Iga Świątek po wygranej z białoruską tenisistką Aryną Sabalenką 3:6, 6:1, 6:4 w półfinale US Open w sobotę w decydującym pojedynku spotka się z Tunezyjką Ons Jabeur. "To będzie wielkie wyzwanie i wspaniała walka" - zapowiedziała podopieczna Tomasza Wiktorowskiego.
Czwartkowy wieczór w Nowym Jorku był pełen uroku. Temperatura idealna, wilgotność w normie, a na wszystko z góry spoglądał będący w pełni księżyc. Kibice, którzy w komplecie wypełnili Artur Ashe Stadium, mogli się odprężyć i liczyć na to, że w drugim półfinale singla kobiet zarówno Świątek jak i jej rywalka pokażą inną pełnię: swoich możliwości. Liczono na to, że to starcie nie będzie tak jednostronne, jak to które je poprzedzało. Tunezyjka Ons Jabeur potrzebowała w nim bowiem zaledwie 67 minut, aby wyrzucić za burtę Caroline Garcię z Francji.
Polka, która dzień wcześniej wyznała, że nie zwraca zupełnie uwagi na porę rozegrania meczu wyszła na kort jako druga. W przedmeczowej rozmowie powiedziała, że "będzie dziś ok", a jej zadaniem będzie lepsze rozwiązywanie problemów. Tak naprawdę czułam. Pomimo że jest sporo stresu i utrzymanie koncentracji cały czas przez dwa tygodnie jest wymagające, to przed wyjściem na kort miałam dziś w sobie sporo motywacji oraz nastawienia, aby walczyć o najlepszy wynik - powiedziała Polka na konferencji po spotkaniu.
Publiczność przywitała ją goręcej niż Sabalenkę, a spiker - przy prezentacji - przypomniał o tym, że Świątek ma zaledwie 21 lat, że jest nie tylko nr 1 na świecie, ale niedawno zaliczyła 37 wygranych meczów z rzędu oraz wspomniał, że pomogła w uzbieraniu ponad miliona dolarów na rzecz ofiar wojny na Ukrainie. Nastąpiła krótka rozgrzewka, a zaraz po tym jak z głośników poleciał jeden z ulubionych kawałków muzycznych Świątek - Thunderstruck zespołu AC/DC - zaczęło się granie na poważnie o ogromną stawkę.
W pierwszym secie Białorusinka zdecydowanie lepiej weszła w mecz. Grała bardzo solidnie. Szczególnie funkcjonował u niej mocny, sięgający niemal 120 mil/godz. serwis. W przypadku Polki ponownie - podobnie jak w meczu z Amerykanką Jessiką Pegulą - nie udawało się jej utrzymać swojego podania. W rezultacie Świątek, która dała się przełamać aż trzy razy zeszła na przerwę przy stanie 3:6.
Aryna serwowała dziś bardzo dobrze. Lepiej niż w poprzednich meczach. Nie uważam też, żeby mój serwis szwankował podczas meczu z Pegulą. Proszę zwrócić uwagę na statystyki returnów, bo robiłyśmy to świetnie. W spotkaniu z Sabalenką starałam się skupić na technicznych rzeczach. Wiedziałam, że nie jestem zawodniczką, która serwuje dużo asów tak jak Aryna. Starałam się wprowadzać piłkę w kort, a potem podczas akcji rozstrzygać je na swoją korzyść - powiedziała liderka rankingu WTA.
Od drugiego seta oglądaliśmy już zawodniczkę grającą na poziomie pierwszej rakiety świata. Polka rozpoczęła go od wygrania ośmiu piłek i dwóch gemów z rzędu. Lepiej funkcjonował serwis, bo umiejętnie rozstawiała Sabalenkę po kątach. Do końca wygranego 6:1 seta trwał jej popis i kapitalna gra. Sytuacja na tym etapie nie wymknęła się jej ani razu spod kontroli.
Przede wszystkim od drugiego seta wzrósł u mnie poziom energii. Mogłam grać tak, aby zaszkodzić rywalce. Sabalenka jest typem zawodniczki, która lubi dominować, więc dążyłam do przejęcia inicjatywy i wybicia jej poza strefę komfortu. To był mój cel i cieszę się, że go osiągnęłam - wyznała.
W trzecim secie Polka znowu musiała wracać, bo szybko zrobiło się w nim 0:2. Była bliska odrobienia strat w gemie szóstym, ale udało się jej to w ósmym. Do końca nie oddała inicjatywy i w efekcie po wygraniu tej partii 6:4 zameldowała się w finale.
Wiedziałam, że nie mam nic do stracenia. Mentalnie mam wrażenie, że te dwa gemy, które przegrałam na początku trzeciego seta sprawiły, że wróciłam na ziemię. Wiedziałam, że nie mogę oczekiwać, że jest po sprawie, nawet jeśli drugi set był moją dominacją. Zdecydowałam się więc pójść na całość. Piłki, które uderzałam zaczęły trafiać w kort. Ryzykowałam, ale ona też to często robiła. Dlatego tempo tego meczu było wysokie - podsumowała.
W sobotę tenisistka z Raszyna w wielkim finale zagra z Ons Jabeur. W ich dotychczasowych pojedynkach jest remis 2-2.
To bardzo solidna zawodniczka. Obecnie jest druga w wyścigu do WTA Finals, więc to świadczy o tym jak bardzo poszła do przodu jeśli chodzi o poziom. Gra inaczej niż większość zawodniczek. Ma świetnie ułożoną rękę i miękkie uderzenie - wszystko odpowiednio dobrze zmieszane. To będzie ciężkie wyzwanie. Nasze mecze są zawsze siłowe i bardzo zacięte. Nie pamiętam jaki był wynik w naszym ostatnim meczu w Rzymie, ale wiem, że było dużo równowag i wynik był na styku. Zasłużyła, aby grać tu w finale i to będzie wspaniała walka - oceniła.
Świątek w swoim półfinale spędziła na korcie dwa razy więcej czasu niż Jabeur, ale kondycyjnie w Nowym Jorku wygląda wprost świetnie. Nie ma więc powodów do obaw, że nie zdoła się odpowiednio zregenerować do soboty.
Będę odpoczywać tak samo jak zawsze. Cieszę się, że miałam okazję zagrać tutaj mecze w wieczornych sesjach, bo wiem jak się zregenerować przed finałem. Nie liczę jednak każdej minuty. W tym wszystkim trzeba pozostać człowiekiem - dodała.
Na koniec zdradziła, że najbardziej cieszy się z faktu, że praca którą wykonała przed turniejem się opłaca.
Teraz wiem, że nawet jeśli się przegra coś wcześniej - jak to było u mnie w Cincinnati i w Toronto - to dostanę następne szanse. A kiedy to następuje to wiem też, że muszę być gotowa, aby je wykorzystać. Cieszę się, że podczas tego turnieju mam i wykorzystuję te szanse. Cieszę się też, że mimo iż weszłam w ten turniej nie czując się najlepiej - rozkręcam się z meczu na mecz. Na mączce czuję się perfekcyjnie, ale dla mnie wygrane tu w meczach, gdy nie do końca mi idzie, są bardzo cenne. Odczuwam wtedy sporą satysfakcję - stwierdziła.
Satysfakcję dało jej także to, że mecz podobał się licznie zgromadzonej na Artur Ashe Stadium publiczności. Cieszę się, że półfinał był efektowny i że dałam show. Mam dużo satysfakcji, że podobało się to kibicom - zakończyła Świątek, która na pytanie czy zobaczymy na finale jej tatę odrzekła: Chyba nie.