Lance Armstrong, rezygnując z obrony przed zarzutami stawianymi mu przez amerykańską agencją antydopingową, zachował się zupełnie nie w swoim stylu - uważa Cezary Zaman, który kilkanaście lat temu jeździł w jednej grupie z Amerykaninem. Wczoraj USADA zdyskwalifikowała Armstronga i pozbawiła go tytułów.

Zawsze był waleczny, zawsze wiedział czego chce. Do końca się nie poddawał, dlatego jego decyzja, by zaprzestać walki - w moim przekonaniu - jest trochę dziwna - przyznaje Cezary Zamana w rozmowie z naszym dziennikarzem. Jak uważa zeznania kolegów, którzy potwierdzili, że Armstrong brał doping, są bardzo mocnym dowodem w sprawie, być może kluczowym. Koledzy się od niego odwrócili. To z pewnością dla niego bardzo trudne. Pewnie czuje się tym zmęczony i dotknięty, ale to może też wskazywać, że było coś, czego nie chciał oficjalnie powiedzieć - mówi Zamana.

Wczoraj po oświadczeniu Amstronga USADA pozbawiła go m.in. siedmiu zwycięstw w Tour de France, stwierdzając, że osiągnął te sukcesy przy użyciu niedozwolonych środków dopingowych. To oznacza, że na jego wpadce mogą skorzystać inni kolarze, którzy przez lata oglądali jego plecy.

Cezary Zamana przyznaje jednak, że dla tych zawodników nie ma to już żadnego znaczenia. Poza tym nie wiemy, czyli osiągali swoje wyniki w zgodzie z zasadami fair-play - zaznacza. Jeden z zainteresowanych Jan Urlich już przyznał, że tytuły, które może otrzymać, w ogóle go nie interesują.

Upadek kolarza wszech czasów

Lance Armstrong jako jedyny wygrał siedem razy najsłynniejszy kolarski wyścig Tour de France. Przez lata uważany był za kolarza wszech czasów. Teraz może stać się dopingowym oszustem.

Armstrong cieszył się sławą sportowca przekraczającego bariery, zdolnego pokonać raka, charyzmatycznego założyciela fundacji na rzecz walki z nowotworami, herosa Stanów Zjednoczonych. Był jednym z najlepiej opłacanych sportowców w swoim kraju, bohaterem książek i filmu fabularnego.

Ogromny wpływ na jego kolarską karierę miała choroba nowotworowa. Gdy dowiedział się o raku, postanowił walczyć. I wygrał. Wrócił na kolarskie trasy. Od 1999 roku podporządkowywał cały cykl przygotowań głównemu celowi - startowi i zwycięstwu w Tour de France. Przygotowania rozpoczynał już w listopadzie, pokonując przez pełne osiem miesięcy dystans około 20 tys. kilometrów (średnio w tygodniu 725 km). W czasie sezonu Amerykanin przenosił się do Europy. Zamieszkał w hiszpańskiej Geronie, gdzie są znakomite warunki do treningu. W innych wyścigach startował tylko po to, by lepiej przygotować się do Wielkiej Pętli.

Od tego momentu nie poniósł porażki. Tuż przed Tour de France 2004 ukazała się w kilku krajach książka "Sekrety Lance'a Armstronga", w której otwarcie oskarżono go o stosowanie dopingu. Kolarz pozwał do sądu za zniesławienie autorów książki Brytyjczyka Davida Walsha i Francuza Pierre'a Ballestera, jej wydawcę, a także tygodnik "L'Express", który opublikował jej fragmenty.

Oskarżenia o doping nasiliły się w 2009 roku - kiedy po trzyletniej przerwie wrócił na trasę Tour de France. Wyścig ukończył na trzecim miejscu, wygrał jego partner z ekipy Astana Alberto Contador. W kolejnej, swojej ostatniej "Wielkiej Pętli", został sklasyfikowany na 22. miejscu.

Floyd Landis, zwycięzca Tour de France 2006, pozbawiony wkrótce tego sukcesu po wykryciu u niego podwyższonego poziomu testosteronu, stwierdził że w okresie wspólnych startów z Armstrongiem w ekipie US Postal wielokrotnie widział dopingującego się Armstronga.

Do oskarżeń dołączali się inni byli koledzy - m.in. Tyler Hamilton i George Hincapie.

Pod koniec czerwca USADA formalnie oskarżyła Armstronga o to, że przez całą karierę stosował zabronioną erytropoetynę (EPO), transfuzje krwi, testosteron, kortyzon oraz hormon wzrostu i że namawiał innych kolarzy do stosowania dopingu.