FC Kopenhaga pozostaje w ścisłej współpracy z policją z powodu zamieszania wokół Kamila Wilczka. Władze klubu martwią się o bezpieczeństwo polskiego napastnika.
Transferem Wilczka do FC Kopenhaga, a więc wielkiego rywala jego poprzedniego klubu Broendby, żyje cała Dania. Tamtejsze media ostrzegają Polaka, że nie może spokojnie chodzić po ulicach, bo jego bezpieczeństwo jest zagrożone. Kibice Broendby protestowali niedawno pod swoim stadionem, ktoś usunął nazwisko Polaka ze specjalnej tablicy z zawodnikami, którzy jako gracze tego klubu grali w reprezentacjach swego kraju - pisze Onet.
Władze FC Kopenhaga zapewniły, że traktują bardzo poważnie zaistniałą sytuację. Co prawda, przynajmniej na razie, Wilczek nie dostał, prywatnej ochrony, ale klub ściśle współpracuje z policją. Jeśli tylko wydarzy się coś niepokojącego, od razu zawiadamiamy policję i ona decyduje, co dalej należy z tym zrobić. Zapewniam, że jesteśmy świadomi położenia, w jakim się znaleźliśmy. Z Wilczkiem zamieszanie jest poważniejsze niż ze zdecydowaną większością zawodników - powiedział Daniel Rommedahl, dyrektor klubu, cytowany przez "B.T.".
Przedstawiciel FC Kopenhaga przyznał, że zdawał sobie sprawę, jakie konsekwencje może wywołać związanie się z Wilczkiem, który podpisał trzyletni kontrakt. To kontrowersyjny transfer i wzbudza emocje. Kamil też zdawał sobie sprawę, jak to będzie. W przeciwnym razie nie zdecydowałby się na ten krok. Wilczek jest piłkarzem. Chce przede wszystkim grać w piłkę i żeby jego rodzina dobrze się czuła - dodał dyrektor klubu z Kopenhagi.