia. Teraz mieszkam przecież w centrum świata, w Nowym Jorku, ale kiedy tylko jest okazja, wracam do Krakowa.

Jak wygląda to pana życie za Oceanem?

Wiadomo, że zżywasz się emocjonalnie z ludźmi, z którymi na co dzień się spotykasz. Liczą na ciebie, więc kiedy wyjeżdżasz, chcą, żebyś jak najszybciej wrócił. Czasem pojawia się dylemat, gdzie byłoby lepiej zamieszkać na tym etapie życia. Wiadomo, że po zakończeniu kariery wracam tutaj, bez dyskusji. Ale na tym etapie nie wiem, czy nie lepiej byłoby wziąć rodzinkę i się tam przeprowadzić. Na rok, dwa, pięć lat.

Zastanawia się pan czasem, co by było, gdyby pan nie wyjechał?

Na 95 procent nie wypłynąłbym na szersze wody. Boksowałbym na galach organizowanych w Polsce i świat bokserski mógłby tak naprawdę w ogóle o mnie nie usłyszeć. Teraz, po tych dwóch latach w Stanach, moje nazwisko będzie w jakiś sposób rozpoznawalne. Nie będę już anonimowym zawodnikiem. A nie wiem, czy boksując w Polsce miałbym takie samozaparcie, żeby wykrzesać z siebie jeszcze większą motywację do treningów. Jednym z powodów, dla których się przeprowadziłem, był właśnie brak motywacji. Wiedziałem, że kiedy wyjdę do kolejnej walki - czy trenowałbym tak, czy inaczej - to i tak tą walkę wygram.

Ale przeniósł się pan, świat o panu usłyszał, za chwilę pojedynek z Władimirem Kliczką. Wyobraża pan sobie czasem ten moment, kiedy sędzia to pańską rękę podnosi do góry?

Takie myśli przychodzą. To byłby szok dla świata boksu, to by się zapisało w historii sportu. I to na pewno motywuje. Dodaje skrzydeł.