"To nie jest jeszcze to, czego bym chciał. Chciałbym grać jeszcze lepiej. I do tego będę dążył" - mówi w rozmowie z korespondentem RMF FM Pawłem Żuchowskim Marcin Gortat, zawodnik Washington Wizards. Jedyny Polak w NBA zmienił klub tuż przed startem nowego sezonu. "Zaczynamy grać coraz lepszą koszykówkę" - podkreślił.


Paweł Żuchowski: Marcin, nie miałeś czasu na zabranie wszystkiego, kiedy dowiedziałeś się, że zmieniasz klub. Zabrałeś, jak mi powiedziałeś, jedną walizkę. Reszta miała być przetransportowana. Wszystko jest już tu na miejscu w Waszyngtonie?

Marcin Gortat: Tak. Myślę, że jestem już w 110 procentach całkowicie przeprowadzony do Waszyngtonu. Niestety ze względu na miasto i sposób poruszania się w tym mieście przesłałem tylko jedno z moich aut. Drugie musiałem niestety wysłać do Orlando (Marcin Gortat ma dom na Florydzie i tam mieszka po sezonie - przyp. red.). Można powiedzieć, że jestem całkowicie przeprowadzony. Cała garderoba. Wszystkie rzeczy z domu. Rzeczy, które potrzebuję do trenowania. Wszystko jest już tutaj na miejscu.

Wspomniałeś o Orlando. Z Florydą się nie rozstajesz. Masz tam ciągle dom.

Zgadza się. Orlando jest moim drugim domem. Mieszkam tam po sezonie. W momencie, kiedy kupiłem dom, w trzy miesiące później zostałem wymieniony do Phoenix. I tak już zostało, że po sezonie zawsze tam wracam. Odpoczywam. Mam swoje małe gniazdko. Z tego się cieszę i tego nigdy nie zmienię.

Przyjechałeś z Arizony. Wcześniej Floryda. Przyzwyczaiłeś się do wysokich temperatur. A tu od kilku dni w Waszyngtonie temperatura w nocy poniżej zera. Przeżyłeś szok termiczny?

Może nie tyle, że przeżyłem szok termiczny. Ale niestety cały czas zapominam, że wychodząc rano z domu muszę wziąć długie spodnie, bluzę z długim rękawem. Pierwsze parę dni chodziłem praktycznie w koszulce i krótkich spodenkach. Myślałem, że nadal jestem w Phoenix. Pierwszych kilka dni szybko to zweryfikowało. Nauczyłem się już, że nie ważne, jaka jest pogoda, zawsze bierzesz ze sobą bluzę i długie spodnie.

Jak oceniasz siebie w swoim nowym klubie?

Myślę, że nie ma tragedii. Nie ma też oczywiście rewelacji. Po paru tygodniach spędzonych z zespołem, myślę, że reprezentuję w miarę solidny poziom, który może dawać nam trochę więcej optymizmu na przyszłość. Ale nie ukrywam, że to nie jest jeszcze to, czego bym chciał. Chciałbym grać jeszcze lepiej. I do tego będę dążył.

Wizards nie są najlepszym klubem w NBA. Dotychczas im się nie wiodło.

Do tej pory faktycznie im się nie wiodło. Nie wiodło oczywiście ze względu na kontuzje i różnego rodzaju sytuacje w zespole. Dlatego myślę, że teraz zaczynamy powoli dojrzewać do tego, by grać lepszą koszykówkę. Nie ma teraz aż tylu zawodników kontuzjowanych, którzy wypadają ze składu i jesteśmy oczywiście bardzo mocno osłabieni. Zaczynamy grać coraz lepszą koszykówkę. I miejmy nadzieję, że nie zakończy się to tylko na paru zwycięstwach. Miejmy nadzieję, że znajdziemy taki rytm, gdzie wygramy parę albo paręnaście meczów z rzędu.

W wywiadach dla amerykańskiej prasy, tych pierwszych po przyjeździe tutaj, mówiłeś, że Washington Wizards mogą wygrywać. Mogą zmienić swoje oblicze. Nadal tak uważasz?

Uważam, że jesteśmy w stanie tutaj wygrywać. Nie da się ukryć, że plan, który mieliśmy tutaj od początku sezonu, nie był dla nas optymistyczny. Bardzo dużo meczów na wyjeździe. Z Miami, z Oklahomą, z Dallas, z San Antonio. Bardzo trudni przeciwnicy. A teraz myślę, że zaczynamy powoli taki plan, który będzie po naszej myśli. Dużo meczów będziemy mieć u siebie w domu (w Waszyngtonie - przyp. red.). Jest szansa, że możemy się teraz odbić i wyskoczyć na prowadzenie.

Mówią, że jesteś gwiazdą w tym klubie. Czujesz presję?

Nie, gwiazdą nie jestem. Tu do statusu gwiazdy jeszcze mi daleko. Na pewno jestem tutaj traktowany jako weteran. Jako jeden z wielu weteranów. Cieszę się, że mogę pomóc młodym zawodnikom. Moją odpowiedzialnością jest przede wszystkim to, żeby pokazać, że weteran potrafi trzymać pewien poziom i odpowiednio się prowadzić. I to jest dla mnie najważniejsze.

Na polskich portalach widziałem nagłówki typu: "Washington Wizards ponieśli kolejną porażkę. Nieskuteczny Gortat". Boli cię to, gdy czytasz takie rzeczy?

Szczerze mówiąc, nie czytam takich nagłówków. Prędzej jestem o nich informowany, ponieważ nauczyłem się już nie czytać polskich gazet i polskich portali. Więcej dociera do mnie od osób trzecich, że gdzieś coś jest na mój temat napisane. I dopiero ewentualnie potem to weryfikuję. Ale nie ma to znaczenia. Póki nie wypowiedziała tego osoba z autorytetem koszykarskim, nie ma to dla mnie najmniejszego znaczenia.

Wizards mają 5 zwycięstw, 8 porażek. Trochę słabo to wygląda. Liczycie na kolejne wygrane?

Oczywiście, że liczymy na kolejne wygrane. Przed nami, jak powiedziałem, mamy kolejne 4 mecze w 5 dni i będzie to drugi etap tych ciężkich spotkań. Ale już zaraz po tym etapie powinno być troszeczkę luźniej i łatwiej. Oczywiście będziemy się starali wygrać kolejne 3 z 4 spotkań, tak jak to zrobiliśmy przez ostatni tydzień. Jeżeli się to uda, to nie da się ukryć, że wskakujemy jako jedna z lepszych drużyn na pozycję w play-offach.

Na koniec chciałbym zapytać o twojego tatę. Przed paroma laty rozmawialiśmy w Orlando. Mówiłeś wówczas, że bardzo chciałbyś, aby Twój tata odwiedził cię w USA. Mówiłeś, że planujesz go nawet upić i wsadzić do samolotu. Udało się to zrealizować? Odwiedził cię w Stanach Zjednoczonych?

Niestety nie udało się. I myślę, że się nie uda. Tata panicznie boi się latać i można powiedzieć, że ze względu na jego wiek i jego zdrowie jest już to praktycznie niemożliwe.

(MRod)