Justyna Kowalczyk, która wczoraj w biegu na 10 km "klasykiem" narciarskich mistrzostw świata w Lahti zajęła ósme miejsce przyznała, że o wyniku decydowała dyspozycja dnia. Psycholog sportu Marzanna Herzig uważa, że determinacja zawodniczki była silniejsza od organizmu.
Justynę, przez całą karierę, charakteryzuje niezwykle silna wola i determinacja w każdym biegu, we wtorek najwyraźniej te cechy okazały się silniejsze niż jej organizm - powiedziała Herzig, członek Sekcji Psychologii Sportu Polskiego Towarzystwa Psychologicznego.
Narciarka z Kasiny Wielkiej do tego startu przygotowywała się inaczej niż w poprzednich latach. Nie brała udziału w zawodach Pucharu Świata z powodu dominacji konkurencji techniką dowolną. Jak zaznaczyła, gdyby zaczęła trenować styl dowolny, to... "za dwa tygodnie, czy dwa miesiące z powodu stanu kolana wylądowałabym na stole operacyjnym".
Nie ulega wątpliwości, że Justyna we wtorek dała z siebie wszystko, zrobiła to, co mogła. To wszystko nie dało jej medalu. Na pytanie dlaczego tak się stało, bardzo trudno jest odpowiedzieć. Będąc daleko od wydarzeń i osób biorących w nich udział, trzeba być bardzo ostrożnym w doszukiwaniu się przyczyn. A tych może być wiele i z pewnością zawodniczka będzie poszukiwała odpowiedzi ze swym szkoleniowcem Aleksandrem Wierietielnym - zaznaczyła Herzig.
Zwróciła też uwagę, że przez minione lata, począwszy od igrzysk w Turynie w 2006 roku, Kowalczyk przyzwyczaiła wszystkich do medali - a tych zdobyła w mistrzostwach świata osiem oraz pięć olimpijskich.
Trudno się dziwić, że właśnie na niej skupiła się uwaga polskich mediów i kibiców. Niektórzy widzieli pewnie Justynę na podium w Lahti. Ona od lat jest osamotniona w tej konkurencji w kraju, nie ma chociaż jednej zawodniczki, która byłaby do niej zbliżona poziomem sportowym. Justyna to samotny biały żagiel, a człowiek jest istotą społeczną. Nie twierdzę, że gdyby miała grupę, to z pewnością byłaby na podium, ale mogłoby być inaczej. Jak długo można samemu ćwiczyć? Gdzieś jest granica, której czasami zawodnik nie widzi. Wspólne trenowanie w zespole jest nie tylko przyjemniejsze, ale może być bardziej stymulujące do większego wysiłku, może dodawać sił w trudnych momentach - podkreśliła.
Absolwentka krakowskiej AWF i kierunku psychologia na Wydziale Filozoficzno-Historycznym Uniwersytetu Jagiellońskiego podała kilka przykładów w tym temacie. Najbardziej znane grupy to skoczkowie narciarscy oraz tyczkarze w lekkoatletyce.
Gdy zawodnik jest osamotniony, to chcąc nie chcąc sam musi dźwigać ciężar odpowiedzialności za wynik, który może być potęgowany przez medalowe oczekiwania mediów, czy kibiców. W różnym stopniu ta presja jest wywoływana i różnie jest odbierana. Jedni radzą sobie z tym lepiej, inni gorzej. Proszę spojrzeć na skoczków. Widać, że - choć są to indywidualiści - w grupie panuje koleżeńska atmosfera, zawodnicy mogą się wzajemnie dopingować. Widzowie mają także kilku faworytów do kibicowania, zaś media do komentowania, a nie tylko jednego - powiedziała Herzig, która od 1984 roku jest pracownikiem Zakładu Psychologii AWF w Krakowie
Na tej to uczelni we wrześniu 2014 roku Justyna Kowalczyk z wyróżnieniem obroniła pracę doktorską. Wcześniej ukończyła katowicką AWF. Wtorkowe zmagania w Lahti od początku nie układały się po jej myśli. Jak przyznała, nie wiedziała co się dzieje z jej organizmem. Nie czułam się bowiem źle. Coś w moim ciele jednak nie zagrało, choć ja dałam z siebie wszystko - mówiła dziennikarzom.
Marzanna Herzig zapytana, co poradziłaby Kowalczyk, gdyby do niej przyszła, odpowiedziała: Zawodniczce tego formatu, z tak wielkim doświadczeniem, nie odważyłabym się czegokolwiek sugerować, doradzać bez przemyślenia. Tu nie chodzi o gdybanie. Tu trzeba znaleźć przyczyny, dlaczego jest tak, a nie inaczej. A na to potrzeba czasu, nawet długiego czasu, kilku miesięcy. Najlepiej jest, gdy można być przy danej osobie przez jakiś czas na co dzień, obserwować ją, analizować różne zachowania, dużo rozmawiać. Prawdą jest natomiast, że jeśli nie wszystko, to wiele zależy od naszej głowy.
(ph)