Piłkarze Śląska Wrocław pokonali Wisłę Kraków 2:1 (2:0) w pierwszym półfinałowym meczu Pucharu Polski. Wrocławianie po świetnej pierwszej połowie dali sobie wbić bramkę, która może zaważyć na wyniku dwumeczu.
Nie minął kwadrans, a Sergei Pareiko już dwa razy musiał wyciągać piłkę z siatki. Estoński bramkarz Wisły najpierw co prawda obronił ładny strzał Sebastiana Mili, ale w dwóch kolejnych akcjach był bezradny. W 10. minucie na uderzenie zewnętrzną częścią stopy zdecydował się Waldemar Sobota. Precyzyjny strzał zamienił się w bramkę. Piłkarze Wisły ledwo zdążyli ochłonąć, a spadł na nich kolejny cios. Tym razem bezpośrednio z rzutu wolnego strzelił Mila.
Goście nie mieli pomysłu na sforsowanie obrony Śląska, a piłkarze Stanislava Levego sunęli z kolejnymi atakami. Gdyby nie Pareiko, byłoby 3:0. Bramkarz Wisły zatrzymał jednak uderzenie Soboty z 10 metrów. W 33. minucie wiślaków uratował słupek. Tym razem dośrodkował Tadeusz Socha, a centymetrów po strzale z półwoleja zabrakło Piotrowi Ćwielongowi. Dopiero chwilę później pierwszy celny strzał oddała "Biała Gwiazda".
Do przerwy Wisła przegrywała 0:2 i był to najniższy wymiar kary. Kilka minut temu po wznowieniu gry goście zdołali jednak zdobyć kontaktową bramkę. Patryk Małecki rozpoczął akcję na własnej połowie, mógł odegrać do Ilieva, ale zdecydował się na indywidualny rajd. Wpadł w pole karne, strzelił, a piłka odbiła się jeszcze od nogi jednego z obrońców i przelobowała Rafała Gikiewicza. Kilkanaście minut później mistrzowie Polski mogli znów odskoczyć na dwie bramki, ale Mila strzelił minimalnie niecelnie.
Przed końcem meczu szansę na remis miała jeszcze Wisła, ale wynik meczu już się nie zmienił. Śląsk po świetnej drugiej połowie nie zdołał utrzymać korzystnego wyniku, a goście choć szczególnie przed przerwą grali słabo, to jednak wywożą z Wrocławia wynik, który w rewanżu można zamienić na zwycięstwo.