Polscy siatkarze nieoczekiwanie przegrali w Osace z Irańczykami 2:3 (25:23, 26:28, 25:8, 24:26, 11:15) w swoim czwartym meczu Pucharu Świata. Najwięcej punktów zdobył Bartosz Kurek - 26. To pierwsza porażka podopiecznych Andrei Anastasiego w turnieju.
Początek spotkania był wyrównany. Trochę w tym winy Polaków, którzy nagminnie psuli zagrywki. W ataku dobrze radzili sobie Bartek Kurek i Michał Winiarski, gorzej szło Zbigniewowi Bartmanowi, który kilka razy nadział się na irański blok. Zmobilizowani rywale potrafili nawet zaskoczyć nas asem serwisowym. W efekcie na pierwszej przerwie technicznej prowadziliśmy zaledwie 16:15. Przy remisie 19:19 bardzo ważnym asem popisał się Kurek. Trener Velasco poprosił o czas, ale to nie wybiło z rytmu naszego przyjmującego, który kolejnymi mocnymi serwisami wyprowadził Polaków na prowadzenie 22:20. Ostatnie piłki seta były nerwowe, ale udało nam się wygrać 25:23.
Drugą partię rozpoczęliśmy nieźle, choć punkty dostawaliśmy w prezencie od rywali. Irańczycy dwukrotnie wpadli w siatkę i zepsuli tyle samo serwisów. Punkt zdobyli jedynie po autowym ataku Kurka. Prowadziliśmy 5:1, jednak szybko straciliśmy wypracowaną przewagę i na przerwie technicznej było zaledwie 8:7 dla biało-czerwonych. W kolejnej części gry utrzymywaliśmy minimalną przewagę - w dużej mierze dzięki Bartmanowi i Piotrowi Nowakowskiemu. Niestety nie potrafiliśmy odskoczyć od rywali i na drugiej przerwie technicznej znów prowadziliśmy jednym punktem. To zwiastowało wyrównaną i emocjonującą końcówkę. Przy wyniku 19:19 nie pierwszy raz źle przyjął Michał Ruciak i podarował punkt Irańczykom, którzy po raz pierwszy w tej partii wyszli na prowadzenie. Ratował nas Nowakowski, który zdobywał punkty z przesuniętej krótkiej, i Winiarski, który zakończył skutecznie jedną z najdłuższych wymian spotkania. W kolejnej akcji, korzystając z dobrego przyjęcia, rozgrywający Łukasz Żygadło wypuścił do boju Marcina Możdżonka. Na tablicy wyników 23:23. Tym razem Żygadło wystawił piłkę Kurkowi, a ten zapunktował z drugiej linii. Niestety zawodnik Skry Bełchatów nie wykorzystał setbola - został zablokowany. Trzeba było walczyć na przewagi. I jedni, i drudzy psuli zagrywki, ale to rywale zdołali jako pierwsi zdobyć dwa punkty z rzędu.
W kolejnej partii nie mogliśmy już sobie pozwolić na stratę seta, jeśli marzyliśmy o zdobyciu w tym pojedynku kompletu punktów. Na boisku pojawił się Paweł Zagumny. Zaczęliśmy ze sporym animuszem, obejmując prowadzenie 4:0. W przeciwieństwie do poprzedniej partii, tym razem udało się je utrzymać - na przerwie technicznej było bowiem 8:2. Dobrze funkcjonował blok, a w ataku punktowali Kurek i Nowakowski. Po chwili było już 12:3! Irańczycy, którzy jeszcze kilka minut wcześniej męczyli nas zagrywką i atakiem, tym razem nie potrafili zrobić nic ze świetnie grającymi Polakami. Partię zakończył atakiem Bartek Kurek. Rozgromiliśmy drużynę Iranu 25:8! Duża w tym zasługa wspomnianego Zagumnego, który sposobem rozgrywania piłki zupełnie zaskoczył przeciwników.
W czwartym secie nie udało nam się wywalczyć aż tak okazałej przewagi, ale początek i tak był obiecujący - 8:4 dla biało-czerwonych. Nie po raz pierwszy w tym spotkaniu nie potrafiliśmy utrzymać prowadzenia - straciliśmy cztery punkty z rzędu. Na szczęście był to chwilowy kryzys, bo szybko wróciliśmy do stanu wyjściowego. Na drugiej przerwie technicznej prowadziliśmy 16:11. Teraz wystarczyło utrzymać przewagę i zainkasować trzy punkty. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Znów daliśmy się doścignąć. Po ataku Ghafoura zrobiło się tylko 20:19 dla biało-czerwonych. Później Winiarski zepsuł zagrywkę, Bartman został zablokowany i zrobiło się 23:22 dla rywali. Irańczycy ofiarnie bronili, uratował nas jeszcze blok, ale po chwili Możdżonek zaserwował w aut i to przeciwnicy mieli setbola. Obroniliśmy go, ale Bartman trafił w siatkę, a rywale zakończyli partię udanym atakiem.
Tie-break od początku był bardzo wyrównany. Po bloku na Bartmanie Irańczycy cieszyli się niemal tak, jakby już wygrali spotkanie. Wyraźnie zdenerwowani Polacy popełniali błędy, a przeciwnicy bezlitośnie je wykorzystywali. Przegrywaliśmy 3:5. Trener Anastasi poprosił o czas, ale ograniczył się do krótkiego zmobilizowania biało-czerwonych. To nie pomogło - Irańczycy wspaniale bronili, a u nas brakowało kończących ataków. Nawet jeśli ustawialiśmy blok, to rywale potrafili skutecznie go obić. Rywale prowadzili 8:4.
Próbowaliśmy gonić, ale szło opornie, graliśmy coraz bardziej nerwowo. Kurek po niecelnym ataku reklamował, że piłka trafiła w palce rywali, ale sędzia nie zareagował. Anastasi po raz pierwszy w tym meczu wpuścił na boisko Michała Kubiaka. Ten, mimo że przez ponad dwie godziny rozgrzewał się obok boiska, potrafił popisać się asem. Na tablicy wyników 8:10. I znów nie potrafiliśmy doścignąć rywali, to oni znów powiększyli przewagę - tym razem do pięciu punktów. Przy wyniku 9:13 ciężko było marzyć o sukcesie. Ruciak zaserwował w aut. Irańczycy mieli meczbola. Wprawdzie pierwszego nie wykorzystali, ale przy drugim okazali się bezlitośni i zakończyli spotkanie.
Po pierwszej fazie turnieju eksperci okrzyknęli Iran rewelacją rozgrywek. Drużyna prowadzona przez legendarnego Julio Velasco - Argentyńczyka, który w latach 90. prowadził do sukcesów reprezentację Włoch, pokonała już na turnieju w Japonii gospodarzy oraz mistrzów Europy - Serbów.
W najciekawszym dzisiejszym spotkaniu Brazylijczycy nie dali szans Rosjanom, zwyciężając 3:0.
W trzech pierwszych spotkaniach brązowi medaliści mistrzostw Europy wygrali z wicemistrzami świata Kubańczykami 3:0, mistrzami Europy Serbami 3:1 oraz Argentyńczykami 3:1. Jutro zagrają z Japonią.
Turniej, który zakończy się 4 grudnia, jest pierwszą kwalifikacją do przyszłorocznych igrzysk olimpijskich w Londynie. Awans uzyskają trzy najlepsze ekipy.
Wyniki:
Osaka
Argentyna - Kuba 3:1 (17:25, 25:16, 25:21, 25:17)
Polska - Iran 2:3 (25:23, 26:28, 25:8, 24:26, 11:15)
Serbia - Japonia 3:2 (25:21, 25:22, 18:25, 22:25, 15:12)
Kumamoto
Egipt - USA 0:3 (19:25, 20:25, 20:25)
Brazylia - Rosja 3:0 (25:16, 25:19, 25:22)
Włochy - Chiny 3:0 (25:10, 25:18, 25:14)