Jeszcze dwa tygodnie temu Adam Kszczot nie był pewien, czy wystąpi w halowych mistrzostwach świata w Birmingham. Namówiła go na to jego żona Renata. "To była bardzo rozsądna rada" - przyznał Kszczot. Wczoraj zdobył złoty medal w biegu na 800 metrów.
To kolejne trofeum w bogatej kolekcji zawodnika RKS Łódź. Z tej imprezy ma też srebro (2014) i brąz (2010). Jest również dwukrotnym wicemistrzem świata ze stadionu.
Przed startem zawsze jest trudno. Nasz znany na całą Polskę Wiesław Jarząbek gdzieś tam siedzi i podpowiada bardzo złe rzeczy. Szczególnie przed biegami. Jak już jest po finale, to można ocenić, że było łatwo - powiedział.
Zawodnik był faworytem rywalizacji i rozegrał bieg po mistrzowsku.
Wiedziałem, że mogło być tak, iż tempo nie będzie forsowane i wtedy wielu zawodników będzie mogło liczyć na dobry, szybki finisz, a dzięki temu walkę o medal. Ten plan się ziścił. Pierwsze 100 metrów nie było szybkie i podjąłem decyzję w ułamku sekundy, że przesuwam się przed ostatnim kołem na jedną z czołowych pozycji. Wiedziałem, że od początku obserwuje mnie Hiszpan. Przyspieszał, oddawał, ale to dobrze, bo rozpędzaliśmy stawkę. Było nam dużo łatwiej uciekać rywalom. No i ostatnie 200 m to petarda do końca, bardzo mocno, tak jak to zwykle robię - opisywał finałowe zmagania.
Po rywalizacji bardzo długo nie było wiadomo, kto właściwie zdobył kolejne medale. Najpierw zdyskwalifikowano reprezentanta USA Drewa Windle’a za rzekome przytrzymywanie Kszczota za koszulkę. Amerykanie złożyli kontrprotest, który został uznany, ale wszystko trwało ponad dwie godziny.
Rywal nie łapał mnie za koszulkę. Ręka mu ugrzęzła pod numerkiem startowym. To przeoczenie sędziowskie. Koszulka nie była pociągnięta, tylko ręka była pod numerkiem, więc dyskwalifikacja nie powinna mieć miejsca. Tym bardziej, że to było nieodczuwalne. Tak wygląda walka. Jak kogoś się wyprzedza, to często czuć dłoń na plecach, bo ktoś obawiając się wbiegnięcia w nogi daje znać, że tu jest. To jak z kierunkowskazem na drodze - podkreślił Kszczot.
Medal zadedykował synkowi. Dzielnie wytrzymał do tej późnej godziny i zaraz po biegu padł. Był naocznym świadkiem - cieszył się dumny ojciec.
Złoty medal halowych mistrzostw świata to dla niego spełnienie marzeń i jak przyznał, dzięki temu będzie mu łatwiej przygotowywać się do kolejnych sezonów. To uczucie jedyne w swoim rodzaju, które daje niesamowitego kopa na przyszłość - przyznał.
Jeszcze dwa tygodnie temu nie było wiadomo, czy Kszczot w ogóle zdecyduje się na występ w HMŚ. Czuł się zmęczony i bał się, że kolejne podróże i starty nie przyniosą niczego dobrego.
Byłem bliższy odwołania startu, ale odwołam się tu do żony. Ona mi powiedziała, że za dwa lata są igrzyska i prawdopodobnie zrezygnuję wówczas z halowych mistrzostw świata. Młodszy też nie będę. To była bardzo rozsądna rada, której oczywiście posłuchałem - podkreślił.
Do igrzysk w Tokio Kszczot na pewno zamierza kontynuować karierę. Mam tylko nadzieję, że ciało, które do tej pory mnie nie zawodzi, będzie dalej działać jak dobrze naoliwiona maszyna, a ta kariera będzie długa i owocna - dodał.
W zawodach pod dachem 28-letni lekkoatleta w ostatnich trzech sezonach przegrał tylko... raz.
Hala jest specyficzna. Wielu zawodników dobrze biegających na stadionie niekoniecznie dobrze poradzi sobie pod dachem. Dowodem na to jest choćby Nijel Amos. Rozmawiałem z nim w trakcie zgrupowania w RPA. Zapytał mnie, czemu jest tak ciężko pobiec 1.45 w hali. Po prostu znacznie szybciej przychodzi kwas mlekowy, a większość zawodników nie znosi krótkich łuków. To naprawdę ciężkie do porównania ze stadionem. Trzeba być w pewnym sensie specjalistą halowym, żeby dobrze biegać pod dachem - ocenił.
Od ubiegłorocznych mistrzostw świata w Londynie w życiu Kszczota wiele się zmieniło. We wrześniu przyszedł na świat jego syn Ignacy. Więcej czasu spędzał z rodziną, zabierał najbliższych na zgrupowania.
To wszystko ma jednak na mnie bardzo pozytywny wpływ. Świetnie czuję się w roli ojca. Mam nadzieję, że tego czasu z Ignacym i żoną Renią będzie bardzo dużo. Naprawdę polecam wszystkim, którzy się wahają lub zastanawiają - płodźcie dzieci, ile tylko możecie. My też się rozkręcamy - zaapelował.
Także udało się ułożyć współpracę z trenerem Zbigniewem Królem, mimo że po imprezie w Londynie wahał się, czy nie zmienić szkoleniowca.
Teraz jest bardzo fajnie. Robimy trening bardzo zrównoważony, jest świetnie. Dogadujemy się też na polu prywatnym, więc niczego więcej nie potrzeba. Cel na lato to złoto mistrzostw Europy, ale będzie równie ciężko - zaznaczył.
Kszczot zdobył czwarty złoty medal dla Polski w historii halowych mistrzostw świata i pierwszy w Birmingham.
(mpw)