Oprawa meczu Lech-Górnik rozgrywanego w ramach T-Mobile Ekstraklasy była godna Bundesligi, ale poziomem piłkarze nie dostosowali się do atmosfery na trybunach. Spotkanie drużyn, które udanie zainaugurowały sezon 2012/13 (Lech w dwóch meczach zdobył sześć punktów, Górnik cztery) rozczarowało ponad 27-tysięczną widownię. Kibice nie doczekali się bowiem ani jednego gola na stadionie przy ulicy Bułgarskiej w Poznaniu.
Mecz pewnie potoczyłby się zupełnie inaczej, gdyby w 13. minucie Bartosz Ślusarski precyzyjniej uderzył głową. Interwencja Łukasza Skorupskiego była jednak wysokiej klasy i goście mogli odetchnąć.
Potem bramkarz Górnika nie miał już tyle pracy. Gospodarze atakowali dość schematycznie, sporo w ich zagraniach było niedokładności i nieporozumień. W pewnym momencie Rafał Murawski bezradnie rozłożył ręce, mając pretensje do Gergo Lovrencsicsa, że ten nie wychodzi w tempo do jego podania. Mało widoczny był Aleksandar Tonew, a Szymon Drewniak prawie unikał kontaktu z piłką i w przerwie został zmieniony.
Zabrzanie solidnie prezentowali się w obronie i środku pola, lecz przez ponad pół godziny nie kwapili się do poważniejszych ataków. Dopiero w końcówce pierwszej połowy kilkakrotnie udało im się rozmontować defensywę Lecha, ale akcjom Prejuce Nakoulmy i Pawła Olkowskiego brakowało wykończenia.
W drugiej połowie piłkarze Górnika widząc, że przeciwnik ma słabszy dzień, odważniej już atakowali bramkę Jasmina Burcia. W 57. min. po ostrej wrzutce Olkowskiego bramkarz Kolejorza niezbyt pewnie piąstkował piłkę, a Hubert Wołąkiewicz w ostatniej chwili wyjaśnił sytuację, wybijając na rzut rożny.
Lechici nie mogli poradzić sobie z mocnym pressingiem górników i momentami mieli kłopoty z przejściem środka boiska, co przed własna publicznością rzadko im się zdarza. Tymczasem zabrzanom znów zabrakło trochę szczęścia by zdobyć gola. W 73 min. w pojedynku główkowym najwyżej wyskoczył Ołeksandr Szeweluchin, ale trącił piłkę zbyt lekko i Buric zdążył ją złapać na linii bramkowej.
Okrzyki zarówno poznańskich jak i zabrzańskich kibiców "my chcemy gola" na nic się zdały, choć w ostatniej minucie Mateusz Możdżeń miał "piłkę meczową". Jego strzał z kilkunastu metrów świetnie obronił Skorupski.
Fani poznańskiej drużyny nie kryli rozczarowania, także polityką transferową klubu. Gdzie ten napastnik, Rutkowski, gdzie ten napastnik - pytali retorycznie sympatycy Kolejorza. To nawiązanie to próby pozyskania zagranicznego ofensywnego gracza przez Lecha. Ostatecznie "nowym" nabytkiem Lecha został 40-letni Piotr Reiss, który po trzy i pół letniej przerwie wrócił do macierzystego klubu. Spotkanie jednak obejrzał z trybun.